Państwowa firma utrzymuje postkomunistyczny dziennik; miasto inwestuje publiczne pieniądze w klub sportowy, który ma przejąć prywatny właściciel; urzędnicy celni korzystają z uprzejmości firmy, którą kontrolują. Takie przypadki są w Polsce powszechne. Raport Najwyższej Izby Kontroli wystawia polskiemu państwu druzgocącą ocenę.
14,5 mld zł wynoszą straty Skarbu Państwa opisane w sprawozdaniu NIK z działalności w 2010 r. Powody? Niegospodarność, urzędnicze błędy, przekupstwo. Na raport składają się sprawozdania z 285 kontroli. Część z nich pokazuje, jak silnie korupcja wrośnięta jest w struktury państwa. Nieuczciwe praktyki to w Polsce codzienność.
„Trybuna” na nieswoim
Izba przyjrzała się działalności państwowych Zakładów Graficznych „Dom Słowa Polskiego S.A.”. Z raportu wynika, że zakłady przez co najmniej 13 lat (do 2008 r.) wynajmowały swoje pomieszczenia firmie Ad Novum sp. z o.o., a także drukowały wydawany przez Ad Novum dziennik. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że Ad Novum spóźniało się ze spłatą należności, a czasem nie płaciło w ogóle. Gazetą wydawaną przez Ad Novum była „Trybuna”. „Dom Słowa” nie wykazał się inicjatywą, by odzyskać państwowe pieniądze, nie szukał także innego odbiorcy swoich usług. Zamiast tego zawierał kolejne ugody z właścicielem nierentownego postkomunistycznego dziennika. „Trybuna” padła ostatecznie w 2009 r., a jej zadłużenie na rzecz państwowych zakładów już w 2007 r. wynosiło 4,7 mln zł. Ad Novum nigdy tej kwoty nie spłaciło.
Raport nawraca celników
Dziwaczną sytuację ujawniono w urzędzie celnym na warszawskim Lotnisku im. Chopina. Urząd ten korzystał z gościnności trzech prywatnych firm – zajmował ich pomieszczenia i używał całego biurowego wyposażenia. Izba Celna (strona umów) nie ponosiła z tego tytułu żadnych kosztów. Nie płacił także wojewoda mazowiecki, który ma ustawowy obowiązek zapewnienia organowi celnemu lokali i wyposażenia. Izbę Celną i wojewodę można by pochwalić za gospodarność gdyby nie to, że wspomniane firmy były przedstawicielami przedsiębiorstw zajmujących się handlem zagranicznym, więc podlegały czynnościom wykonywanym przez celników.
NIK nie miał zatem wątpliwości, że doszło do korupcjogennego konfliktu interesów. „Do czasu kontroli NIK istniał więc stan faktycznego, logistycznego uzależnienia organu celnego od przedsiębiorców, którzy (…) podlegali faktycznie bieżącym czynnościom wykonywanym przez ten organ. Stwarzało to poważne ryzyko powstania nieformalnych zależności między organem administracji celnej a przedsiębiorcami” – czytamy w raporcie. W jaki sposób współpraca celników z handlowcami została zakończona, próbowaliśmy się dowiedzieć w Izbie Celnej.
„Referat Komunikacji Społecznej Izby Celnej w Warszawie nie zajmuje się sprawą dot. «Sprawozdania z działalności NIK w 2010 r.». W związku z powyższym zapytanie zostało przesłane do właściwego wydziału celem udzielenia odpowiedzi w powyższej sprawie” – przesłała nam w odpowiedzi Wiesława Baranowska z Izby Celnej.
Zyski ze „Śląska”
NIK wziął pod lupę także interesy pięciu miast Dolnego Śląska. Każde z nich prowadziło komercyjną działalność niezwiązaną z realizacją zadań publicznych. Topiły w tym od kilkuset tysięcy zł wzwyż. Legnica miała udziały mniejszościowe w trzech spółkach, z których jedna padła, zostawiając 10 ml zł długu. Z kolei Wrocław zainwestował w klub sportowy WKS „Śląsk” w czasie, gdy przepisy na to nie zezwalały (w roku 2011 zostały zmienione). Zdaniem kontrolerów taką działalność można zakwalifikować do praktyk monopolistycznych, a nawet nieuczciwej konkurencji. Poza tym z raportu wynika, że funkcjonowanie „Śląska” przyniosło straty w
wysokości 5 mln zł, a wojewoda nie wykonał działań
nadzorczych, do których jest zobowiązany. Pytania o opłacalność postępowania władz Wrocławia są tym poważniejsze, że w 2009 r. część akcji klubu kupił właściciel Polsatu Zygmunt Solorz, który nie kryje, że w dłuższej perspektywie zamierza stać się większościowym udziałowcem „Śląska”. Miasto obiecało już, że klub będzie rozgrywał swoje mecze na stadionie budowanym we Wrocławiu na Euro 2012, a dodatkowo dostanie do użytku położone obok tereny, na których powstanie centrum usługowo-handlowe. Zyski z funkcjonowania centrum mają zasilić kasę klubu. Można powiedzieć, że miasto ponosi koszty, a zyski wpadną do prywatnej kieszeni.
– To bardzo wąskie spojrzenie na problem – przekonuje rzecznik prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza Paweł Czuma. – Z punktu widzenia interesów miasta zysków jest więcej. Kiedy „Śląsk” będzie grał w europejskich pucharach, do Wrocławia przyjadą dziesiątki tysięcy kibiców. Zyskają na tym hotele, restauracje, usługodawcy. To promocja i inwestycja w rozwój. Wzrosną zarobki części wrocławian i wpływy z podatków do budżetu miasta. Nie rozumiem stanowiska NIK.
Burmistrzowie się zmieniają, zasady nie
Nie lepiej niż władze Wrocławia inwestowały władze gminy Polkowice. Gmina zajmowała się hotelarstwem, wkładając pieniądze w spółkę Aqua Hotel S.A. Przyniosła ona straty – 1,5 mln zł. Problemy z Aqua Hotelem ciągną się od lat. Prezesem firmy była przez pewien czas żona burmistrza Polkowic, Emiliana Stańczyszyna z Unii Wolności, Sylwia. Dolnośląski Urząd Wojewódzki we Wrocławiu uznał, że to niezgodne z prawem. Rada nadzorcza spółki przyznała urzędowi rację, zdjęła Sylwię Stańczyszyn ze stanowiska prezesa, po czym powołała ją na dyrektora Aqua Hotelu. Emilian Stańczyszyn nie pełni już funkcji burmistrza (w 2008 r. rozpoczął się proces, w którym został oskarżony o korupcję). Obecnie burmistrzem jest Wiesław Wabik, wcześniej długoletni zastępca Stańczyszyna.
Jakub Jałowiczor
Lubisz to? facebook.com/TygodnikSolidarnosc
Inne tematy w dziale Polityka