Voit Voit
185
BLOG

Bo świat taki błękitny... Widok z moich okien.

Voit Voit Rozmaitości Obserwuj notkę 56

 

Dzisiejszy dzień jest błękitno-biały, zamglony i piekielnie zimny. Ranek powitał nas 26 stopniami mrozu.

Jazda o brzasku do przedszkola, to bajka - nad drogą snują się pasemka srebrzystego dymu z kominów, wokół oślepiająca biel, przetykana złocistymi promieniami wstającego słońca. Drzewa wyglądają jak koronkowe cacka, droga lśni szklanymi refleksami. Na połaciach śniegu mrugają miliardy iskierek. Wszystko jest biało-błękitne, takie zamglone.

Nasz zielony tunel zimą

Bajkowy nastrój minął mi w Rucianym - pojechałam załatwiać kolejne sprawy w urzędach. Na parkingu, rzecz jasna otoczonym wokół muldami zmarzniętego śniegu twardego jak beton, zaparkował łoś z warszawska rejestracją - potężna landara, z serii „przedłużenie męskości”, z ogromnymi, chromowanymi nadkolami i kilkoma antenami na dachu stanęła sobie w poprzek, skutecznie unieruchamiając tych, którzy na parking zdążyli wjechać. Wspięłam się jakoś na zamrożoną muldę, która przed zlodowaceniem była chodnikiem i poszłam załatwiać co miałam do załatwienia. Wracam, wokół landary spory tłumek. Delikatnie rzecz ujmując - niezbyt pokojowo nastawiony.

 - A weźta wy go! - krzyczała właścicielka sklepiku ze Zgonu, wyraźnie wyprowadzona z równowagi - Cham się ustawił!

- Poszukać trza - orzekł jakiś facet, drapiąc się zafrasowany w czoło - możeć na pocztę polazł?...

- No nie wyjadę, kurna - klął jakiś chłopak za kierownicą wiekowego opla omegi - Chłopaki, przestawim go?

- No co ty! Za ciężki! - odwrzasnęli jego kumple.

- Przepraszam bardzo - zapiszczała lekarka z sąsiedniej wsi - Czy ktoś z państwa zna może właściciela tego auta, bo ja...

- NIE! - wrzasnął gremialnie wkurzony tłumek.

 

Poszłam do sklepu, wracam - pat na parkingu trwa. Właściciela motoryzacyjnego koszmarka (co za idiota produkuje takie samochody?!) ani widu ani słychu. Wyciągnęłam z bagażnika saperkę, obdziabałam trochę śniegu spod podwozia - wczoraj na takiej muldzie wisiałam dłuższy czas, więc wiedziona doświadczeniem postanowiłam wozić ze sobą odpowiedni sprzęt. Tłumek na parkingu nadal deliberował, co robić z zawalidrogą.

Kilka minut później pod parking podjechał znajomy sprzęt - ogromny traktor uzbrojony w chwytak do podnoszenia kłód. Z traktora wysiadł niejaki Józek, znana w całej okolicy ochlajmorda. Józek najwyraźniej niedopity był i pod giees przyjechał w celach konsumpcyjnych. Traktora na środku ulicy zostawić nie idzie, bo zablokuje całą gminę i okolice. Poza tym jak wieść gminna niesie, Józek ma jakieś nieokreślone kłopoty ze smerfami - albo już mu zabrali prawko, albo się na niego czają. W każdym bądź razie ostatnio zrobił się praworządny i za kółkiem pija jedynie dla rozgrzewki, poza tym ogólnie przepisów stara się nie naruszać. Ze szczegółami bywa różnie.

Józek pomyślał, co u niego jest procesem bolesnym i długotrwałym, wlazł do traktora, uruchomił potężny chwytak, wepchnął go na chama pod koszmarka i przepchnął go bokiem po całym parkingu, przy okazji skutecznie odśnieżając kawał podjazdu. Strząsnął zawalidrogę z chwytaka i spokojnie pomaszerował do sklepu, nie zważając na wyjący na całą okolicę alarm. Sekundę potem ze sklepu wyskoczył malutki, gruby facecik:

- Mój samochód! - zapiszczał falsecikiem, dopadając samochodu – Co za chamy! U nas w Warszawie to takie rzeczy są nie do pomyślenia! Ja policję zawołam! Pani widziała zajście! Niech pani poczeka, będzie pani zeznawać! – krzyczał za pokładającą się ze śmiechu właścicielką sklepiku ze Zgonu - Pani poczeka! Komórkę mam! Zadzwonię po policję!

Z parkingu wyjeżdżali zakładnicy - jakoś tak niefartownie, że połowa śniegu spod kół lądowała na wywoskowanej karoserii landary. Po chwili facet z komórką zastał sam, bezradnie rozglądając się po pustoszejącym parkingu.

Józek wyszedł ze sklepu, pociągając browara, wsiadł do traktora i spokojnie wrzuciła wsteczny.

- Panie! Ja panu pokażę - wydarł się warszawiak, przekrzykując koszmarny łomot silnika

- Ta? A co? Bo ja ku..a większy jestem. I co? - czknął retorycznie Józio na pełen regulator.

I nic - warszawiak spasował. Chyba więcej do nas nie przyjedzie. Chociaż - ten wgnieciony śliczny, chromowany boczek, to można młotkiem naprostować. Da się jechać.

Pojechałam do domu i zapomniałam o zabawnym łosiu parkingowym. Fajnie jest żyć na Mazurach. Świat tu taki błękitno-biały, koronkowy... Taki zamglony. Bóg wiedział co robi, wymyślając Mazury...

Jest do czego wracać -  widok z moich okien.

 

 

 

 

Voit
O mnie Voit

Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie. Anka Grzybowska Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (56)

Inne tematy w dziale Rozmaitości