Mroczny patchwork political fiction z 1987 r. - element 11
Nupolis, 17.09.19.. . Baza Komisarzy Tymczasowej Rady Przemiany Państwa, Sekcja Interwencyjna.
Tomasz podniósł głowę i zmęczonym wzrokiem spojrzał na petenta, który stał jeszcze przy drzwiach, nerwowo mnąc kapelusz.
- Proszę - rzucił krótko. - Co pana sprowadza?
Tamten podszedł szybkimi, kocimi krokami, oparł ręce o blat biurka, pochylając się nad Tomaszem, jakby chciał wywrzeć wrażenie, że przychodzi tu jako sprzymierzeniec, do tego z niezwykle ważną, poufną informacją.
- Chciałem... ee... zająknął się - chciałem złożyć meldunek - wyrzucił prędko.
- Meldunek? - Tomasz zlustrował go podejrzliwie.
- Znaczy... Jestem w posiadaniu informacji niezwykle dla was istotnej...
- Skąd pan wie?
- Co? - spytał z dziecięcym zdumieniem, wyraźnie zbity z tropu.
- Że to dla nas takie ważne.
- No... Tak przypuszczam - przybysz znów zaczął znęcać się nad swym kapeluszem. Tomaszowi zrobiło się go nagle żal. Iluż to szarych ludzi przewinęło się już przez ten gabinet w poszukiwaniu sławy lub taniego chleba... Ich, nieudolne najczęściej, próby żerowania na Przemianie napawały go zwykłym obrzydzeniem. Szczególnie nie cierpiał typów nachalnych, nie kryjących się ze swym cynizmem.
- Słucham - powiedział oschle, chcąc dać petentowi do zrozumienia, że jest raczej intruzem. Tamten, jakby tego nie dostrzegając, pochylił się jeszcze niżej.
- Mam ich. Wiem, gdzie są - prawie wyszeptał.
- Kto?
- Jak to - kto! Nupole - wypalił nagle rozgorączkowanym głosem. - Ponad czterdzieści sztuk, dorodne okazy he he - zaśmiał się obleśnie i od tego momentu na dobre przestał się Tomaszowi podobać.
- Byłoby lepiej, gdyby zostawił pan te problemy specjalnie powołanym do tego celu organom - rozpoczął szorstko. - Jaki jest pański zawód?
- Reżyser. Ale co to ma do...
- Nie mógłby pan zająć się robieniem filmów? Albo spektakli teatralnych? Wie pan, ile obecnie teatrów stoi zamkniętych? Wie pan, że w tym kraju jeszcze nikt nigdy nie wystawiał Ibsena? A Szekspira zna jedynie elita intelektualistów? Pragnęlibyśmy wrócić możliwie szybko do jako takiej normalności. Ten naród zasłużył sobie na to, nie uważa pan?
- Rozumiem, rozumiem. Oczywiście, zgłoszę się, to jasne... ale myślałem, że skoro już odkryłem tę kryjówkę... zresztą... jeśli pan nie chce, pójdę gdzie indziej - zawiesił głos.
- Co to miało być, szantaż? - kpiącym głosem spytał Tomasz. - Dobrze, niech będzie, że się przestraszyłem. Przyjmę pańską informację.
Wyciągnął długopis i formularz, pochylił się, pisząc równym, spokojnym rytmem. Tamten wyciągnął głowę, chciwie rzucając się głodnym wzrokiem na nowo kreowane litery.
- Gdzie - spytał Tomasz, nie odrywając wzroku od kartki.
- Plac Bohaterów Postępu. Mówię po staremu, bo taki teraz bałagan w całym mieście... Ludzie samorzutnie zmieniają nazwy ulic, powinniście się tym zająć, kompletny burdel, mówię panu. Tam jest jakiś zakon, czy co... jedna taka ubrana na czarno ukrywa je w piwnicy. Wyśledziłem to, gdy schodziłem...
- Dobrze, wystarczy - przerwał mu Tomasz obcesowo, odkładając długopis. - Może pan odejść.
Tamten stał, ociągając się.
- Coś jeszcze?
- Nazwisko.
- Nazwisko?
- Tak. Niech pan napisze moje nazwisko. Że to ja doniosłem.
„Rzygać mi się chce” - pomyślał Tomasz, ponownie biorąc do ręki długopis. - Słucham.
- Rajmund Arnad.
Pióro Tomasza znieruchomiało. Na moment podniósł wzrok.
- Arnad? To pan realizował „Ku przyszłości”?
- Tak, ja - odparł tamten nieco zmieszany. - Cóż, każdy z nas ma coś... Chciałem to jakoś... zrekompensować.
- Zrekompensować, powiadasz pan - Tomasz wstał. Z trudem opanowywał narastającą wściekłość. Każdy z nas, no no. Lepiej mów za siebie. I zjeżdżaj, póki masz wszystkie...
Drzwi otworzyły się i wpadł Leon.
- Gdzieś zawieruszyły mi się papiery sprawy Turksa - obrzucił Arnada ciekawym spojrzeniem. - Nie ma czasem u ciebie?
- Sprawdzę - mruknął Tomasz, wysuwając szufladę z biurka. Przy okazji wrzucił tam formularz z doniesieniem. Arnad, bacznie obserwujący scenę, zawołał od drzwi.
- Niech pan nie zapomni o moim doniesieniu!
- Proszę się nie martwić, nie zapomnę. A teraz już naprawdę do widzenia - Tomasz z trudem ukrywał wściekłość.
Arnad wyszedł. Tomasz wyciągnął z szuflady na chybił trafił kilka teczek.
- O! Ta! - wykrzyknął Leon, wyrywając jedną z nich. Chwilę wertował pośpiesznie plik dokumentów. - Nie wydaje ci się, że tkwimy już po uszy w biurokracji? - zapytał z humorem.
Tomasz uśmiechnął się z przymusem. Leon wrócił ku drzwiom, lecz zatrzymał się.
- Kto to był ten facet? Dałbym głowę, że go już gdzieś...
- Całkiem możliwe. To Arnad.
- Arnad! - Leon gwizdnął przeciągle. - Ta kanalia! Więc nie załapał się do samolotu NUP-a! Czego on tu szuka u diabła?
- Nic takiego.
- Zaraz bratku - Leon zawrócił od drzwi. - Coś tu knujesz. On mówił o jakimś doniesieniu. Rozumiem, chowasz to dla siebie, co, kumplowi nie pokażesz? - klepnął Tomasza po ramieniu. Ten zaklął w myślach i niechętnie wyciągnął formularz. Leon czytał zachłannie. Po chwili oddał kartkę.
- I ty mówisz: nic takiego - pokiwał głową. - Kawalarz z ciebie.
Moje zainteresowania koncentrują się wokół nauk ścisłych, filozofii, religii, muzyki, literatury, fotografii, grafiki komputerowej, polityki i życia społecznego - niekoniecznie w tej kolejności.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura