Pierwsza prezes Sądu Najwyższego ogłosiła się Sądem na uchodźstwie, nawiązując najwyraźniej do rządu na uchodźstwie w czasach PRL, który rezydował w Anglii. Porównanie ciekawe, ale nie do końca trafne. Myślę, że pani prezes dużo bardziej zasługuje na porównanie do innego rządu rezydującego poza Warszawą – rządu Juliana Marchlewskiego. Kiedy w 1920 r. wojska bolszewickie przekroczyły tzw. linię Curzona, w Białymstoku objawił się komunistyczny rząd, który miał zarządzać podbitą Polską. Rząd ten nazywał się Tymczasowym Komitetem Rewolucyjnym. Prawdziwą władzę objąłby dopiero wtedy, gdy bolszewicy wejdą do Warszawy. Wydawało się to pewne, a Komitet poczuł się na tyle silny, że zaczął tworzyć polską armię czerwoną (zapisało się do niej tylko 176 osób) i wymierzać sprawiedliwość. Ze sprawiedliwością poszło im dużo sprawniej, bo od razu rozstrzelali prezydenta Białegostoku i wielu innych.
Pani Gersdorf nie musi więc szukać naśladowców za morzami. Są sprawiedliwi z miejscami historycznymi znajdującymi się całkiem blisko, do których może dołączyć. Hołd składany przez nią sędziemu Józefowi Iwulskiemu jak najbardziej uzasadnia dołączenie do tradycji Komitetu Rewolucyjnego. Zresztą nie przypadkiem największy budynek sądu w Warszawie znajduje się na skrzyżowaniu dawnej ul. Marchlewskiego i Świerczewskiego. Obecnie przez wybryk historii będący skrzyżowaniem al. Jana Pawła II i Solidarności. Już ta zmiana ulic doprowadziła do wysłania na emigrację wewnętrzną wielu oficerów SB i WSW. Kapitan Iwulski nie wyemigrował. Trwał w sądzie, budując podwaliny sprawiedliwości III RP.
Podobno jeszcze dwadzieścia lat po II wojnie światowej można było natknąć się w dżungli na Japończyków, którzy strzelali do Amerykanów. Nikt im nie powiedział, że wojna się skończyła. Sąd Najwyższy składa się z takich dzielnych „Japończyków”, którzy ciągle jeszcze walczą z imperializmem i ekstremą Solidarności. Tym razem jednak do nich dotarło, że to już koniec. Udają się na tymczasową emigrację, czekając na główną bitwę o Warszawę. Zawsze gotowi na zawołanie wymierzać sprawiedliwość, niezależnie od prawa i przyzwoitości. To, że w obronie tego sądu staje grupa demonstrantów, którą można zmieścić w bagażniku samochodu osobowego, niewiele zmienia. Początkowo do polskiej armii czerwonej też wielu chętnych nie było, a jednak komunizm wprowadzono. Sąd przecież nie może kierować się popularnością. Przyświeca mu własne, wyrobione w PRL poczucie sprawiedliwości. Jest ono silne i niezmienne, byle instrukcje przyszły na czas.
Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika "Gazeta Polska" nr 30 data 25.07.2018