Coś lekkiego na upały

Koty padnięte, na słońcu 51 stopni. W piwnicy tylko 16 więc "bieliłam" jak to się u nas mówi, czyli malowałam wapnem. Ale ile można bielić? No i na pewno należy serwować lekkie dania, więc proszę bardzo! W modnym gatunku political fiction.

Pierwsze posiedzenie Sejmu po wakacjach. I pierwsze czytanie ustawy rządowej o "byle czym". Poseł sprawozdawca - w tym wypadku poseł Olszewski wchodzi na ambonę, ups, mównicę sejmową i zaczyna:

Drogie koleżanki, drodzy koledzy!

Powiedzmy sobie szczerze - to jest ustawa nikomu niepotrzebna, no, może znajomym królika. Jest niezgodna z prawem unijnym, niezgodna z Konstytucją, ale zanim zostanie zaskarżona przez opozycję będzie można kilkaset znajomych upchać na dobrze płatnych stanowiskach...Tyle usłyszałam przez narastający szum na sali. Potem przekaz TVN24 się urwał i powiedziano coś o problemach technicznych. Przełączyłam na TVPInfo - problemów nie było. Jeszcze usłyszałam wrzask Niesiołowskiego - szaleju się najadłeś, czy zapisałeś do sekty Gowina??

Potem już tylko nawoływanie Marszałkini o spokój na sali i udzielenie głosu następnemu mówcy - posłance Szydło. No i tu następne osłupienie.

Posłanka gorąco broni ustawy! Zapowiada, że PIS nie będzie głosował przeciw, nie zgłosi do TK. Argumentuje, że nawet jeśli chodzi tylko o stołki, to przecież przy rosnącym bezrobociu...A urzędnicy wydadzą pieniądze w kraju, nakręcą koniunkturę.

Na sali już tłoczno, wszyscy, którzy oglądali posiedzenie przy śniadaniu w Hawełce porzucili jajecznice, śledziki i kawki. W Sejmie  przybyło dziennikarzy a przed telewizorami słuchaczy - Budzyk napisał na Salonie "Oglądajcie!"

Przybył też Sam Premier. Nie chciał odpowiadać na pytania dziennikarzy, zdenerwowany pospieszył na mównicę sejmową. No i dobrze, że siedziałam, bo zaczął w tym stylu:

Jarku, mój bracie, którego nigdy nie miałem...Dalej niestety nic na żadnym kanale, bo Marszałkini wyrwała wszystkie kable od mikrofonów. Tłumaczyła potem, że "nic nie pamięta, miała chwilową utratę świadomości spowodowaną niskim poziomem cukru". Obrady przerwano na wniosek wszystkich partii.

Po południu do Sejmu na pisemną prośbę PISu wpuszczono Księdza Egzorcystę. Na wniosek RP - różdżkarza - aby zbadał podziemne cieki wodne. Bez wniosku późnym wieczorem przybyło ABW z aparaturą do badania podsłuchów.

No i do dzisiaj nikt by nie wiedział co się tego dnia stało gdyby nie sprzątaczka! Zahaczyła o coś mopem i przestraszona zawołała strażnika. Ten zobaczył jakieś pudło z kablami i migającym czerwonym światełkiem. Krzyknął do sprzątaczki: To bomba! Sp...my! No i sp...li po drodze zawiadamiając resztę. Cały Sejm ewakuowano, saperzy przy pomocy robota wywieźli aparaturę na poligon. Tam im wytłumaczono, aby się nie wygłupiali i nie niszczyli prototypu. Bo to była zabawka wojskowa. Do sterowania mózgów na odległość przy pomocy fal Delta. Znajomy pułkownik zdradził mi kiedyś w tajemnicy: Ufka, sama aparatura to pestka! Wiesz ile mieliśmy kłopotów ze znalezieniem tych, którzy ją będą obsługiwać? Zrobiliśmy tak - przy pomocy psychologów wytypowaliśmy tych z IQ około 120. Znaleźliśmy chyba 10. A potem to już tylko posadziliśmy ich przed telewizorem jak leciało Szkło, każdego w innym pokoju, z podsłuchem. I tego co klął na Tuska przydzieliśmy do sterowania posłami PO i vice versa - innego do partii Jarkacza.

A co z publisią? Wiadomo, media zajęły się bombą. No i publisi się wytłumaczyło, że ta sama zaraza co podłożyła bombę (Al Kaida) wrzuciła jakieś proszki posłom do kawy. Al Kaida - wiadomo - już dawno w Pakistanie, a dwóch kelnerów zwolniono. Strażnik dostał awans, a sprzątaczka mopa obrotowego.