Voit Voit
56
BLOG

Niespodzianka

Voit Voit Rozmaitości Obserwuj notkę 25

Dzisiaj pojechałam po Wojtka do przedszkola, bo w drodze powrotnej miałam dla niego niespodziankę. Jakoś doślizgałam się do Ukty dwoma lodowymi rynnami, zaparkowałam na jakiejś sporej, śniegowej górze. Kuper wystawał mi wprawdzie na pół jezdni, ale nic to.

Fantastyczna wychowawczyni mojego syna - Pani Teresa - złapała mnie w drzwiach.

- Pani Aniu, w przyszły czwartek jest kulig, potem spotkanie z leśniczym i pogadanka o dokarmianiu zwierzyny. Pojedziemy saniami do paśników. Zgadza się pani?

Rany... marzenie. Jasne, ze tak! Tylko, co z moją niespodzianką?

Zapakowałam Wojtka w fotelik, wcześniej pogadałam chwilę z Panią Teresą. To człowiek, któremu ufam nade wszystko - zresztą powierzyłam jej moje dziecko... Pragmatyczna, kompletnie zakochana w swoich wychowankach, pełna ciepła, zawsze gotowa odpowiedzieć na najdziksze pytania rodziców. Marzenie każdej matki. Dla Pani Teresy warto mieszkać na Mazurach.

Zjechaliśmy z górki i niczym bobsleje z Jamajki wystartowaliśmy w stronę Mikołajek. Niespodzianka czaiła się w lesie, na końcu drogi... Cholera... Gdzie ta droga?!

Las wyglądał na kompletnie dziewiczy. A wczoraj, kiedy niespodziankę szykowałam, znajomy mówił mi, że dojedziemy bez problemów. Może jakimś objazdem? Gdzieś ta droga była... GPS-u wolę nie używać, bo na Mazurach można się zdrowo naciąć. Złamałam zasady i posiłkując się tajemnicza elektroniką skręciłam w coś, co przed zlodowaceniem było chyba drogą. GPS miauknął, że za 100 metrów mam skręcić w lewo, co uczyniłam, lądując na sośnie. Drogi nigdzie nie było. W prawo tez nie było. Czyli lewa z prawą mi się nie pomyliła...

Złapałam za komórkę, usiłując jednocześnie jakoś wyjechać z sosny. Znajomy odebrał po pierwszym sygnale.

- Gdzie jesteście?

Namierzyłam jakiś słupek z cyferkami.

- O, to trafiliście! Zaraz podjadę, nie ruszaj się.

Następne dwa kilometry pilnie jechałam po śladach ciężkiego traktora mojego znajomego.

- Wiesz, tej części nie odśnieżamy, bo i po co. Trzeba było na około, ale nic to. Grunt, ze jesteście. Chodźcie do środka, zjedzcie coś i jedziemy podglądać.

Wojtek szamał kiełbaskę z rożna i przestał się na mnie boczyć, że za wcześnie zabrałam go z przedszkola. Sprawa okazała się bardziej interesująca od rysowania szlaczków. Po kiełbasce ruszyliśmy traktorem z przyczepką w las. Na przyczepce mieliśmy siano, jakiś bulwy i kukurydzę. Wojtek cały dumny dzierżył kawał soli na drucie.

Dalej wyglądało to jak bajka. Zapasy z paki wyładowaliśmy do paśnika, powiesiliśmy sól i przyczailiśmy się koło traktora. Z lasu wylazły zwierzaki. Normalnie, jakby czekały na obiad. Były o kilkanaście metrów od nas, spokojnie jadły karmę. Wojtek oniemiał...

- Fajnie, nie? One już jak traktor słyszą, to wyłażą. Wiedzą, że jedzenie jedzie.

Staliśmy zaczarowani kilkanaście minut, wreszcie wrócilismy do leśniczówki.

- Drogi tu nikt nie odśnieża, ale wiesz - my jakoś przejedziemy. Pocztę listonosz w sklepie we wsi zostawia, dzieciaki w internacie mieszkają. Teoretycznie mógłbym przejechać pługiem, ale to kawal drogi i musiałbym sam za to płacić, bo Lasy jakoś nierychliwe. Ale wiesz co? W życiu bym tej dziczy na nic innego nie zamienił. Patrz jak tu cicho i spokojnie. A wyjedziesz drugą stroną - uważaj - koleiny są, bo tamtędy z drzewem jeżdżą.

Popatrzyłam na leśniczówkę... Oj... Głusza, żadnych sąsiadów. Kilkanaście metrów od domu malutkie, leśne jeziorko, wokół drzewa. Fajnie, tylko zimą jakby mało zabawnie. No i te jesienne i wiosenne roztopy... Z tego co pamiętam, latem jest rewelacyjnie. Innymi słowy - świetna chata na trzy miesiące. Ale kurczę - sąsiadów nie ma! To jednak przebija wszystko!

Jakoś wytarabaniłam się spod leśniczówki i nawet udało mi się dojechać do głównej drogi. Wpadniemy latem, bo wiosną przejechać się nie da. Ale podobno jezioro rybne,. Trzeba będzie ze spinningiem przyjechać. O rany... To już całkiem niedługo! Znowu będą ryby, ciepło, słońce... Jeszcze kilka miesięcy. Jeszcze troszkę.

 

Jak ja mam dosyć tej cholernej zimy...

Voit
O mnie Voit

Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie. Anka Grzybowska Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Rozmaitości