Tomasz Włodarczyk Tomasz Włodarczyk
852
BLOG

Reforma PiS pogłębi problemy sądownictwa

Tomasz Włodarczyk Tomasz Włodarczyk Sądownictwo Obserwuj temat Obserwuj notkę 51

Przygotowywana w pośpiechu i na kolanie reforma sądownictwa ma rzekomo służyć likwidacji patologii w wymiarze sprawiedliwości. Zgodnie z narracją obozu rządzącego metodą uzdrowienia wymiaru sprawiedliwości jest pobycie się postkomunistycznego układu, który opanował sądy i podporządkował ich działanie własnym interesom. Ciekawe, że diagnoza ta nie została poparta żadnymi ekspertyzami, badaniami, czy przeglądem orzecznictwa. Jest za to powtarzana jak mantra przy każdej sposobności i przez to stała się już dogmatem nieoficjalnej religii państwowej. Partia rządząca dobrze wie, że z kluczowymi dla utrzymania władzy zmianami musi się spieszyć, bo już niedługo nikt nie będzie wierzył we wszechmocny układ wymierzony przeciwko PiS-owi i narodowi polskiemu, skoro minęły już 2 lata od wyborów, a zwycięzcy przejęli wystarczająco dużo władzy, by układ ten zdemaskować i rozliczyć. PiS w dalszym ciągu korzysta z negatywnych emocji w stosunku do poprzedniej ekipy rządzącej, które jednak w miarę upływu czasu będą traciły na znaczeniu. Stąd pośpiech przy zmianie ordynacji wyborczej i w innych rozwiązaniach mających utrwalić władzę, nawet przy niskim poparciu społecznym. 

Nie miejmy złudzeń, że reforma w kształcie zaproponowanym przez PiS zmieni cokolwiek na lepsze w wymiarze sprawiedliwości. Będzie wręcz przeciwnie - utrwali ona dotychczasowe patologie, zmieni tylko ich beneficjentów. Wystarczy tylko spojrzeć na obecną politykę ministra sprawiedliwości przy obsadzaniu stanowisk prezesów sądów. Czy opinii publicznej znane są szczególne zasługi i zalety osób mianowanych przez ministra? Oczywiście że nie, bo stwarzanie choćby tylko pozorów, że o awansie decydują wyłącznie względy merytoryczne, mogłoby zmniejszyć poczucie wdzięczności wobec swojego mocodawcy. Nic tak nie buduje więzi wdzięczności i lojalności, jak świadomość, że stanowisko zawdzięcza się tylko i wyłącznie swojemu promotorowi. Stąd względy merytoryczne nie powinny mieć znaczenia. Nietrudno wyobrazić sobie, jak wpłynie to na kondycję sądownictwa. W nowoczesnych, sprawienie funkcjonujących państwach o awansie urzędników decydują kompetencje. W republikach bananowych - znajomości, powiązania rodzinne, względnie pieniądze. Zmierzamy w stronę drugiego modelu, utrwalając tym samym dziedzictwo PRL-u.

Problem z sędziami za czasów rządków PO-PSL i wcześniej nie polegał na tym, że władza odbierała im niezawisłość. To sędziowie sami rezygnowali z niezawisłości wydając niejednokrotnie stronnicze wyroki zgodnie z oczekiwaniami władzy. Robili to oczywiście dla własnej kariery oraz by móc współuczestniczyć w układzie władzy. Nie chcieli być bezstronnymi i przez to wyalienowanymi sługami prawa, lecz ulegli blichtrowi władzy i pokusie współuczestnictwa w działaniu elit polityczno-biznesowych. Oczywiście byli i tacy sędziowie, którzy prawidłowo lub wręcz wzorowo sprawowali swój urząd. Nie mogli jednak liczyć na szybki awans ani za poprzednich rządów ani nie mogą obecnie. Za czasów PRL-u sądy również miały gwarantowaną prawnie niezawisłość. W rzeczywistości talony na samochód lub inne profity pozwalały władzy wpływać na wyroki. Sędzia, gdy tylko chciał, mógł być niezawisły. Jednak odpowiednia selekcja kandydatów do zawodu na etapie przyjęcia na aplikację i wpływ władzy na obsadę kadrową sądów nie sprzyjały realnej niezawisłości. Karierę zawodową mieli szansę robić ci, którzy posiadali dobrze rozwinięty zmysł wyczucia oczekiwań układów partyjnych. Skażenie środowiska sędziowskiego oportunizmem i serwilizmem, który zastępuje  poczucie sprawiedliwości i służby publicznej, to główny problem wymiaru sprawiedliwości, które wcale nie likwiduje reforma PiS. Przeciwnie - sędziowie będą jeszcze bardziej niż dotychczas nagradzani za uległość i dyspozycyjność, bo upolityczniona Krajowa Rada Sądownictwa będzie decydowała o ich karierach. Jest rzeczą dość oczywistą, że sędziowie wydający politycznie motywowane wyroki za czasów PO-PSL, nie robili tego z przyczyn ideologicznych (wobec bezideowości tamtego układu), lecz dla korzyści osobistych. I właśnie tacy sędziowie są potrzebni obecnemu układowi władzy - spolegliwi i dyspozycyjni. Z pewnością nie będą mieli większych problemów z przestawieniem swojego orzecznictwa zgodnie z nowym trendem politycznym. W ten sposób powstanie kasta ludzi nietykalnych. Oczywiście przynależność do niej będzie przywilejem nielicznych. Sama deklaracja poparcia dla partii rządzącej czy nawet legitymacja partyjna nie wystarczą, by mieć gwarancję sprawiedliwości w sądzie. Silna władza nie musi się z nikim liczyć, nawet z własnym zapleczem. 

Uwierzyłbym, że wybór członków KRS przez polityków ma sens, gdyby rozwiązanie takie proponowało ugrupowanie, które samo daje przykład uczciwości i poczucia służby publicznej. Jednak partia przyzwalająca na nepotyzm, kolesiostwo i korupcję polityczną (np. pieniądze publiczne dla uczelni ojca Rydzyka, czy kampania w sprawie reformy sądownictwa) nie jest godnym zaufania kandydatem do przeprowadzania zmian personalnych w tak newralgicznym obszarze państwa, jakim jest wymiar sprawiedliwości. 

Lubię poniedziałki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo