Teutonick Teutonick
90
BLOG

Państwo prawa na opak a "rzetelność" tzw. portali eksperckich

Teutonick Teutonick Finanse Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

   Przy okazji ciągu przesłuchań przed komisją ds. Amber Gold ujawniła się w zeznaniach poszczególnych wielce czcigodnych person, wywodzących się z elitarnego towarzystwa mości państwa prokuratorów, oczywiście w przerwach pomiędzy doskwierającymi im częstokroć i znienacka tyleż nagłymi co zaraźliwymi atakami amnezji, ich niesłychana wrażliwość w kwestii nie dopuszczenia przypadkiem, poprzez podjęcie jakichś nieprzemyślanych i zbyt pochopnymi działań, do narażenia na straty, a w konsekwencji do ewentualnej upadłości firmy Marcina Plichty, czy jak ów osobnik miał się tam ostatecznie nazywać, co ostatecznie narażałoby w tej sprawie przeróżnych panów decydentów na doprowadzenie do wrzucenia sobie przez nich na ichnie wątłe barki jakże nieznośnego w tejże pracy brzemienia odpowiedzialności. W rezultacie wstrzymywano się z podjęciem właściwych decyzji oraz idących w ślad za nimi czynności do czasu, aż nie groziły już one żadną upadłością, bo piramida zawaliła się sama z siebie, z oczywistym pożytkiem dla tych wszystkich, którzy jakże lekkomyślnie powierzyli jej twórcom swoje oszczędności. Rzecz jasna w tym momencie również jakiekolwiek formy prób odzyskania tychże musiały się już spotkać z tyleż poważnymi, co w pełni zrozumiałymi utrudnieniami.

   Jakimś dziwnym trafem podobna delikatność nie występowała wśród przedstawicieli tożsamych instytucji chociażby w osławionym przypadku niejakiego Marka Kubali, którego bezwzględnie zniszczono wraz z prowadzonym przez niego, dobrze prosperującym interesem, oskarżając bezpodstawnie o malwersacje, których jak się okazało po latach, nijak nie udało się w toku prowadzonego śledztwa wykazać. Doskonale owe niuanse pokazują odwrócenie wektorów w III RP, która z takich czy innych przyczyn hołubiła przekręciarzy, a sekowała uczciwych, dobrze sobie radzących w interesach przedsiębiorców, formułując wobec nich pod byle pretekstem dęte zarzuty. I nie są to jedynie konkluzje po seansie przedostatniego filmu Ryszarda Bugajskiego, ale rzeczywistość poparta setkami, jeśli nie tysiącami przykładów. I nie potrzeba nawet do ich poparcia nieco innego typu, może nieraz bardziej wyrazistych, casusów w postaci ostatnich wyroków przeróżnych instancji w sprawach występujących w rolach winowajców sędziów i prokuratorów, które w swej istocie stanowią cały zbiór dowodów na niebotyczne poczucie samozadowolenia, bezkarności i nieomylności przedstawicieli zjednoczonych nadzwyczajnych kast.

   Nad ciężką dolą przedsiębiorców, tym razem z sektora budowlanego, postanowiła się również z troską pochylić „branżowa” przybudówka słynącego nie tylko ostatnim czasem z masowej produkcji półprawd i fejkniusów portalu, tytułująca się dumną i jakże wiele mówiącą nazwą „Business Insider”. Okazuje się, że bezduszni urzędnicy Ministerstwa Infrastruktury nie zgodzili się na waloryzację cen zapisanych w kontraktach zawartych z firmami owych biznesmenów, o co zwrócili się oni w związku z ostatnimi podwyżkami cen materiałów budowlanych i – uwaga – wzrostami kosztów podwykonawstwa, co jak się okazuje może skutkować masową falą bankructw firm tychże panów. A cóż owa informacja w skrócie między wierszami może oznaczać? Że oto te wszystkie spółeczki-słupeczki, których niemała część została swego czasu powołana do życia przy okazji nagłego przyśpieszenia prac przed EURO 2012 z kluczową misją w postaci wygrywania wszelkich możliwych kluczowych przetargów na prowadzone prace, składając się nierzadko z czterech prezesów, dwóch sekretarek, i jednego faksu, nie dają już rady ogrywać finansowo swych naznaczonych przykrym doświadczeniem podwykonawców, w odróżnieniu od firm „koordynujących”, wykonujących w praktyce przedmiotowe zlecenia, za które często gęsto nie udało im się otrzymywać należnych gratyfikacji, co w owym czasie istotnie prowadziło do wielu bankructw i ludzkich tragedii.

   Rzecz jasna gdyby ministerstwo poszło na rękę owym panom przedsiębiorcom, podniósłby się natychmiastowy rwetes i lament, najpewniej na stronach tych samych portali, że oto na naszych oczach „pisiewicze” po raz kolejny dają przykład niekompetencji, niegospodarności itd. itp. Podobne biadolenie występuje obecnie na innych „biznesowo-fajnanszialowych” portalikach w związku z procedowanym ponoć projektem zmian w kodeksie pracy. Niejaka „Strefa Biznesu” doniosła wczoraj z nieukrywanym żalem i pretensją, że oto rządzący szykują nam rozwiązania, zgodnie z którymi - jak podano w tytule newsa - „każdą zarobioną złotówką podzielisz się z ZUS-em”. No wprost giewałt na zdrowej tkance narodu, do tego faszyzm, sadyzm, mizoginizm i co jeszcze, zakończone gromkim okrzykiem „olaboga!”. Przypomnieć wypadałoby wieloletnie łkania i biadolenia nad tym, ilu to młodych i całkiem niemłodych już ludzi pracuje w Polsce na umowach śmieciowych i jak to nic z tym się nie da zrobić. Innych „doniesień” dotyczących zapisów w przedmiotowym projekcie nie będę tu komentował z prostego względu, że już po wielekroć owe „doniesienia” w temacie prowadzonych prac nad takim czy innym dokumentem, publikowane przez różne „specjalistyczne” tytuły w rodzaju chociażby DGP, okazywały się wyssanymi z własnych lub nie-własnych brudnych redakcyjnych paluchów bądź też innych części ciała, fejkami.

   Jako podsumowanie przytoczę tutaj przykład jeszcze jednej formy „informowania” internautów w temacie kolejnego zagadnienia, którym można poderwać masy do jakże słusznego gniewu. Dla odmiany jakże znamienity tytularnie „Forbes”, prowadzony na naszym tubylczym poletku pewną ręką przez, wywodzącego swój rodowód rzecz jasna z pierwszorzędnego niearyjskokomunistycznego korzenia (żeby nie używać przymiotnika pochodzącego od jakże antysemickiego określenia „żydokomuna” i nie zostać przywołanym do porządku jako żywy, a zarazem wirtualny przykład budzących się na nowo „polskich demonów” na kolejnej konferencji w Muzeum POLIN), autora pomysłu na „polski Majdan”, publikuje w necie artykuł, w którego tytule pojawia się fraza mówiąca o tym, że „ok. 0,5 miliona ludzi może stracić dach nad głową w wyniku zapisów nowej ustawy spółdzielczej”. Wczytując się w sam tekst umieszczony pod takim właśnie wstępem, można dowiedzieć się, że jakaś część lokatorów może - owszem - stracić, ale nie lokal mieszkalny, do którego zgodnie z zapisami przedmiotowej ustawy zachowa pełnię praw, ale status członka spółdzielni mieszkaniowej. I cóż Państwo powiedzą na taką zgodność brzmienia clickbaitowego tytułu z anonsowaną nim treścią w poważnym ponoć periodyku, fakt (nomen omen), że wraz z innymi renomowanymi podobnież niegdyś czasopismami pokroju „Newsweeka”, wydawanym od jakiegoś czasu przez towarzystwo pod egidą przeróżnych Dekanów?


Teutonick
O mnie Teutonick

szydercza szarańcza

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka