Wybory, a we mnie narasta irytacja w związku z ciszą wyborczą.
Nie znoszę tej cenzury, świadczącej raczej o ograniczeniach demokracji niż o jej dobrodziejstwach i postępowości.
A gdyby tak, zakładając hipotetycznie, oczywiście całkowicie fałszywie, wybierający się do parlamentu kandydat, miał coś, powiedzmy, na sumieniu? Nie chodzi mi tu nawet o dokonanie jakiegoś poważnego przestępstwa, ale o wykroczenie bądź zdarzenie kompromitujące go całkowicie, o którym opinia publiczna powinna wiedzieć, zanim wyborcy oddadzą swój głos na ściemniającego świętoszka, udawacza praworządności, to co wówczas?
I co zasadnicze w rozpatrywanej tu fikcji, problem pojawił się nagle, w dzień wyborów, a dziennikarze mają wiedzę na ten temat…?
Niestety. Trzeba milczeć. Nie można wtedy nic mówić, bo zostanie się obłożonym karą, nie można o niczym informować, bo nastąpi likwidacja portalu wynikająca z niewypłacalności po potężnej grzywnie, nie można rozmawiać o tym kandydacie z innymi ludźmi, bo jeszcze ktoś doniesie, nie na niego, tylko na posiadającego wiedzę dziennikarza, więc po co ryzykować…?
Czy to jest wolność? Pełen dostęp opinii publicznej do wiedzy?
Wystarczyłby właściwie tylko jeden taki przypadek, a zasadność cenzury ciszy wyborczej legnie w gruzach.
Powiedzmy, że taki delikwent dostaje się do parlamentu i zdobywa immunitet. Co wtedy? Jest już wtedy poza zasięgiem, ma potężny arsenał obronny, tarczę ochronną w postaci immunitetu, tworzonego pod sztandarem dobra Ojczyzny, państwa i obywateli.
Zgdonie z założeniem, podczas ciszy wyborczej nie można agitować, w porządku, ale zakazem objęte są przecież także wszelkie publikacje na temat kandydatów.
To istny absurd.
Nie wspominając już, że w rozwiniętych krajach demokracji, cisza wyborcza nie istnieje.
A zatem, kiedy wreszcie zostanie zlikwidowana w Polsce cisza wyborcza? Oto mój obywatelski postulat.
Do ciszy nocnej nie mam zastrzeżeń.
Inne tematy w dziale Polityka