Światło zaczęło wysiadać jakiś czas temu, co dziwne - w całej okolicy, a na dodatek tuż po tym jak mrozy zelżały i śnieg zaczął topnieć. Człowiek od światła jest dziwnie uzależniony, bo nie dość, ze kaloryfery nie działają (ten cholerny, wymuszony obieg wody...) to do tego ani porannej kawy wypić (ekspres), ani gazety przeczytać (net), ani prania zrobić. Poza tym wody nie ma i to nie tylko ciepłej, ale i zimnej. No, tragedia po prostu.
Dziwne przerwy w działaniu światła zaczęły mnie irytować. W celu rozwiązania problemu w nocy pojechałam pod wiejską tablicę ogłoszeniową. Przyświecając sobie zapalniczką w okolicach ogłoszeń o nawozach sztucznych i sprzedaży kur niosek znalazłam karteluszkę z Zakładu Energetycznego z dokładną rozpiską „przerw w dostawie energii elektrycznej i gazu - niepotrzebne skreślić”. Jako, że gazu nie mamy bo nam jakoś nie podłaczyli, więc wszystko wskazuje na to, że chodzi o światło, którego ma nie być w poniedziałek między 8 rano a 16. Jakoś dziwnie lekko na duszy mi się zrobiło, bo w końcu wiedza jest lepsza od niewiedzy i może uda mi się przygotować do kataklizmu i zapobiec zamarznięciu, tudzież nałapać wody do garnków i misek.
Natychmiast natargałam drewna do kominków. Dużo - powinno starczyć co najmniej do połowy marca. Potem nalałam pełną wannę wody - może się przydać, przynajmniej dziecko brudem dokumentnie nie zarośnie. Na koniec do wszystkich możliwych naczyń ponalewałam wody do picia. Spokojnie starczyłoby sporej wiosce w Kenii na przeżycie suszy. Przy okazji znalazłam dawno zapomniany i nigdy nieużywany komplet garnków w jakieś owocki – truskawki chyba. Po namyśle napełniłam gary wodą i dołożyłam jeszcze jedną plastikową miskę. Nigdy nic nie wiadomo. W necie wyszukałam pilnie, o której zapada zmierzch i wyszło mi, ze jeśli przerwa się przedłuży, to umarł w butach - ciemno będzie. Nie zwracając uwagi na późną porę pojechałam do sklepu w miasteczku i zakupiłam kilka paczek świec, naftę do lampy (zwaną teraz „olejek zapachowo-relaksacyjny do lampek chińskich”) śmierdzącą jakby lawendą, kaszę, ryż, mąkę, olej, wędlinę w dużej ilości, chleb z piątku (innego nie było), kilka kostek masła, papier toaletowy, wodę mineralną w pięciolitrowych butelkach, soki, mydło... Wzbudziłam lekką sensację, ale po wyjaśnieniach w sprawie światła ruch zrobił się jakby większy i część osób z kolejki do kasy wróciła, żeby uzupełnić zapasy o niezbędne w dobie kryzysu energetycznego produkty. Najbardziej szedł ryż.
Jesteśmy przygotowani na najgorsze. Nie mam tylko ekspresu do kawy. Będę musiała opędzić się rozpuszczalną.
A niech tylko jutro tego światła nie wyłączą! Kosztami ich obciążę i puszczę z torbami!
Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie.
Anka Grzybowska
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości