Tytuł jest odpowiedzią na pytanie, co było przyczyną katastrofy polskiego samolotu TU-154M - 10 kwietnia 2010 roku na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku. Bezpośrednie przyczyny wynikały z jednego ogólnego powodu. Niezwykle „miękkiego” aparatu państwa, który nie był wydolny. Tak w polityce wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Mowa tu o sytuacji tak z przed, jak i po katastrofie. Nie można inaczej nazwać impotencji instytucji, które nie potrafiły ochronić swojego prezydenta. Dla środowiska Lecha Kaczyńskiego ta sytuacja jest tym bardziej trudna, że śp. Prezydent wiele mówił o kondycji naszego państwa. Dzisiejsza próba wyjaśnienia zdarzeń sprzed ponad roku, powinna odpowiadać na pytanie, co w państwie trzeba zmienić. Sformułowanie o tym, że „państwo zdało egzamin”, a także podnoszenie do godności generała szefa służby, która odpowiadała za ochronę prezydenta podczas feralnego lotu do Smoleńska, pokazuje jak mało z państwa robią sobie politycy nim kierujący. Doszło do sformułowania odwrotnych wniosków, aniżeli te, które z sytuacji bezpośrednio wynikały. Tak generała Janickiego, jak i innych ludzi odpowiedzialnych za ten lot, nie powinno być na stanowiskach. Nie wystarczy wskazanie problemów w 36. Specpułku.
Zapraszam na www.tomaszmatynia.wordpress.com
Polska 10 kwietnia 2010 roku stanęła nad przepaścią. Gdyby ktoś w naszym kraju chciał wówczas przeprowadzić zamach stanu, powiódłby się on bez większych przeszkód. Przypomnijmy jak wyglądała sytuacja zaledwie kilka minut, a potem godzin, po spadnięciu samolotu. Żaden z najważniejszych polityków nie znajdował się wówczas w Warszawie. Premier Donald Tusk był wówczas w swoim domu w Trójmieście, sam premier nie zamieszkuje willi premierowskiej w trakcie weekendu. Najczęściej udaje się wówczas do Sopotu. Nie inaczej było 10 kwietnia 2010 roku. O dziwo, nie inaczej jest teraz, po tym gdy w sposób radykalny zostało odsłonięte, jak trudne momenty mogą się wydarzyć. W przeciągu weekendu nasz aparat państwa praktycznie nie istnieje.
10 kwietnia nie było w Warszawie także Bronisława Komorowskiego, wówczas Marszałka Sejmu, drugiej osoby w państwie. Wracał do Warszawy samochodem. Wiedząc, że prezydent Lech Kaczyński wyjeżdża, powinien pozostać w Warszawie, w której przecież mieszka.
Pierwsze decyzje zostały podjęte po kilku godzinach od katastrofy. Już wówczas były one podejmowane w sposób daleko odbiegający od demokratycznych standardów. Marszałek Komorowski, co wiadomo z opinii pracowników Kancelarii Prezydenta, zachowywał się jak lis w kurniku, przejmując wykonywanie funkcji Prezydenta RP, bez potwierdzenia śmierci Lecha Kaczyńskiego.
Ta bylejakość z tego dnia jest praktycznie idealnym przełożeniem zaangażowania obecnie rządzących. Jak policzyło SLD, premier pracuje 4 dni w tygodniu, a Prezydent podobno kończy swoje obowiązki zanim większość Polaków zasiada za stołami do kolacji.
Wynika to z podejścia tej ekipy do państwa. Tylko w państwie słabym mają możliwość niereformowania, ograniczoną kontrolę postępowania. Stąd właśnie obawa wielu o kondycje demokracji w Polsce. Nie wynika ona z niedemokratycznych zamierzeń obecnej władzy, ale z tego, że bylejakość jest na rękę. Na rękę zarówno rządzącym, jak i grupom ich popierającym.
Słabe państwo najczęściej wyraża się poprzez takie elementy jak korupcja, niejasność stosowania procedur, słabość prawa. Jest to korzystne dla tych, którzy niekoniecznie używają uczciwych środków do realizowania swoich celów.
Wracając jednak do katastrofy samolotu, bo to jest sedno rozważań. Pierwsza przyczyna, która bezpośrednio wpływa na taki wynik lotu do Smoleńska, to brak odpowiedniego sprzętu. Samolot TU-154M to konstrukcja mająca kilkadziesiąt lat, nieprzystosowana do lotów o statusie HEAD. Gdyby kupiono nowe samoloty, można twierdzić z pewną dozą pewności, że nie doszłoby do tej tragedii. I tu pojawia się kolejna słabość. Polski rząd nie potrafił doprowadzić do końca procedury kupna nowych maszyn. Z jednej strony wynikało to z populizmu rządzących, z innej natomiast z przekonania o tym, że wszystko co zrobili przeciwnicy jest złe. Rząd Tuska zakwestionował przetarg rozpisany przez Ministra Obrony Narodowej Aleksandra Szczygłę, z resztą ofiary katastrofy. Gdyby nie ta decyzja Klicha, to te 96 osób by żyło. To jest pierwszy powód, który już pozwala na dymisję tego człowieka. Nie można powiedzieć, że ten człowiek nie odpowiadał za ten lot. Nie można jak premier, być zadowolonym z jego pracy.
Nie przypadkowo, jako pierwszą rozpatruje sprawę samolotu. Jest ona dla mnie szczególną przyczyną tej katastrofy. Mówienie o tym, że TU-154M był w dobrym stanie po remoncie jest idiotyzmem, wobec prób rozpisania procedury przetargowej na nowy samolot.
Kolejną sprawą jest kwestia wsadzenia do jednego samolotu tyle ważnych osób dla państwa, w tym Prezydenta i dowódców wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych. Winę za to próbowano zwalić na ekipę śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Niestety dla rządu, decyzje o tym kto poleci jakim samolotem, należało do dysponenta samolotu, czyli Kancelarii Premiera. To jest wynik prostego rozumowania. Wsadzając ich razem do samolotu można twierdzić, że nic się nie stanie, bo nic się nigdy przecież nie stało. Procedury, a nawet zdrowy rozsądek nie pozwolił się przez chwilę zastanowić, czym to grozi.
Państwo które nie jest słabe, ma służbę, która odpowiednio chroni najważniejszych jego przedstawicieli. Biuro Ochrony Rządu bez wątpienia nie wykonało swojego zadania chronienia Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Samo Biuro również odniosło straty, jednak mowa tu o czymś innym. Chodzi o brak odpowiedniego zabezpieczenia wizyty. Lech Kaczyński nie był prezydentem Stanów Zjednoczonych, jednak mimo wszystko powinniśmy się wzorować na rozwiązaniach przyjętych przez Secret Service. Tymczasem sama wizyta była zabezpieczona, na terenie obcego kraju, przez kilkunastu funkcjonariuszy. Na lotnisku nie było nikogo z BOR. Za całokształt działań, w tym działań z okolic 10 kwietnia, generalską gwiazdkę dostał Marian Janicki, szef tej służby. Możliwe jest to tylko w państwie, które nie realizuje zasady odpowiedzialności. Słabym państwie.
Kwestia odwiedzin Katynia przez Prezydenta RP powinna być niepodważalna. Miejsce to jest miejscem zbrodni Sowietów na polskich oficerach. Największym polskim cmentarzyskiem II Wojny Światowej. Rosjanie powinni rozumieć tę sytuację. Polskie państwo jest tak słabe zewnętrznie, że przez ponad 20 lat nie może wymusić na Rosjanach rehabilitacji ofiar zbrodni katyńskiej. Rosjanom zależy bardzo na tym, żeby las katyński przestał być miejscem polskiej pamięci. Dlatego tak bardzo przeszkadzali w tym, żeby Lech Kaczyński odwiedził Katyń, w 70. rocznicę zbrodni. W jakiejś części im się to udało, ale odniosło to odwrotny skutek. Dziś o Katyniu wie wiele więcej ludzi niż przed kwietniem 2010 roku.
Faktem, który potwierdza zewnętrzną wagę polskiego państwa jest sama kwestia wyjaśniania katastrofy. Nasz udział w Unii Europejskiej, a zwłaszcza NATO, nie został tutaj zupełnie wykorzystany. Katastrofa jest wyjaśniania na podstawie przepisów Konwencji Chicagowskiej, całkowicie niekorzystnej dla naszego kraju. Nie jest jasne, w jakich okolicznościach doszło do wyboru tych przepisów. Wokół sprawy są prowadzone co najmniej trzy śledztwa. Jedno już się zakończyło, stwierdzając wyłącznie polską odpowiedzialność. Najważniejsze dowody są w dyspozycji Rosjan. Raport Millera nie jest warty więcej niż „Biała Księga” zespołu smoleńskiego, bo nie jest oparty na badaniu dowodów.
Po ponad roku, nie ma nic co pozwalało by wierzyć w ostateczne wyjaśnienie tego, co wydarzyło się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku.
Wracając jeszcze na chwilę do momentu zaraz po katastrofie. Minister Sikorski zadzwonił wówczas do Jarosława Kaczyńskiego informując go o wypadku samolotu. Powiedział wówczas, że winę za wypadek ponoszą piloci, którzy popełnili błąd. 10 kwietnia, i w kilka dni po nim, doszło także do sformułowania innych nieprawdziwych informacji. Były wśród nich informacje o kilku podejściach do lądowania, sprzeczna z prawdą godzina katastrofy. Przez kilka godzin nie było nawet wiadomo, kto zginął w tej katastrofie.
Kwestia wyjaśnienia smoleńskiej tragedii jest próbą dla naszego państwa. Jej wyjaśnienie, a potem wykluczenie wszystkich tych negatywnych elementów, które do niej doprowadziło jest podstawą dla zbudowania sprawnego, silnego państwa. I nie chodzi tu tylko o wykluczenie nieprawidłowości w wojsku czy służbach. Chodzi o państwo.
Inne tematy w dziale Polityka