Stanisławów: tu nowoczesność miesza się z przeszłością. 
fot. Andrzej Niedźwiecki
Stanisławów: tu nowoczesność miesza się z przeszłością. fot. Andrzej Niedźwiecki
Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
587
BLOG

Ukraina. Odcienie szarości

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 2

Łady, wołgi, kamazy i asfalt jak rzeszoto. Obawa i nadzieja. Zapatrzenie na Polskę z zazdrością – i z przekonaniem, że tam jest lepiej.

Miasta zachodniej Ukrainy przypominają Polskę sprzed 20 lat, z czasów, gdy powstawał wolny rynek. W centrach królują bazary. Jak ten przy ul. Dnistrowskiej, tuż przy iwano-frankiwskim rynku albo ten koło opery, w samym centrum Lwowa. Na skrzyżowaniach ulic starsze kobiety rozkładają na gazetach kramy: butelka świeżo udojonego mleka, kilka pęczków koperku, kwiatki z ogródka..
To, co rzuca się w oczy to kontrast: bogactwo i bieda, nowoczesność i zacofanie, zachodnia moda i socjalistyczne zwyczaje.

Kontrasty

Iwano-Frankiwsk (kiedyś Stanisławów) to stosunkowo młode, bo wybudowane w XVII w. przez Potockich miasto. Skupione blisko siebie zabytki, starówka otoczona plantami. Przed wojną był to  charakterystyczny dla wschodniej Rzeczpospolitej tygiel kulturowy - niemal 50 proc. jego mieszkańców stanowili Żydzi, ok. 25 proc. Polacy, ok. 10 proc. Ukraińcy i prawie 5 proc. Niemcy.
Dziś trudno oprzeć się wrażeniu, że najważniejszą część miasta stanowi nie tyle rynek z ratuszem, co deptak, ciągnący się od „Nadii”, najbardziej ekskluzywnego hotelu w mieście, wzdłuż eleganckich sklepów, banków i restauracji umieszczonych w równie eleganckich zabytkowych kamienicach, do oryginalnej fontanny z miejscami do siedzenia pod strumieniami wody. Pomiędzy dawną barokową kolegiatą NMP, gdzie znajduje się nekropolia rodziny Potockich, w której Henryk Sienkiewicz umieścił sceny pogrzebu Michała Wołodyjowskiego (obecnie Muzeum Sztuki), a dawnym kościołem jezuitów (dziś katedrą greko-katolicką) na dwóch ławkach siedzą dwie starsze panie. Pierwsza ufarbowana na blond sześćdziesięciolatka, w spodniach i jedwabnej bluzce, ogląda książeczkę z kolorowo ubranym wnuczkiem. Druga – jej rówieśnica, spracowana, z głową owiniętą kraciastą chustką, podaje trzyletniej może dziewczynce bułkę. Dwie kobiety, dwa symbole. Ukrainy pełnej kontrastów. Reprezentowanej przez spacerujące po deptaku dziewczyny w zadziwiająco eleganckich jak na wczesne popołudnie sukienkach. I przez kobieciny w kwiecistych lub kraciastych chustach i żebraków.
Gospodarka z koniem w tle
Zachodnie koncerny wchodzą na ukraiński rynek z reklamami, opartymi na pomysłach lansowanych u nas kilkanaście lat temu. Nieliczne jeszcze hipermarkety mają półki tak samo zapełnione zachodnimi towarami, jak u nas. Ale, co ciekawe, przywiezione z Polski proszki, są wśród ukraińskich gospodyń szczególnie pożądanym towarem. Mówią o nich to samo, co my o proszkach produkowanych w Niemczech: są wydajniejsze i piorą znacznie lepiej. Za to produkty spożywcze są na Ukrainie dużo lepsze. Nie zniszczone nadmiernym nawożeniem i opryskami rolnictwo (z prostego powodu: większości na to nie stać), na jednych z najbardziej urodzajnych w Europie glebach. Mieszkańcy każdego wiejskiego domu prowadzą gospodarstwo. Stopień mechanizacji pozostawia wiele do życzenia. A właściwie: niemal go nie ma.  Gospodarstwa funkcjonują dzięki sile koni, drewnianym wozom, bronom i motykom.

Otwartość i ból


Tak jest np. w Mariampilu (kiedyś Mariampolu), zamieszkałej przez ok. 1000 osób wsi w okręgu iwano-frankiwskim. We wsi jest cerkiew, używana przez greko-katolików i prawosławnych, szkoła, malutki szpital i pokapucyński kościół, zamieniony na więzienie dla kobiet oraz mnóstwo małych gospodarstw, z krowami, kurami, gęśmi i kozami.
Pomiędzy Mariampilem a parafią NMP na Piasku we Wrocławiu oraz (początkowo nieformalnym) Stowarzyszeniem Wspólnota Mariampolska od 16 lat trwa współpraca. Każdego roku Polacy, których przodkowie pochodzili z tej miejscowości, przyjeżdżają w zorganizowanych grupach, a potem mariampolanie odwiedzają Wrocław. Wspólnie postawili krzyż na mogile Polaków pomordowanych przez banderowców, odnowili cerkiew i zasadzili przy niej drzewka biblijne; prowadzą wymianę kulturalną i działają na rzecz restauracji Mariampola. Ta współpraca została przypieczętowana wręczoną przez papieża Jana Pawła II Nagrodą Pojednania Polsko-Ukraińskiego.
Mieszkańcy witają grupę z Wrocławia chlebem, wodą i miodem. „Dobrij deń” – mówi każdy napotkany nastolatek. „ Niech Bóg da zdrowie” – odpowiada na pozdrowienie staruszka zza ogrodzenia z desek.
- Poczekajcie, chcę z wami porozmawiać. Wy rozumiecie ukraiński? – 50-letnia Wita o czerstwej twarzy i radosnych oczach zaprasza do obejścia, w którym królują kozy, kogut, pies i kot. Napotkani mieszkańcy sprawiają wrażenie miłych i otwartych. W głowie wciąż jednak kołacze myśl: jak pogodzić tę teraźniejszość z bolesną przeszłością?..

Trudna przeszłość

 „Tu spoczywają mieszkańcy Wołczkowa, którzy zginęli w tragicznych dniach 1944 r.” – dyplomatycznie zredagowany napis na mogile przypomina o 50. Polakach pomordowanych w 1944 r. przez nacjonalistów ukraińskich. Grobowiec z lewej strony cmentarza kryje prochy katolickiego proboszcza, ks. Marcina Bosaka, zabitego przez banderowców w 1941 r. Historia Mariampola symbolizuje historię sporej części dzisiejszej Ukrainy.
- Przed wojną było zupełnie inaczej – opowiadają pochodzący z tych terenów. – Polacy i Ukraińcy żyli ze sobą w zgodzie. Zapraszali się na święta, a w małżeństwach mieszanych obchodzili je dwukrotnie: według kalendarza łacińskiego i juliańskiego. Podczas pogromu przez UPA niektórzy Ukraińcy, narażając się, ukrywali Polaków.
Gdy dochodzi do wspólnych debat – jak podczas konferencji organizowanych we franciszkańskim Sanktuarium Pokoju i Pojednania w Bołszowcach –  miejscowi wspominają krzywdy, jakich doświadczyli od „polskich panów”. Mówią o przypadkach poniżania, traktowania jak niewolników. Niekiedy wstydzą się, że ulegali wojennej, niemieckiej propagandzie. Niektórzy mają żal do Piłsudskiego o to, że mimo obietnic, iż wesprze niepodległościowe walki Ukraińców, podpisał z czerwonymi Rosjanami traktat w Rydze (18. 03. 1921 r.), przekreślając tym samym szansę Ukraińców na wolne państwo.
- Zarzuty wobec Piłsudskiego są bezzasadne – ripostuje Piotr Galik historyk współpracujący z Radiem Rodzina i Stowarzyszeniem Pro Cultura Catholica. – Piłsudski dał szansę Ukraińcom w kwietniu i maju 1920 r., wyzwalając Kijów od bolszewików, ale odzew społeczny był bardzo słaby. Skoro sami nie chcieli niepodległości, to dlaczego Polska miała im ją dać? I jak?

Mit wypadku historii

Współtworzona przez Stepana Banderę OUN-B (frakcja Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, a potem – niezależna organizacja, której członkowie nazywani byli potocznie od nazwy przywódcy „banderowcami”) zorganizowała – przy pomocy oddziałów UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii) – w latach ’40 regularne ludobójstwo polskiej ludności cywilnej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Co najmniej 100 tys. ofiar; ok. 360 sposobów torturowania. Trudno mówić o usprawiedliwieniu zbrodni, tłumaczyć ją zbiorową odpowiedzialnością.
- Warto podkreślić, że zbrodnie banderowskie nie były żadną nowością, porażająca była jedynie ich skala – wyjaśnia Piotr Galik. – Zamachy terrorystyczne przeciw Polakom miały miejsce jeszcze przed 1914 roku. Na ziemiach okupowanych przez Ukraińską Armię Galicyjską  od listopada 1918 r. do czerwca 1919 r. dochodziło do wielu aktów zorganizowanej przemocy wobec Polaków (np. mord sądowy w marcu 1919 w Złoczowie na 28 Polakach). Sposób katowania ofiar nie zmienił się od czasów buntu Chmielnickiego czy rzezi w Humaniu…   Ludobójstwo ukraińskie nie było „wypadkiem historii”, lecz zwieńczeniem trwającego od kilkuset lat procesu depolonizacji ziem ruskich Rzeczypospolitej. Wynikiem zderzenia cywilizacji europejskiej – katolickiej, łacińskiej, z cywilizacją stepową – prawosławną, tatarsko-bizantyńską.
Podczas prywatnych rozmów o masowych morderstwach popełnianych przez swoich rodaków Ukraińcy zazwyczaj milczą. Tylko kiedyś, w pewnej knajpie jakiś miejscowy zapytał Andrzeja Tarnowskiego, prezesa stowarzyszenia, co sądzi o Banderze.
 - Mordercy, bez względu na motywacje, jakie im przyświecały, pozostają mordercami – odparł zapytany. Ukrainiec podniósł głowę i wycedził – ja byłem u  Bandery.
Wolność i wina
Banderowcy w większości już nie żyją. Ludność się wymieszała, swoje zrobiły prowadzone na obszarach Polski i Związku Radzieckiego wypędzenia, akcje przesiedleniowe i kolonizacyjne. Stąd podczas przypadkowych rozmów o przeszłości łatwo o pomyłkę. Zdarza się, że gdy emocje wezmą górę, ostre oskarżenie: „Wy nas rjezali” pada wobec tego, kto z mordami popełnianymi na Polakach nie miał nic wspólnego.
Na Ukrainie nie tylko historia jest zagmatwana. Zazwyczaj trudno rozpoznać kto ma tu polskie pochodzenie. Dopiero po długich rozmowach ten czy ów wspomni, że dziadek był w AK, że babka była Polką. Ale sam często nie mówi już po polsku, a zamiast do kościoła katolickiego chodzi do cerkwi – bo np. mąż wyznawał prawosławie.
- Wśród Polaków nastąpiła daleko idąca asymilacja – wyjaśnia ks. Walery Skraba, proboszcz rzymsko-katolickiej parafii w Nadwórnej, 20-tysięcznym mieście na zachodzie Ukrainy. – Ponieważ młodsze pokolenie nie mówi po polsku, odprawiamy msze w języku ukraińskim. Nazywa się nas polskim kościołem, ale jesteśmy otwarci na wszystkich, którzy odnajdują się w zachodniej tradycji.
Na Ukrainie do kościoła rzymsko-katolickiego, cerkwi greko-katolickiej i cerkwi prawosławnej chodzi w sumie tylko ok. 5 proc. społeczeństwa. Ateizacja zaszła tu bardzo daleko.

Jedyna historia

Pomnik Stepana Bandery stoi w centrum Lwowa. Na Cmentarzu Łyczakowskim przed grobami zasłużonych Polaków, wyrosły – jeszcze za czasów ZSRR – groby tutejszych obywateli. Tuż obok Cmentarza Obrońców Lwowa, na którym nie ma ani orłów, ani lwów (te ostatnie stoją teraz na rogatkach miasta), powstał niedawno Cmentarz Ukraińskiej Armii Galicyjskiej, powstałej po I wojnie światowej podczas wojny z Polską o Lwów i Galicję Wschodnią. Przy wyjściu powstaje memoriał Ukraińskiej Armii Powstańczej.  Trudno oprzeć się wrażeniu, że kulturę ukraińską buduje się w opozycji do polskiej przeszłości. W wielu miejscowościach w latach ’90 stawiano kopce na cześć bohaterów walk o wolność Ukrainy. Zadbane lub zaniedbane stoją do dziś.
- W szczerych prywatnych rozmowach okazuje się nieraz, że Ukraińcy wstydzą się tego. Ale równocześnie mają świadomość, że jest to jedyna historia, która pracowała dla wyzwolenia. I często ten drugi fakt wolą pamiętać – mówią przyjeżdżający tu od lat.
To nie takie proste
- Proszę księdza, wybaczyć trzeba, ale zapomnieć trudno – westchnął kiedyś pan Staszek, który był świadkiem morderstw popełnianych na Ukrainie.
- Trzeba to pamiętać – odrzekł ksiądz. – Ale być też ponad tym i patrzeć w przyszłość. Tych, co zabijali, przeważnie już nie ma. A my co? Będziemy nadal się żarli?
- Pewnych spraw przy biesiadzie się nie wyjaśni, to należy do historyków i polityków. A zwykłych ludzi trzeba uważnie słuchać, starać się rozumieć, żeby nie popsuć sprawy. Bo to nie jest proste. Bo tu należy jeszcze rany goić. Nie stawiać spraw na ostrzu noża, bo to tylko zaostrza konflikt. Ale też nie zapominać, co było. I czynić tak, by do tego już więcej nie doszło – tłumaczy kapłan.
 

Dorota Niedźwiecka


Chętni do współpracy ze Stowarzyszeniem "Wspólnota Mariampolska" przy parafii NMP na Piasku we Wrocławiu, mogą kontaktować się z prezesem Andrzejem Tarnowskim. Tel. 600059034, a.tarnowski@wijhars.pl

Byłeś już? facebook.com/TygodnikSolidarnosc

Zobacz galerię zdjęć:

na rzecz pojednania: po lewej ks. Stanisław Pawlaczek, laureat Nagrody Pojednania Pl-Ua, po prawej: o. Grzegorz Cymbała
na rzecz pojednania: po lewej ks. Stanisław Pawlaczek, laureat Nagrody Pojednania Pl-Ua, po prawej: o. Grzegorz Cymbała Zwykli ludzie, mimo traum, próbują się porozumieć. Wciąż jednak brakuje oficjalnego przeproszenia, zamknięcia, poprzez uznanie win.

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka