Kilkanaście lat temu, z czystej ciekawości, kupiłem sos o pięknej nazwie „Thousand Island dressing”, chciałem bowiem poznać smak wysp dalekich i egzotycznych, o czym zapewniała etykieta z palmami i lazurowym oceanem. Sos okazał się wielką porażką, ale w trakcie degustacji przypomniałem sobie, że coś niezwykle podobnego zdarzało mi się jadać na ziemi amerykańskiej. Palmy i ocean, to była licencja poetica, bowiem tych tysiąc wysp znajduje się na rzece św. Wawrzyńca, rzece granicznej między Stanami i Kanadą, a tam palm raczej nie uświadczysz.
Jednak fakt pozostaje faktem, iż jest to sos bardzo znany i obok sosu rosyjskiego stanowi cenny wkład do światowej tradycji kulinarnej. W obu sosach podstawą jest majonez, a pozostałe ingrediencje mają kształtować dalsze nuty smakowe. Czy stanowią kompozycje idealne? Jeśli traktujemy je w kategoriach muzycznych, to są one wariacjami na zadany temat , lub dość swobodnymi improwizacjami. W sosie rosyjskim objawia się syndrom ketchupu, prześladujący znaczną część tamtejszej społeczności, natomiast sos tysiąca wysp jest typową wolnoamerykanką, chociaż zwykle tlą się w nim, obok soków cytrusowych, nutki worcestera i tabasco.
Nie będę tu podawał przepisów na każdy z sosów, ponieważ roi się od nich w Internecie,chcę natomiast przedstawić pewien proces, albo jeszcze inaczej - szkic kompozycji smakowej. Zacznijmy od majonezu, oczywiście domowego. Sam w sobie, jeśli jest dobrze doprawiony stanowi wystarczający, kompletny dodatek do kanapek z wędliną, ryb w galarecie, owoców morza, pasztetów i ogromnej gamy sałatek.
Czy chcemy czegoś więcej? Może nuta korzenna? Jeśli tak, to najprostsze będzie dodanie klasycznego sosu worcester (oczywiście firmy Lea & Perrins). Kompozycja zaczyna brzmieć lepiej. Spróbujmy teraz zmienić barwę sosu, ponieważ zatapiamy się już w mało apetycznym, nudnym beżu. Pomidory? Chyba dobry kierunek, bo sos wtedy mocno poróżowieje. Małym ukłonem wobec amerykańskiego sosu rosyjskiego byłby ketchup, ale w wersji domowej. Korekcję koloru możemy przeprowadzić zresztą na kilka różnych innych sposobów, oczywiście rozszerzając też bukiet smaków.
Ja jednak proponuję pozostanie w klimacie fugi trójgłosowej, więc jeżeli zgodziliśmy się na pomidory, brakuje nam tylko jednego głosu. Ten zaś powinien być wyjątkowy i wyróżniający całość kompozycji. Poszukajmy tedy odpowiedniego konsonansu, lub niepokojącego, ale twórczego dysonansu. Ja znalazłem jeden, zaakceptowany przez wielu naszych gości. Do sosu dodałem odrobinę dobrego rumu. Mniej więcej duża łyżka na szklankę sosu. Ten trunek idealnie harmonizuje całość i nadaje sosowi charakteru i wyjątkowości. Jest zaskakującą, wyjątkową nutą.
Dla porządku muszę dodać, że korowód sosów majonezowych jest bardzo długi. Rozpoczyna go sos tatarski, po nim zaś „ravigotte” ze szpinakiem i worcesterem oraz „remoulade” z musztardą i nutami koperku, szczypiorku, lub pietruszki.
Zapraszam miłych Gości do wypróbowania mojego przepisu. Uważam, że warto.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo