Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
425
BLOG

Chodakiewicz: Tak jak zakłada plan

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 0

Pisałem wielokrotnie o kłopotach Chin z wodą i o konfliktach z sąsiadami o wykorzystywanie tego dobra. Chodzi też o kłopoty wewnętrzne spowodowane gospodarką wodną. Mówiąc ogólnie, Chiny posiadają 7 proc. zasobów wodnych świata, ale 22 proc. ludności. Oznacza to, że rocznie na osobę przypada 2200 metrów sześciennych wody, a stanowi to zaledwie ćwierć przeciętnej normy światowej. Z tego wody pitnej statystyczny Chińczyk dostaje 415 metrów sześciennych, co jest sytuacją kryzysową, bowiem według standardów ONZ przeciętny mieszkaniec planety Ziemia powinien spożywać 1000 metrów sześciennych wody pitnej w ciągu roku. Ponadto Chiny uprzemysławiają się i rozwijają w błyskawicznym tempie, co powoduje zwiększenie zużycia wody. No i naturalnie zanieczyszczenie. Sektor przemysłowy zużywa około 120 miliardów metrów sześciennych wody rocznie, a rolniczy 340 miliardów. Nota bene, od 1990 r. zużycie wody w sektorze rolniczym spada, co oznacza postęp modernizacyjny tego działu gospodarki. Ale to chyba wyczerpuje dobre wieści.
Woda jest niezwykłym wyzwaniem dla Chin. Jak sobie z tym poradzić? Politbiuro i Komitet Centralny przygotowały odpowiednie plany. Jak zwykle jest plan pięcioletni (z października 2010), plany doraźne oraz dalekosiężny plan strategiczny. Z niektórych rzeczy można się pośmiać lub nad nimi zapłakać, bowiem planowanie centralne ma kartę ponurą i śmieszną zarazem. Lecz warto się temu przyjrzeć, aby zobaczyć, co wychodzi Pekinowi, a co nie. Plany komunistyczne zakładają zmniejszenie użycia wody przy jednoczesnym zwiększeniu jej „produkcji”. To optymistyczne, graniczy z propagandą sukcesu. Ma być tak: po pierwsze, Pekin
zamierza importować wodę z zagranicy, już to czyni dzięki umowom z Birmą. Po drugie, stara się w taki sposób prowadzić wewnętrzną gospodarkę wodną w pasmach nadgranicznych, aby zachować dla siebie jak największe ilości wody kosztem Tybetu, Indii, Laosu, Tajlandii, Kambodży i Wietnamu. Po trzecie, Pekin popiera odsalanie (desalinizację wody), inwestuje w odpowiedni sprzęt. Po czwarte, władze chcą odzyskiwać wodę przetworzoną, to jest ścieki przemysłowe, komercyjne (handlowe), rolnicze oraz mieszkaniowe. Już teraz oczekują, że każde miasto będzie miało infrastrukturę odzysku wody. I istnieją odpowiednie standardy jej odzyskiwania dla przemysłu. Poszczególne zakłady mają posiadać odpowiedni sprzęt oczyszczający.
Po piąte, komuniści od 2002 r. wdrażają w życie gigantyczny projekt wodny południe–północ. Chodzi o to, że na południu jest dość wody, a trzeba nawodnić stepy północy. Rząd i partia chcą zawracać bieg rzek. Ma to się zakończyć w roku 2050, gdy na północ popłynie 45 miliardów metrów sześciennych wody rocznie. To brzmi jak stalinowska gigantomania i wielka katastrofa ekologiczna (vide Kazachstan i Syberia). Pożyjemy, zobaczymy.
Na razie niektórzy obserwatorzy Chin podejrzewają, że władze wprowadzą reglamentację wody. Naturalnie Politbiuro nie chwali się taką możliwością. Brak jakichkolwiek wzmianek o tym w planie pięcioletnim. Ale trudno zgadnąć, jak sobie Chiny poradzą z niedoborem wody. Plan zakłada zwiększoną produkcję przemysłową. A to znaczy zwiększenie użycia wody. Poziom odzysku ścieków przemysłowych jest zbyt mały, aby pokryć zapotrzebowanie. I tylko pewna ilość obiektów przemysłowych posiada własną infrastrukturę odzysku wody. Co do mieszkań, na razie 75 proc. jest podłączonych do odpowiednich sieci wodociągowych z możliwością oczyszczania wody. Plan zakłada, że ich liczba zwiększy się do 95 proc. Pomoże to oczyścić większą ilość wody.
Co z tego wszystkiego wynika? Gdy dojdzie do reglamentacji wody, będą niepokoje. Szczególnie, że już teraz naród chiński ma wiele powodów do niezadowolenia. Najważniejszy z nich to nadwyżka młodych mężczyzn, dla których nie ma żon: wynik antynatalnej polityki władz komunistycznych i antykobiecych przesądów w Chinach, gdzie chłopców bardziej się ceni niż dziewczynki. Ponadto wysiedlani w ramach projektów wodnych chłopi okresowo się buntują. Jednak na razie planowane projekty oznaczają wielkie zwiększenie miejsc pracy. Władze liczą, że doprowadzi to do uspokojenia niepokojów społecznych. Ponadto Pekin ma nadzieję, że można spacyfikować wysiedlanych rolników, rekrutując ich do pracy w przemyśle (a w tym projektach wodnych) albo rekompensując ich ziemią gdzie indziej.
Polityka wodna Pekinu powoduje też tarcia na arenie międzynarodowej. Nawet w spolegliwej Birmie są kłopoty. Chiny zbudowały zaporę na rzece Longjiang (Nam Mo). Doprowadziło to do suszy i kryzysu rolnictwa w birmańskim stanie Szan, zresztą zamieszkanym w większości przez etnicznych Chińczyków. Ci buntują się i uciekają do aktów terrorystycznych – przeciw Naypyidaw, nie Pekinowi. Jeszcze większe kłopoty dla sąsiadów wynikły z tego, co Chiny zrobiły z Mekongiem, ale o tym już pisaliśmy.
Chiny zachowują się na razie dość poprawnie, jeśli chodzi o granicę na Amurze. Jedyne skargi dotyczyły okresowego zanieczyszczania odnogi Shongua. Lekcja jest jasna: Pekin wciąż szanuje potęgę Rosji, nie dba o mniejszych sąsiadów. Czyli business as usual. Tak jak zakłada plan.

Marek Chodakiewicz

Byłeś? facebook.com/TygodnikSolidarnosc

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka