O śmierci Wilka Morskiego dowiedziałem się 2 maja. Zamarłem. Wiedziałem, że jest chory, ale nie mam w zwyczaju z góry zakładać, że ktoś choruje nieuleczalnie. Mam nadzieję, że w Domu Ojca będzie mu lepiej. Że zobaczy na powrót bliskich, którzy kiedyś odeszli.
Zastanówmy się, kto od nas odszedł?
Nie tylko człowiek. Kumpel dla kumpli, syn dla matki, być może brat swojego brata, czyjś pracownik, itd.
Odszedł autor unikalnego stylu - bezkompromisowy antykomunista. Można powiedzieć sól tej ziemi, zwłaszcza, że antykomunizm nie jest obecnie w modzie.
Odeszła osoba o wyjątkowym poczuciu humoru, który stanowił trzon jej publicystyki. Wpisy Wilka zabijały dowcipem. Był jak prasa podziemna za komuny, która jak dopieprzy władzy, to klękajcie narody. Nomen omen jest to narzędzie, którego nasz miękki totalitaryzm boi się najbardziej. Utrata celebrytów i mocne ciosy od karykaturzystów - to (paradokasalnie) najbardziej dotkliwie i boleśnie pozbawia władzę władzy.
Dlatego jest mi smutno dziesięć razy bardziej. Śmialiśmy się po jego wrzutach całą rodziną. Kto nas będzie teraz rozśmieszał, jak nie Ty Wilku?
Spoczywaj w pokoju, niech Ci morze lekkim będzie.