No, wróciliśmy. Nie dotrwaliśmy do Światełka do Nieba - pokonała nas pogoda.
Przez cały dzień siedzieliśmy w sztabie WOŚP w jednej z sąsiednich gmin - kwestowaliśmy tu z przyczyn zupełnie towarzyskich.
Gmina jest malutka, więc sztab nie był zbyt imponujący - 17 wolontariuszy z puchami (+ ja jako obstawa syna), pokazy straży pożarnej, występy miejscowych zespołów w Domu Kultury, pokaz ratownictwa wodnego (wyciąganie i reanimacja człowieka spod lodowej tafli), przejażdżka quadami, no i oczywiście aukcja czego się tylko dało. Helikopter nam nie dopisał - pogoda była nielotna, zadymka i silny wiatr. Była oczywiście gorąca herbata, domowe ciasto i zaśpiew lekkiego szaleństwa. Super były panie z miejscowego koła gospodyń wiejskich, śpiewające przy wtórze gitar zespoliku rockowego.
Wolontariusze rozjechali się po całej gminie - kto miał czym podwoził dzieciaki na miejsce i odwoził je z powrotem. Całość o 20 miał zakończyć mały pokaz fajerwerków - mam nadzieję, że się udał, bo zadymka straszliwa.
Zaskoczeniem była postawa księży z miejscowych kościołów - mówili o akcji, namawiali do wrzucenia czegoś do puszek.
Atrakcją aukcji był worek ziemniaków, świątek wyrzeźbiony przez starszego pana i mnóstwo kurpiowskich wycinanek. Były obrazy, biżuteria (sztuczna), bombki choinkowe, metaloplastyka, rysunki, książki, płyty, czapka szefa policji, potężny, metalowy świecznik, pluszaki podarowane przez dzieci i mnóstwo innych rzeczy. I było fajnie. Ku mojemu zdziwieniu przyszło mnóstwo ludzi, ośrodek pękał w szwach.
Nie wiem, ile zebraliśmy. Z aukcji mieliśmy około 4300 złotych, a aukcja jeszcze trwa. My wyszliśmy z niej z ręcznie rzeźbionymi szachami pod pachą.
Wojtek szalał z puchą w centrum miasteczka, trzymając na smyczy Kasię i Lunę - obie rzecz jasna z orkiestrowymi emblematami na uprzężach. Obok jego nowy kolega Jasio z tatą kwestowali z wysokości bryczki zaprzęgniętej w dwa karosze. Zadymka zaczęła się około 15 - w pewnym momencie śnieg sięgał mi do pół łydki. Wrzucali wszyscy, bez najmniejszych problemów, bardzo, bardzo sympatycznie. Kupę ludzi przystawało, żeby pogadać, pogłaskać psy i dopytać, co to za rasa, dlaczego są z nami, ile razy już kwestowaliśmy, czy będziemy kwestować w przyszłym roku, czy podoba nam się akcja u nich... Do puszki wpadały i drobniaki i banknoty, komuś trafiła się para kolczyków. Wojtek uzbierał całą kieszeń cukierków (na spółkę z Jasiem). Wymieniliśmy puszkę, drugiej już nie zdążyliśmy zapełnić.
Przyjechałam do domu, odgrzaliśmy się i zajrzałam na Salon. Jak zwykle - jadu dużo, treści mało, albo zawsze ta sama, powtarzająca się jak mantra. Z ciekawostek: trafiłam na jakąś notkę - nie pamiętam czyją - ostrzegającą przed dzieciakami wyciągającymi pieniądze z puszek. No jasne, trzeba błysnąć nowym konceptem. Widać jedno - żaden z oponentów nigdy nie brał udziału w Orkiestrze i krytykuje z punktu widzenia ideologicznie zaangażowanego człowieka przed klawiaturą. Ot, byle napisać i dać wyraz swemu niezadowoleniu. Otóż z puszek orkiestrowych nie da się niczego wytrzepać. Są tak zabawnie skonstruowane, że ani pęsetą, ani gwoździem czy zakrzywionym drucikiem nie da się z nich niczego wyjąć bez naruszania plomb. Tylko puszki z I finału nie były tak zabezpieczone. A teraz mamy finału XVIII i patent na puszki z roku na rok jest coraz lepszy. Skąd się biorą nowe kurtki i buty tuż po finale Orkiestry - pojęcia nie mam. Może spod niedawnej choinki?
Życzę oponentom Orkiestry nieco więcej miłości bliźniego swego, a tym, którzy Orkiestrę wsparli w jakiejkolwiek formie - serdecznie dziękuję.
Do zobaczenia za rok o tej samej porze.
Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie.
Anka Grzybowska
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości