Niedawno moja studentka, która jest asystentką w Kongresie, pracowała nad projektem ustawy dotyczącej działalności Iranu w Ameryce Łacińskiej. Badania przeprowadzała na moim seminarium. Oto wyniki.
Teheran rozszerza swoje wpływy na kontynencie południowoamerykańskim za pomocą trzech organizacji: Pasdaran, Quods i Hezbollah. Ten pierwszy to Irański Korpus Strażników Rewolucji (IRGC). Ten drugi jest tajną paramilitarną gałęzią IRGC. A Hezbollah to Partia Boga z Libanu. W rzeczywistości jest to struktura-polityczno-społeczno--charytatywno-wojskowo-terrorystyczna, która jest do dużego stopnia zagraniczną ekspozyturą irańskich mułłów, eksportującą szyicką teokrację teherańską w Bejrucie i okolicach. Hezbollah współpracuje co najmniej od 20 lat z IRGC oraz bezpośrednio z Quods. Zapuszcza się jednak daleko poza libański matecznik. Jest aktywny wszędzie tam, gdzie istnieje diaspora libańska. Dociera również do innych muzułmanów. Dotyczy to też Ameryki Łacińskiej, gdzie mieszka ponad 1,7 miliona wyznawców islamu. Partia Boga urządziła tam system zbiórki pieniędzy wśród swych prawdziwych wyznawców oraz niechętnych darczyńców. Po prostu w pewnych wypadkach dochodzi do wymuszeń. Fundusze przesyłane są do centrali nieformalnie za pomocą systemu „hauala” – nie zostawia to żadnych śladów w księgowości.
A tam gdzie operuje Hezbollah, jest również IRGC i Quods: w Meksyku, Brazylii, Paragwaju, Argentynie, Chile, Wenezueli, Boliwii, Kubie, Ekwadorze, Nikaragui oraz na Kubie. Podczas gdy większość agentury wywodzącej się z Hezbollahu wtapia się w diasporę libańską, szczególnie na tzw. potrójnym pograniczu (Brazylia, Paragwaj, Argentyna), oficerowie prowadzący i inni zahaczają się w irańskich placówkach dyplomatycznych. Do tego dochodzi jeszcze zwyczajny wywiad Iranu. Podkreślmy, że w wielu krajach Irańczycy i ich libańska agentura operują za przyzwoleniem lokalnych władz. Oparte to jest na trzecioświatowej i lewackiej antypatii wobec Stanów Zjednoczonych, które zwalczane są również przez islamski fundamentalizm religijny.
Hezbollah wydaje się być najbardziej dynamiczną siłą albo przynajmniej najbardziej bezczelną. Wspiera reżimy lewicowe, antyamerykańskie – np. Hugo Chaveza z Wenezueli. Partia Boga namawia do „trzeciej drogi”, reklamując własne instytucje z Libanu jako model systemowy. Aktywiści Hezbollahu działający na wychodźstwie w dużym stopniu przygotowują grunt pod ciepłe stosunki krajów latynoskich z Iranem. To oni ponoć doprowadzili do umów handlowych i transportowych, które pomagają Teheranowi obchodzić sankcje gospodarcze Zachodu poprzez tworzenie spółek z Ekwadorem i Wenezuelą, choćby linii spedycyjnych.
Ponadto z ramienia Partii Boga prowadzi się działalność misjonarską, religijną, w tym choćby na pograniczu Meksyku z Gwatemalą. Chodzi o stworzenie na bazie neofitów islamistycznej infrastruktury, która służyłaby interesom organizacji. Warta odnotowania jest metoda konwersji: mułłowie przywołują rzekome związki Latynosów z tzw. moriscos, czyli z wypędzonymi z Hiszpanii w XV i XVI w. muzułmanami, których część wyjechała do Nowego Świata setki lat temu. Wspomina się też nostalgicznie związki Latynosów z podbitym przez islam Półwyspem Iberyjskim. Widocznie na niektórych to działa.
Partia Boga współpracuje zarówno z komunizującymi Rewolucyjnymi Siłami Zbrojnymi Kolumbii (FARC) jak i z niektórymi kartelami narkotykowymi. Wspólnota interesów przekłada się na wspólnotę zarobków oraz wspólnotę kanałów przerzutowych na północ. Na przykład w 2010 r. Dżamal Yousef, zawodowy wojskowy syryjski, zorganizował przerzut broni nielegalnie zdobytej w Iraku do Meksyku, gdzie zmagazynował ją jego krewny, członek Hezbollahu. Broń miała być wymieniona z FARC na 8000 kg kokainy. Najpewniej narkotyk miał być przerzucony przez handlarzy do USA, a Partia Boga dostałaby działkę z zysków oraz dostęp do tajnych tras, którymi następnie poszliby jej agenci, a w końcu i terroryści. Chodziło o penetrację Ameryki.
Ponadto Hezbollah – dzięki swym irańskim kontaktom – załatwia narkorewolucjonistom i kartelom pranie i fałszowanie pieniędzy, podrabianie dokumentów, rekrutację i przerzut broni, często za pomocą irańskiej floty handlowej. Chyba najbardziej lukratywne jest piractwo intelektualne – dotyczy to filmów, muzyki i programów komputerowych, które uprawiają islamiści, a przynajmniej środowiska przez nich penetrowane i kontrolowane. W zamian Partia Boga i jej miejscowe kontakty rozpoznają dla Teheranu lotniska, porty, banki i inne instytucje. Wszędzie ustanawia też komórki agentów-śpiochów (sleeper cells). I koordynuje kontakty przyjaciół z Teheranem. W 2008 r. wyszło na jaw, że płatni mordercy meksykańskiego narkokartelu Sinaloa zostali wyszkoleni w Iranie. Ujęto też meksykańskich gangsterów z tatuażami w języku perskim i odkryto tunele pod amerykańską granicą wzorowane na labiryntach budowanych w Libanie do penetracji Izraela przez Partię Boga. Przez ostatnie trzy lata w USA ujęto przynajmniej 111 osób związanych z Hezbollahem. A w październiku 2011 r. odkryto spisek mający na celu zamordowanie saudyjskiego ambasadora w Waszyngtonie przez irańskie służby specjalne rękoma wynajętych morderców z meksykańskiego kartelu Zeta.
Cel tego wszystkiego pozostaje niezmienny. Stale obowiązuje wydana w 1980 r. przez Hezbollah fatwa (werdykt religijny): „wytwarzanie narkotyków dla Szatana – Ameryki i Żydów. Jeśli nie możemy ich zabić naszymi karabinami, zrobimy to naszymi narkotykami”. Miło, prawda? Taki wątek handlowy jest przerażający, ale pamiętajmy, że handel prochami tworzy drogi i sposoby przerzutu wszystkiego, a w tym i – być może – broni nuklearnej. A o tym następnym razem.
Marek Jan Chodakiewicz
Lubię to! facebook.com/TygodnikSolidarnosc
Inne tematy w dziale Polityka