Voit Voit
272
BLOG

Melioracja

Voit Voit Rozmaitości Obserwuj notkę 59

Popełniłam dzisiaj dzieło inżynieryjne. Strasznie się namordowałam, a praca zajęła mi całe przedpołudnie. A było to tak.

Wczoraj zalało mi piwnicę, podjazd i garaż. Woda brała się nie wiadomo skąd, ale było jej cholernie dużo. Postanowiłam zawalczyć o suche stopy i rankiem zabrałam się za robotę.

Uzbrojona w łopatę, łom i dziwne narzędzie przypominające oskard, wyległam przed dom i głęboko przemyślałam sprawę. Innymi słowy - opracowałam koncepcję. W połowie podjazdu wykułam w lodzie sporą dziurę - woda wpłynęła, czyli dziura zdała egzamin jako zbiornik retencyjny. Przy pomocy kilofa wygrzebałam rowek, poszerzyłam i skierowałam ciek w stronę bramy. Szalenie zajęta ryciem rowka nie zauważyłam znajomego z miasteczka, który z niepojętych dla mnie przyczyn świątek czy piątek jeździ po okolicy na wyczynowym rowerze.

- Fajnie robisz - pochwalił mnie znajomy - Teraz to w lewo wykręć, to do rowu popłynie.

Skręt w lewo nieco psuł moją koncepcję, ale ogólnie idea była słuszna, więc zaczęłam ryć w poprzek bramy. Woda popłynęła wartkim strumieniem. Chwilę potem zatrzymał się sąsiad z drugiej strony wsi.

- No, nieźle - pochwalił moje dzieło - ale poszerz trochę, bo się zamuli.

Poszerzyłam, wymodelowałam zakręt. Dzieło wyglądało perfekcyjnie, a poziom wody na podwórku jakby spadł. Cała dumna powędrowałam na herbatę. Ledwie wyciągnęłam się w fotelu, do domu wpadł pan ubezpieczyciel z PZU, z którym o ile mnie pamięć nie myli byłam umówiona coś ze dwa tygodnie temu. Minę miał dziwną.

- Eeee... Znaczy się utkłem - oznajmił dość niezrozumiale, wyciągając mnie z fotela.

Samochód pana z PZU wisiał w dość dziwnej pozycji w bramie. Spod przedniego koła wystawała łopata do śniegu (połamana) i trzonek kilofa (cały). Tył pojazdu wystawał do połowy szosy. Przednie koła utkwiły w moim rowie melioracyjnym. Nie wyglądało to dobrze.

Po 20 minutach szamotaniny wyciągnęliśmy jakoś samochód z pułapki. Rów był doszczętnie zniszczony. Po moim arcydziele niewiele zostało.

Dziwnie niezadowolony z życia pan ubezpieczyciel opuścił mnie pół godziny później, a ja pojechałam po Wojtka. Wracam, a na środku szosy pyszni się ogromna kałuża. Podwórko jest suche jak pieprz. Przyjrzałam się bliżej - pan ubezpieczyciel wyrył swoim samochodem dwa potężne rowy, krzywe wprawdzie i psujące obraz całości, ale głębokie na jakiś 20 centymetrów. Na tyle głębokie, ze odprowadziły cała wodę z podwórka. No rewelacja po prostu! Zajęta podziwianiem strumienia wypływającego spod domu nie zwróciłam nawet szczególnej uwagi na jakiegoś chama, który z impetem wpakował się w kałużę, wylewając na mnie jej zawartość.

Jestem cała dumna – chyba pokonam te roztopy. Jutro ma przyjechać sąsiad traktorem, to rów jeszcze bardziej się poszerzy. A ja w końcu mogę parkować u sąsiadów.

 

 

Voit
O mnie Voit

Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie. Anka Grzybowska Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (59)

Inne tematy w dziale Rozmaitości