vitello vitello
843
BLOG

Słówko w sprawie schabowego II

vitello vitello Rozmaitości Obserwuj notkę 48

 

Napisałem w poprzedniej notce, że będzie miała ona kontynuację, ponieważ temat wyczerpany nie został. W komentarzach zaś, obiecałem wspomnieć o feldmarszałku Radetzkym, a to z powodu jego roli w dowodzeniu wyższości mediolańskiej „costoletty” nad wiedeńskim sznyclem, lub wręcz odwrotnie. Wspominam tedy - ale w absolutnym skrócie.

 Otóż feldmarszałek, słynny z przewag nad armią Piemontu, szczególnie zaś z walnego zwycięstwa pod Custozą, nagrodzony został posadą gubernatora Mediolanu. Właśnie w stolicy Lombardii miał okazję zjeść potrawę, która przypominała sznycle wiedeńskie, ale sznyclami wiedeńskimi nie była. Z różnych źródeł, głównie włoskich, można się dowiedzieć, że o czymś powinno to świadczyć.

 W czasach, kiedy pewna słynna knajpa w Wilanowie przyciągała tłumy warszawiaków, miałem okazję zamówić tam sznycel cielęcy po wiedeńsku. „Wiedeńskość” sznycla podkreślało wieńczące kotlet jajo sadzone, ale po spróbowaniu pierwszego kęsa wyczułem świński schabik. Podzieliłem się z kelnerem moimi wątpliwościami, ten zaś natychmiast wyjaśnił, że to kucharz musiał się pomylić. Odchodząc od stolika, nagle zatrzymał się w jakimś zręcznym kelnerskim półobrocie i wskazując głową na zatłoczoną biesiadnikami salę, powiedział: „Prą pana, szkoda dla takich cielęciny”.

 Skąd się na sznyclach po wiedeńsku wzięło sadzone jajo? Proweniencja tego dodatku jest nader tajemnicza, wszystkie zaś drogi prowadzą do… Berlina. Istnieje bowiem podejrzenie, że podrzucił je niejaki Friedrich August von Holstein, dyplomata i szara eminencja pruskiego dworu. W „Restaurant Borchadt” na Franzoesichen Strasse, Holstein tresował szefa kuchni w przygotowywaniu tegoż sznycla z przystawkami, i na samym jaju nie poprzestał, bowiem w jego wersji sznycel musiał być podany z pietruszką, kaparami, sardynkami, sardelami i wędzonym łososiem. Tyle na temat „Schnitzel Holstein”. Wspomniany został z powodu jaja, bowiem nie ma nic wspólnego ze sznyclem wiedeńskim (jest bez panierki), chociaż spotyka się nazwę "sznycel wiedeński a la Holstein". Ciekawostka.

 Muszę w tym miejscu złożyć samokrytykę (oczywiście konstruktywną) i wytłumaczyć się z mojej niechęci do buły (może idiosynkrazji?). Uroczyście bowiem oświadczam, że tarta bułka jest świetna, ale jedynym warunkiem jej świetności jest posypywanie, a nie „wtłaczanie” i krótkie smażenie potrawy w możliwie najwyższej temperaturze. Nota bene wtedy panierka od kotleta odejść nie ma prawa.

 Bez przepisu obejść się nie może, więc tym razem (przewrotnie) chcę zaproponować sznycelek w… jajku. U pani Marii Ochorowicz- Monatowej nazywa się on „a la Imperial”, a przepis pochodzi „od nadwornego kucharza w Wiedniu”. Robi wrażenie! Plastry cielęciny, takiej na kotlety, rozbijamy dość cienko i nieco obsmażamy. Następnie na patelnię wybijamy rozbełtane jaja (po jednym, lub dwa na kotlet, zależnie od wielkości), wkładamy osolone i popieprzone kotlety, po czym zasmażamy je w formie omletu. Oczywiście do masy jajecznej możemy dodawać najróżniejsze ingrediencje. Najzabawniejsze jest to, że robiłem takie kotlety, zanim dowiedziałem się o ich wysoce arystokratycznym pochodzeniu.

 Tedy odrobiny, nieco zwietrzałego, ale wiedeńskiego szyku miłym Czytelnikom życzę. Smacznego.

vitello
O mnie vitello

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (48)

Inne tematy w dziale Rozmaitości