Teutonick Teutonick
501
BLOG

„Marsz! Marsz! Nie ma – stać!...”

Teutonick Teutonick Marsz Niepodległości Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

   Okazuje się, że podobnież sukcesem zakończyły się negocjacje pomiędzy stroną rządową a organizatorami Marszu Niepodległości. Do tej pory wydawało się, że „obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm” (zgodnie z nomenklaturą ukutą przez pana red. Michalkiewicza) będzie usiłował za wszelką cenę dokonać wrogiego przejęcia wobec koronnej imprezy narodowców, spopularyzowanej i w skali krajowej w sposób niespotykany rozwinięty przez to środowisko – pomimo rozlicznie rzucanych pod nogi kłód – w latach poprzednich. Wygląda na to, że ostatecznie „strona społeczna” uległa swego rodzaju szantażowi ze strony tandemu prezydent-premier, zaś jaki będzie tego efekt finalny, będziemy mieli okazję przekonać się już w najbliższą niedzielę.

   Szkoda tylko, że nasi państwowi włodarze równie niezłomni i pryncypialni w swym nieustannym boju o uszanowanie naszych wartości i tradycji niepodległościowych nijak nie chcą – poza sferą pustych nieraz gestów – pozostawać w innych, bezpośrednio odnoszących się do współczesności, dziedzinach gdzie wymachiwanie biało-czerwoną flagą nie może być – niczym na kodomickich spędach – jedynie niewiele znaczącą fasadą, a raczej winno stanowić konsekwentną część rzeczywistej walki o nasze konkretne, dobrze rozumiane interesy, nie potrafiąc przy tym nawet skutecznie poskromić naszej rodzimej partii antypolskiej, że o uciszeniu przeróżnych antypolskich syków, pohukiwań i złorzeczeń dobiegających z zagranicy, chociażby poprzez wcielenie w życie zasad ujętych wprost w metodologii wprowadzania do użytku tzw. faktów dokonanych, nie wspominając.

   Zdając sobie sprawę, że o wiele łatwiej niż forsować własną – niezależną od czynników zewnętrznych i przeróżnego typu uwikłań wewnętrznych – politykę, jest z uporem godnym lepszej sprawy wcielać w życie zasadę, że na prawo od nas może być tylko ściana, trudno jednak jednocześnie nie zauważyć, że owego przypartego do owej mitycznej ściany elektoratu nie pozyska się jedynie poprzez całkowite zmarginalizowanie hipotetycznej konkurencji (zamiast np. poszukać we wspomnianych środowiskach przestrzeni dla potencjalnego koalicjanta), przy jednoczesnych, niezbyt udolnych próbach poszerzenia własnej bazy wyborców we wszelkich możliwych kierunkach, zwłaszcza kosztem hulającego totalniactwa.

   Tymczasem zamiast przekonywać do własnych treści programowych popartych odpowiednio asertywnymi działaniami, poprzez – stanowiącą prawdziwe wyzwanie, połączone ze żmudną pracą u podstaw – próbę przemodelowania sposobu myślenia, ogłupionych przez lata ciężkiej medialno-propagandowej harówy, mas głównie pracujących, usiłuje się zaskarbić ich przychylność i zarazem zagłaskać poprzez częściową adaptację cudzych koncepcji, rozmydlając tym samym istotę własnych idei i czynów, w efekcie czego narastać musi wśród Polaków chaos i dezorientacja, gdzie nikt już nie ma pewności co do tego, komu można wierzyć. A na to wszystko po staremu wkraczają stare i dobrze znane od lat twarze-symbole zgniłej III RP.

   Usiłuje się również oddzielić „prawdziwych patriotów” od wszelkiej maści „faszoli”, a jednocześnie rządzący, jako reprezentujący „jedynie słuszny kierunek”, starają się za wszelką cenę spacyfikować wszelkie – obecne na banerach, flagach i transparentach – „nieprawomyślne odchylenia”, każdorazowo demaskując ich wyznawców jako tych „śmierdzących ruską onucą” i zarazem niezwykle ochoczo wchodząc w zastawioną przez pewną specyficzną nację – nazwijmy ją „narodkiem warszawskich kamieniczników” wraz z jej tutejszą, wierną delegaturą – pułapkę, prezentującą się tylko nieco bardziej subtelnie od sławetnej „wafelkowej prowokacji”. W czym oczywiście druga „strona negocjacyjna” ochoczo bierze udział, niezwykle chętnie przyjmując zaproszenia do znienacka niezwykle usłużnych redakcji, w których przeróżni mendowaci nocnikarze już zacierają swe pulchniutko-szponiaste rączki na samą myśl o oczekiwanej „kłótni w patriotycznej rodzinie” i idącymi w ślad za nią, puszczanymi czym prędzej w świat, migawkami z „nieprawdopodobnie skandalicznej” zadymy z „rasistowskimi hasłami” typu „Bóg-Honor-Ojczyzna” w tle.

   Trudno się jednak dziwić wypchniętym na aut narodowcom, dla których jako się rzekło 11.XI jest jedyną szansą i okazją do przypomnienia o sobie szerokim rzeszom odbiorców medialnej papki, że nie wybrzydzając czym prędzej korzystają. Całe szczęście, że do tej całej „inicjatywy niepodległościowej” nie dołożyły się jeszcze, korzystając z motywowanych niewczesną koncyliacyjnością zaproszeń, różne łobywatelsko-kułalicyjne wynalazki, w swojej istocie tradycyjnie mając z polską racją stanu czy w ogóle z polskością tyle wspólnego, ile imć Radziejowski w okresie potopu szwedzkiego, za to pewnego rodzaju zadumę mogą wzbudzać skuteczne próby rozmiękczenia tematu tegorocznych obchodów poprzez chociażby uwypuklenie do niebotycznych rozmiarów problematu pt. czy aby wyraz „póki” wplątany w słowa hymnu stanowi już jego profanację, czy może jednak jeszcze nie.

   Swego czasu popełniający niniejszą notkę zainaugurował własną pisaninę zwaną szumnie „działalnością blogową” tekstem traktującym o podstawianiu nogi przez żabę tym, którzy podkuwają nogi koniom, właśnie w kontekście obchodów Święta Niepodległości i „obchodzących” je, rzecz jasna niezwykle hucznie, takiego czy innego typu „mord zdradzieckich”. Minął niemalże rok i także na przykładzie tego jednego zagadnienia można zauważyć pełne zakłamanie, labilność poglądową na każdą niemal poruszaną kwestię i kalizm level hard w wykonaniu tegoż środowiska, którego zresztą najnowszy akord stanowić mogły ostatnie, niekoniecznie odpalane przed taką czy inną komisją, występy jego symbolicznego lidera, stanowiące tak naprawdę cały zestaw żałosnych podrygów pajaca na krótkiej chunijnej gumce, odznaczającego się pozornym zatroskaniem o „los ojczyzny” malującym się na zmiętej facjacie zepsutego klauna z fantazyjną przyczeską, popisującego przy tym się co i rusz nazbyt histeryczną gestykulacją.

   W międzyczasie minął dla mnie osobisty czas aresztów domowych i przymusowych urlopów, a tutejsze szrajbolenie przestało stanowić odskocznię służącą wypełnieniu dziury powstałej z nadmiaru czasu wolnego. Być może powyższy wpis stanowi swego rodzaju klamrę dla mej tutejszej działalności „autorskiej” – czas pokaże czy w ferworze pracy i nawarstwiających się obowiązków uda się jeszcze znaleźć czas na bieżący, nieco obszerniejszy komentarz otaczającej rzeczywistości, a chęć dzielenia się z innymi własnymi refleksjami okaże się wystarczająco przemożna aby rzecz kontynuować. Jeśli miałoby się okazać inaczej, chciałem korzystając z okazji serdecznie podziękować wszystkim czytającym i komentującym tutaj za poświęconą uwagę i czas, zaś na okoliczność jutrzejszego święta podsumować sytuację nas jako Polaków (życząc przy tym sobie i innym przyjęcia - wymuszanej niejako przez nią - odpowiedniej postawy obronnej miast wprowadzania w życie zasad „samoograniczającej się rewolucji”) ilustrowaną pewnym znanym mottem, stanowiącym zarazem ciąg dalszy tytułowego cytatu z pewnego kawałka wykonywanego w latach 80-tych przez znanego obecnie jako czołowy nie-partyjny działacz, rockowego grajka, a mianowicie: „…kto nie jest z nami, jest przeciw nam…”.


Teutonick
O mnie Teutonick

szydercza szarańcza

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka