Voit Voit
62
BLOG

Bieg z przeszkodami

Voit Voit Rozmaitości Obserwuj notkę 8

 

Pomysłowość ludzka mnie przeraża. To, ze nasz gatunek nie wymarł doszczętnie na skutek najprzeróżniejszych pomysłów jego przedstawicieli, to cud.

Drogi mamy zasypane tak mniej więcej do połowy łydki. Przejechać się da, ale w okolicach 20 na godzinę. Rano zapakowałam Wojtka do gimbusa, a samo pognałam za Pisz, do hospicjum, z którym współpracuję. Droga parszywa, ale jakoś się toczyłam, miejscami nawet i 70 udało mi się rozwinąć. Przejeżdżam przez jakąś wieś, aż tu z bramy domu prosto na mój samochód wylatuje śnieżna lawina. Zatrzymałam się, żeby zobaczyć, co to do diabła może być. Samochód zawalony był śniegiem, a z bramy wylatywały go jeszcze całe fury.

Na sporym podwórku stało urządzenie składające się z pana, silnika chyba od traktora, jakiejś rury, czegoś przypominającego taczki, jakiegoś zębatego wałka, kawałka pasa transmisyjnego i metalowych drzwi, przymocowanych na sztorc do taczki. Całość koszmarnie ryczała. Z rury wylatywał na drogę śnieg. Pan wyłaczył ustrojstwo i popatrzył pytająco:

- A? Czegój chce?

- Panie, ten śnieg z tego czegoś zawala drogę. Wywalił mi pan to wszystko na samochód.

- No. A gdzie mam wywalać? Un tak ma, że leci kak chce.

- A co to w ogóle jest?...

Tu nastąpiła długa tyrada - pan ze szczegółami zapoznał mnie z konstrukcją odrzutowej taczki do śniegu. Okazało się, że to zębate zrywa, drzwi (u świagra był remont i się przydały) robią za spychacz, urobek wylatuje rurą (od wialni), a całość napędza silnik od traktora (na ropę, bo taniej). Skąd pochodziło zębate coś - nie udało mi się dowiedzieć. Pan cały dumny odpalił wynalazek, ten dostał jakiegoś kopa i runął wprost na szopkę. Szopka niestety nie wytrzymała. Pan z frasunkiem podrapał się w głowę.

-Charakterny jest - oznajmił, patrząc z dziwnym błyskiem w oku na ryczącą taczkę, zabuksowaną w resztkach szopki - Trza poprawić.

Zostawiłam pana dłubiącego w maszynie, wyciągnęłam łopatę z bagażnika i jakoś odkopałam samochód. Pojechałam dalej, z pewną nieśmiałością mijając kolejne wsie. Kilka kilometrów dalej wprost pod moje koła wyjechał traktor. Za nim kilka par sanek, uczepionych na długim sznurku. Zaprzęg wyleciał łukiem na drogę, połowa sanek wywaliła się do góry płozami. Traktorzyście widać było wszystko jedno, bo nie oglądając się za siebie pognał dalej, zostawiając na śniegu ryczącą wniebogłosy dzieciarnię. Tym razem się wściekłam. Przyblokowałam drogę, wylazłam, sprawdziłam, czy wszystkie dzieciaki są całe i ściągnęłam policję. Najciekawsze jest to, ze oprócz mnie droga jechało sporo samochodów, zatrzymałam się tylko ja. Przy okazji nazbierałam jobów za zablokowaną szosę. Wygrzebałam z samochodu jakieś batoniki, klapnęłam na masce samochodu i gadałam z wystraszonymi dzieciakami. Gliniarze - podróż do mnie zajęła im ze 40 minut, co przy naszych drogach absolutnie nie dziwi - po drodze zebrali jeszcze trójkę maluchów. Traktor znaleźli kilkaset metrów dalej, a pijanego pana traktorzystę wykryli na polu nieopodal. Może dzieci szukał?

Do hospicjum dojechałam mocno spóźniona. Zostawiłam, co miałam zostawić i pędem do domu - o 13 muszę odebrać syna z przedszkola, a jeszcze mama chciała jakieś zakupy zrobić. Mamę zostawiłam w Rucianym i pojechałam do Ukty. Droga Pisz-Mragowo jest raczej uczęszczana. Sznur samochodów przede mną nagle się załamywał i z wyciem klaksonów zjeżdżał na lewo. Dojechałam do dziwnej przeszkody. Poboczem szła sobie starsza pani, w jaskrawo czerwonej kurtce. Za rękę trzymała trójkę dzieci, idących środkiem drogi - wszystkie ubrane z jasne, pastelowe kurtki. Widać było tylko ją, dzieci zlewały się z tłem. Absolutnie niezrażona trąbieniem i migotaniem światłami pani ze stoickim spokojem dokądś zmierzała. Mam nadzieję, ze nie do nieba...

Na dzisiaj mam dosyć. Dotarłam do domu,jakoś udało mi się pokonać odcinek Ukta-Wojnowo, chociaż zakrawa to na cud. Padłam do notki i przypomniał mi się najdziwniejszy wypadek, jaki miałam w życiu.

Jechała do Sandomierza z moim pierwszym mężem - facetem pokaźnej, dwumetrowej postury, ponurym i brodatym. Było lato, pogoda jak drut, droga o dziwo pusta. Jechałam dość szybko i nagle, jak w zwolnionym tempie widzę staczający się ze skarpy wózek dziecinny. Jak w Schodach Patiomkinowskich - podskakuje i jedzie prosto pod moje koła. Nie wiem, jak mi się udało wyhamować. Tuż przed samochodem wózek podskoczył ostatni raz i przewrócił się. Wyskoczyliśmy z samochodu, dopadliśmy wózka. Ze środka wypadło małe dziecko - nie wiem, może półroczne. Spało, nawet się nie obudziło. Widok nieruchomego dziecka pod zderzakiem zmroził mnie kompletnie. Mój mąż złapał noworodka na ręce i pognał do góry, w miejsce, skąd wytoczył się wózek. Okazało się, ze stoi tam jakiś dom, a po stromiźmie biegnie ścieżka. Na podwórku grill, balanga. Stoimy pośrodku z maluchem, az tu dopada nas kobieta z dzikim wrzaskiem.

- Jezu!!!! Ludzie!!! Dzieciaka chcieli zabrać!

Babcia, która zmaterializowała się obok niej nawijała coś o pedofilach. Wokół nas zrobił się spory tłumek. Mój mąż, który wbrew posturze i wyglądowi miał charakter absolutnego pacyfisty, patrzył na to wszystko z kompletnym osłupieniem. Ja poczułam, ze robi mi się dziwnie słabo. Kobieta wyrwała nam dziecko, a jakiś facet o wyglądzie spasionego byczka zakwilił cienkim głosikiem:

- I wózek kurna ukradli!

Mój mąż odwinął się i strzelił faceta w mordę, poprawił z kopa, po czym złapał mnie za łokieć i zaciągnął do samochodu. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy widziałam go wyprowadzonego z równowagi. Przyznam, że zrobiło to na mnie spore wrażenie... 

***

A korzystając z okazji -  Szanowny Powiecie Piski! Bardzo prosimy Szanowny Powiat o pług i piaskarkę.  Wiemy, ze po ostatnim odśnieżaniu wyczerpalismy nasz roczny przydział na pługi, ale może jednak udałoby się nas odkopać?... Bylibyśmy wyborczo zobowiązani.

 

 

 

 

Voit
O mnie Voit

Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie. Anka Grzybowska Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Rozmaitości