Jeszcze do niedawna uwazalem, ze powstanie nigdy nie powinno sie rozpoczac. Obecnie, uwazam, ze jakby na to nie patrzec, to bylo ono katastrofa, ale rownoczesnie jest dla mnie jasne, ze decyzja o jego rozpoczeciu byla nieunikniona. Przekonal mnie o tym Norman Davies swoja ksiazka “Powstanie 44”. Mysle, ze wlasnie ktos z zewnatrz byl w stanie zabrac sie do tematu bardziej obiektywnie, bez emocjonalnych uwiklan tak charakterystycznych dla naszych rodzimych badaczy.
Pomimo przekonania o nieuchronnosci tego aktu rozpaczy wciaz wraca do mnie bilans strat i wizja tego co by bylo gdyby udalo sie uniknac walki.
Straty to przede wszystkim ludzie, duza czesc mlodego pokolenia wychowanego w etosie sluzby Polsce. Gdy zabieram sie za temat przypominaja mi slowa ktore padly w filmie “General Nil” choc w nieco pozniejszym czasie i innym kontekscie. Fieldorf tlumaczy swojemu mlodszemu koledze, ze kontynulowanie walki to samobojstwo, ze trzeba ten czas jakos przeczekac i zyc pomimo sowieckiej okupacji. Jest mi to bliskie. Nie jestem pewny czy bylo by to to mozliwe, wiadomo jak skonczyl general, ale wyobrazenie unikniecia skladania kolejnej ofiary na oltarzu dziejow jest pociagajace. Byc moze wtedy etos sluzby krajowi przetrwal by w wiekszym stopniu, a Polskie elity wygladaly by dzisiaj zgola inaczej niz te ktore mamy obecnie.
Kolejna rzecz nad strata ktorej trudno mi sie pogodzic, to zrujnowana Warszawa. Jestem zly, ze nie jest mi dane zobaczyc i cieszyc sie Warszawa taka jak wygladala przed wojna. Tamta Warszawa byla by obecnie perla europejska, kolejna marka Polski wraz z Krakowem i Gdanskiem. A tak pozostaje tylko nostalgia przy ogladaniu starych pocztowek i zdjec, oraz watpliwa przyjemnosc patrzenia na to co zafundowano nam w zamian.
Czesto pojawia sie we mnie pytanie, w ktorych mometach naszej historii milelismy wybor? Kiedy ofiary mozna bylo uniknac?
Nie znam odpowiedzi, ale przypuszczam, ze Polska rozwijala by sie lepiej z tymi co polegli, nawet podczas sowieckiej okupacji.