Teutonick Teutonick
188
BLOG

Roszczeniowy wyścig

Teutonick Teutonick Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4
   Przy okazji wtargnięcia do gmachu Sejmu – jak słyszę za sprawą niezastąpionej partyzantki Joanki zwanej też potocznie Gburią Furią lub też Szajbusem-Wielgusem z montypythonowską Dupencją Niezadowolencją w zestawie, za to przez siebie samą (za cholerę nie wiedzieć z jakich to tajemniczych, niedostępnych dla oka względów) „niezłą dupeczką”(!) – grupy rodziców osób niepełnosprawnych wraz tymi osobami w pakiecie okupacyjnym, pozwolę sobie poruszyć dość „kontrowersyjny” temat najskrytszego pośród najtajniejszych politpoprawnościowych tabu, dotyczącego urodzonych już osób niepełnosprawnych, bo wszyscy dobrze wiemy, że osoby niepełnosprawne jeszcze nieurodzone znajdują się już w zupełnie innym koszyku politycznej poprawności. Mianowicie od lat trwa przekształcanie przestrzeni urbanistycznej naszego pięknego kraju pod kątem udogodnień dla osób niepełnosprawnych. Najbardziej widocznym tego przejawem są w powalającej większości notorycznie puste miejsca parkingowe oznaczone kopertami. Dopiero od niedawna gdzieniegdzie obok nich pojawiły się inne, dla odróżnienia oznaczone odmienną barwą, a przeznaczone dla matek z małymi dziećmi, które również przecież poruszając się przy pomocy wózka (co akurat w przypadku „zmotoryzowanych” niepełnosprawnych nie zdarza się statystycznie zbyt często) są skazane w codziennym życiu na tożsame w stosunku do osób niepełnosprawnych niedogodności. Pytanie o zasadność zarezerwowania takiej a nie innej ilości miejsc przeznaczonych dla inwalidów oraz sposób ich wyliczenia w sytuacji gdy większość z nich pozostaje na co dzień zupełnie niewykorzystana, przy jednoczesnym deficycie miejsc przeznaczonych dla zwykłych śmiertelników, pozostanie najpewniej bez odpowiedzi.
   Jednak z owych kopert żerujące na zagadnieniu media zwykły czynić w ostatnich miesiącach niejednokrotnie uświęcony bicz na tak znienawidzonych urzędników państwowych jak wicepremier Gowin czy min. Zalewska, że o Antonim o Strasznych Oczach nie wspomnę. Kierowca pani minister ośmielił się zająć w ten sposób oznaczone miejsce podczas wizyty pani minister w szkole integracyjnej, gdzie zostało ono wskazane do wykorzystania przez gospodarzy zarządzających terenem przyszkolnym. Okoliczności, w których „na gorącym uczynku” został przyłapany operator limuzyny wicepremiera okazała się być dość podobna. Z kolei szofer Złowrogiego Antoniego zatrzymał się na kopercie podczas wysadzania swojego zbrodniczego pasażera przed budynkiem – o zgrozo – kościoła. Zaznaczam: zatrzymał się, a nie zaparkował – różnicę chyba każdy nawet najbardziej tolerancjonistycznie wyedukowany gimbus jest w stanie wyłapać. Tak czy inaczej przy każdym z wymienionych przypadków podniosło się larum odsądzające rzecz jasna wszystkie zaangażowane w powyższe zdarzenia osoby od czci i wiary. Z kolei gdy redaktor naczelny Superexpressu zwrócił na Twitterze uwagę na kwestię całych kilometrów pustych miejsc przeznaczonych dla niepełnosprawnych przy jednoczesnym zatłoczeniu pozostałych, posypały się na niego gromy wśród których koronnym argumentem było zapytanie pt. „może chciałbyś się ze mną zamienić?”. W sensie „ja oddam ci możliwość korzystania z miejsca dla inwalidów, ale w rewanżu dołożę ci za to swoją niepełnosprawność”. Czyli sprowadzenie dyskusji do jakiegoś kompletnego absurdu, nie ocierającego się nawet o realne sedno problemu, który stanowi niewłaściwy sposób planowania przez osoby za to odpowiedzialne przestrzeni publicznej w skali makro, którego efekty można również przyuważyć na takich właśnie przykładach.
   Biorąc pod uwagę także i tego rodzaju casusy należałoby przyjąć do wiadomości, że przy okolicznościach, które nie przynoszą nam nieodmiennie co sezon naddatków w systemie budżetowej redystrybucji, aby coś komuś dać, najczęściej należy komuś innemu odjąć. Tak jak latami poprzednia ekipa zwykła na ten przykład hołubić (żeby pozostać jeszcze na chwilę przy zagadnieniach z pogranicza przepisów ruchu drogowego i urbanistyki) w ruchu ulicznym elitarne grono cyklistów, obdarzając je jakimiś absurdalnymi przywilejami kosztem całych rzesz kierowców i pieszych. I tak jak zwykła rozpieszczać mentalnie i materialnie tylko i wyłącznie siebie wraz ze wszystkimi krewnymi i znajomymi królika kosztem całej reszty narodu. Fakt, że notorycznie optymistyczne wieści z dziedziny gospodarki mogą obecnie nastrajać nieco wojowniczo, w rezultacie mocno rozzuchwalając tych, którzy za poprzedniej władzy zwykli z podkulonym ogonem przyjmować za dobrą monetę tłumaczenia różnych Sztukmistrzów z Londynu czy innych Bydgoszczów tudzież szefujących im nominalnie klaunów, że „piniendzy nie ma i nie będzie”. Teraz dla odmiany rząd z rozbrajającą szczerością informuje, że pieniądze jednak są, a nawet je wypłaca, znaczy się nie kradnie jak poprzednicy, a więc huzia na Józia! Pierwsi byli najbardziej pokrzywdzeni przez system lekarze rezydenci z niezdrowo powykręcaną - najwyraźniej od długotrwałych głodówek odbywanych w bezpośrednim sąsiedztwie szafek z medykamentami - mgr Pikulską na czele, teraz dla odmiany przyszedł czas na środowisko osób niepełnosprawnych, pytanie brzmi kto z jakimi postulatami wysunie się na roszczeniowe czoło jako następny.
   Bo teraz już można! Minęło 8 lat chudych więc tera trza brać co w kułak wpadnie. Pal sześć zapowiedziany program „Dostępność+”, pal sześć jakieś tam staromodne kryterium dochodowe, my chcemy wincyj! I dalej przepytywać na sejmowych korytarzach - przy nieodzownym udziale każdorazowo w takich przypadkach zlatujących się jak muchy do wiadomej substancji państwa dziennikarzy i fotoreporterów - panią minister z tego co jeszcze można by zrobić dla osób niepełnosprawnych, a co jeszcze nie zostało zrobione i dlaczego, dalej rozliczać ją z całego ćwierćwiecza zaniedbań w tejże dziedzinie, dalejże na nią pokrzykiwać i machać łapami przed nosem wzorem rozżartych babin z magla, a niech se gawiedź popatrzy, niech se wyciągnie odpowiednie wnioski i niech se zagłosuje w kolejnych wyborach, ale na kogoś zupełnie innego niestety. Tylko że wtedy owo rozochocone towarzystwo, tak heroicznie trwające w swych żądaniach umówienia ich na tymże samym korytarzu przy schodach (i nigdzie indziej - co by reportersko-dziennikarska hałastra, a w ślad za nią wspomniana gawiedź przed telewizorami miała uciechę) na spotkanie „z osobami decyzyjnymi” (najwyraźniej urzędnik w randze ministra to mało) może się nieco zdziwić w swych kalkulacjach. Bo po wyborach może się okazać, że przyjdzie kolejny smutny klaun czy też inny pan kasjer, wysłucha, pokiwa głową i powie, że pieniędzy nie ma i nie będzie. Ale może faktycznie nie o to chodzi kto by się miał zdziwić bądź nie zdziwić. Może rzeczywiście rzecz idzie jedynie o to by w przelocie, póki rządzi ekipa jakimś dziwnym trafem jeszcze wsłuchująca się w ludzkie potrzeby, pochwycić co swoje. A potem już niech się dzieje co chce, niech wracają do żłoba ci, którzy kręcili się przy nim od szeregu lat. I niech tną na nowo te wszystkie pińsetplusy. Bo przecież „piniendzy” po latach kaczystowskiej zamordystycznej dyktatury i rozpasanego (także poprzez system przyznawania nagród i premii, to nic że zwróconych) „rozdawnictwa” nie będzie – to chyba całkowicie zrozumiałe. By żyło się lepiej…

Teutonick
O mnie Teutonick

szydercza szarańcza

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo