Na Bałkany padł w ostatnich dniach blady strach za sprawą nagrania, jakie opublikowali w necie terroryści z państwa islamskiego. Zapowiadają w nim utworzenie nowego kalifatu na terenach Serbii, Chorwacji, Bośni, Czarnogóry, Albanii i Kosowa. Obawy te nie powinny dziwić- w większości to miejsca, gdzie dopiero niedawno opadł wojenny kurz, a ślady morderczych walk można zobaczyć niemal na każdym kroku.
Znam te tereny doskonale, bo to ulubione miejsce moich wakacyjnych wycieczek. Poznałem też trochę mieszkających tam ludzi. Wiem, że wielu z nich dzieli głęboka nienawiść, która jednak powoli ustępuje, co najlepiej widać było w jedynej odbudowanej uliczce w Mostarze, gdzie podział na część bośniacką i chorwacką powoli się zaciera. Ci ludzie mają kilka wspólnych cech- kochają wolność, nie pozwolą sobie dmuchać w kaszę i nade wszystko pragną spokoju.
Dlatego traktuję propagandowe filmiki terrorystów niezbyt poważnie- IS nie ma mieszkającym tam muzułmanom nic do zaoferowania. Zapowiedzi religijnych fanatyków są też o tyle niepoważne, że zapowiadają budowę owego kalifatu od Serbii. A to oznacza jedno- wojnę. Bo Serbowie nie przyjmą ich z otwartymi ramionami choćby ze względu na to, że w Serbii i Czarnogórze większość stanowią prawosławni. Terroryście byli by pewnie w stanie wygrzebać z różnych kryjówek trochę kałasznikowów i parę granatów, ale to za mało, żeby zetrzeć się ze zdeterminowaną i dobrze uzbrojoną armią serbską czy chorwacką. Nie bez znaczenia jest też fakt, że mając przed sobą balię lub szyptara (pogardliwe określenia Bośniaka i Albańczyka) ustasz i czetnik (Chorwat i Serb) zapomną o wzajemnej nienawiści. Sprawdzili to w praktyce w czasie ostatniej wojny.
Tak więc IS musiało by najpierw zdobyć przyczółki w jakimś muzułmańskim kraju, gdzie zapewnili by sobie dostawy broni i środków do prowadzenia wojny.
Czy to realne? Raczej nie, i to z kilku powodów.
Najlepszym kandydatem na taki przyczółek była by Albania która ma dostęp do morza i daje znacznie większe możliwości przerzutu ludzi i sprzętu.
Tyle tylko, że Albańczycy też nie lubią jak im ktoś mówi co mają robić. Wielu Albańczyków to Bektaszyci- wyznawcy religii będącej połączeniem głównych odłamów islamu i chrześcijaństwa. Powstałą wśród Janczarów, którzy byli niewolnikami sułtana pochodzącymi z rejonu Bałkanów. Na swoje potrzeby stworzyli religijną mieszankę która dawała im możliwość praktyk, do których się przyzwyczaili mimo że oficjalnie byli wyznawcami Mahometa. Odłam ten przetrwał tylko w Albanii (Turcy rozprawili się z Berktaszytami stanowczo i brutalnie). Bektaszyci przetrwali w Albanii rządy Enwera Hodźy, a to duży wyczyn, bo w tym czasie większość społeczeństwa została z przymusu ateistami. I tak im zostało. Tacy z nich muzułmanie jak z Polaków katolicy- w większości wierzący, niepraktykujący. I nic nie wskazuje na to, żeby religia mogła ich czymś skusić. Albańczyk to człowiek na dorobku. Jedzie za granicę, za pierwsze zarobione pieniądze kupuje mercedesa (którym zastępuje wehikuł sklecony z kilku innych samochodów, dwóch rowerów, motocykla i starych taczek). Następna inwestycja to dom, albo pensjonacik. Albania zaczyna być atrakcyjnym turystycznie krajem. Mnie się bardzo tam podobało, głównie dlatego że miałem to co w Horwacji, tyle że bez porównania taniej, a na plaże mieliśmy w zasadzie do naszej dyspozycji. Żadnych tłumów, żadnych pijanych rodaków, żadnych wrzeszczących niemców czy francuzów. Albańczyk jest zagoniony i nie w głowie mu modły, w czym sprzyjają mu zewnętrzne okoliczności- mała liczba meczetów. Albańczyk jest ciekawy świata- młodszy zna angielski i będzie cię pytał o wszystko, starszy też będzie pytał, tyle że przez godzinę rozmowy nie dowiemy się o sobie nic a nic. Ale to nie szkodzi, ważne że można było sobie z kimś pogadać... Nie, to nie materiał na islamskiego radykała żyjącego według reguł szariatu.
Jeszcze gorszym materiałem na radykałów są Bośniacy.
Byłem w okresie ramadanu w Istambule, Sarajevie i Tiranie. Początek i koniec ramadanu to uroczyste święta, które muzułmanie spędzają z rodzina i znajomymi. Wychodzą wtedy o zmierzchu do knajpek i bawią się do późnej nocy. Panowie ubierają się mniej więcej tak samo (tak jak my) za to różnice w stroju kobiet są olbrzymie. Im dalej w stronę Turcji tym więcej monotonnych, szarych strojów i burek masujących twarz. Natomiast to, co widziałem wieczorem w Sarajevie mile mnie zaskoczyło. Tyle pięknych kobiet, których piękno podkreślały prawdziwe kreacje i delikatny, ale za to obowiązkowy makijaż wcześniej chyba nie widziałem. Owszem, widać wpływ bałkańskiego stylu, niekoniecznie nastawionego na to, żeby wszystko maksymalnie odkryć, ale na to, żeby w miły dla oka sposób pokazać to, co trzeba. Nie wyobrażam sobie, żeby towarzyszący im mężczyźni chcieli je wszystkie zamknąć w czarnych burkach, raczej wyobrażam sobie, że ci ludzie skrócą o głowę, każdego, kto chciał by to zrobić.
Terroryści mogą natomiast zrobić to, co w Tunezji- odstraszyć turystów. I to nie gdzieś na końcu świata, ale na naszym własnym podwórku. To jest niestety jak najbardziej realne zagrożenie.
I łatwe do przeprowadzenia- w wakacje od węgierskiej granicy aż do samej Turcji autostrady zapchane są rodowitymi Niemcami ze śniadą karnacją. Wśród nich łatwo może przedostać się dowolna liczba świrów, a zakup broni na terenie byłej Jugosławii to żaden problem.
Miejmy jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Na niektóre tematy mam swoje własne zdanie, na inne zdania nie mam. Innych możliwości nie ma.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka