Voit Voit
36
BLOG

Siata

Voit Voit Rozmaitości Obserwuj notkę 10

Moja wuefistka w szkole była zdrowo szurnięta -  uwielbiała siatę. Ja nie, bo grałam w tenisa i miałam powybijane nadgarstki. Siata to była męczarnia. Do tego zrobienie drużyny z dziewuch, które na co dzień rywalizowały o facetów i ogólnie za sobą nie przepadały, manifestujac to coraz to nowymi "przyjaźniami" i grupkami wzajemnej adoracji było kompletnie pozbawione sensu.  Mimo to wuefistka nie rezygnowała i zaganiała nas do bezsensownych serwów zza linii boiska i raczyła nas przydługimi wykładami o taktyce, która nikogo nie interesowała. Ja ponad siatę z dyscyplin sportowych stawiałam na brydż (całkiem miałam niezłe utargi w internacie -  dorabiałam do tygodniówki) i na skałki. Poza tym tenis i konie. Ot, w okresie komuny taka zwykła, dziecięca aktywność, dzięki którrej byłam zawsze podejrzewana o wszystko, co najgorsze.

Grunt, że wuefistka nie odpuszczała, a ja za każdym serwem ładowałam piłkę w siatkę. Przy moim nikczemnym wzroście blok był nie do wykonania. Tłukłam się z tą cholerną siatą przez wiekszość liceum, klnąc na czym swiat stoi. Potem trafiłam na maniaka sportów walki, który z dzikim upodobaniem rozsmarowywwał mnie po ścianie sali gimnastycznej. W końcu zarobił ode mnie w jaja i odpuścił.  Na studiach z wuefem poszło mi lepiej -  wybrałam jogę, która polegała na odsiedzeniu swego na materacach w podziemiach wydziału biologii z wiecznie nacpaną panią, która smęciła coś o filozofii, mantrze i innych przyjemnościach. Wuef jakoś zaliczyłam, chociaż pani wyleciała z pracy, a ja w ramach zaliczeń musiałam biegać dookoła Uniwerku. Na szczęście były autobusy i jak się dobrze trafiło, to czasy miałam całkiem niezgorsze.

Siatą zainteresowałam się dobre 10 lat temu. Spodobało mi się kibicowanie. Na pierwszy mecz trafiłam przez przypadek, potem juz poszło. Kto nie widział polskiej publiki na meczu siatkówki na żywo, niech żałuje. To jest autentyczny sport, fantastyczna radość, spontan. To jest to "coś", czego brakuje piłce nożnej. Tam nie ma miejsca dla kiboli. Bawimy się, przeżywamy, jesteśmy razem.  Mogę iść na mecz z synem i wiem, że nic mu nie grozi, że jeśli zachce mi się siusiu, moge go spokojnie zostawić pod opieką sąsiadów, że on też to przeżywa tak jak my wszyscy. W zeszłym roku zatkalo mnie, kiedy usłyszałam moje dziecko wrzeszczące z trybun: "Pooolskaaa!!! Biaaaałooo-czeeeerwooooniiii!"  Mały Rycerz to klasyk naszych śpiewanek, mamy autografy wszystkich naszych Wielkich. Co więcej -  Wojtek od Lozano dostała kartkę na Gwiazdkę. Tam się czuję bezpieczna, wiem, że wszystko będzie OK.  Nie jestem Vipem -  jestem zwykłym kibicem.

W tym roku nie mogłam jechać do Turcji. Żałuję, bo dostaje meile od znajomych, którzy pojechali. Oglądałam mecz w necie, na dokładkęm u znajomych, bo moja Neostrada padła, zaciskajac kciuki. Mimo wszystkich domowych klopotów ze zdrowiem Ojca, siedzieliśmy jak przymurowani przed monitorem, z biało-czerwonymi czapeczkami na glowie, od czasu do czasu przełączając się na zczuba.pl. To było to!

Mamy mistrzostwo Europy w nieprawdopodobnie okrojonym składzie. Mamy świetnego trenera, który z kupy facetów potrafił zrobic paczkę rozumiejących się przyjaciół. Teraz tylko mistrzostwo świata! 

To bylo piękne. Dziękuję, dzękuję, dziękuję.   

  

 

Voit
O mnie Voit

Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie. Anka Grzybowska Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Rozmaitości