Nic nie wiedziałam. Byłam chyba jedną z nielicznych osób, które nie miały pojęcia o tragedii pod Smoleńskiem. Po prostu zaspałam – po kolejnej zarwanej nocy musiałam odespać. Po południu weszłam do netu i zobaczyłam ogromny, czarny tytuł w gazeta.pl: Prezydent nie żyje. Początkowo podejrzewałam jakiś dowcip, dopiero po dłuższej chwili do mnie dotarło.
Nie lubiłam Kaczyńskiego, ale to w tej sytuacji nie ma już żadnego znaczenia. Zobaczyłam coś, co może się przyśnić w koszmarnych snach – nieprawdopodobną, postarzałą w ciągu kilu godzin twarz Jarosława Kaczyńskiego, płaczącego nad kawałem blachy na miejscu tragedii Tuska, ludzi, którzy prezydenta w życiu nie widzieli z bliska, zanoszących się łzami na ulicach, jak po stracie kogoś najbliższego i Putina, który wyglądał na autentycznie wstrząśniętego, chociaż w jego przypadku stawiałabym raczej na dobry warsztat aktorski. Teraz nasze anse są kompletnie nieistotne.
I choć Prezydent Kaczyński nigdy nie był mi specjalnie bliski, szalenie ceniłam Jego Żonę, która z brzydkiego kaczątka wyrosła może nie na łabędzia, ale na osobę o zdecydowanych poglądach, która nie bała się mieć własnego zdania, często różnego od zdania obu braci. Lubiłam też Janusza Kochanowskiego za jego komunikatywność i otwartość, chociaż z wieloma jego pomysłami się nie zgadzałam. Potem, kiedy dokładnie przeczytałam listę osób, które zginęły w tym podsmoleńskim lesie, pomyślałam, że było wśród nich wielu, których ceniłam, czy po prostu lubiłam. Nie będziemy mieć już SzmajiOK i wąsów Putry. Piotr Nurowski nie będzie już wyrywał sobie włosów z głowy po aferach dopingowych. Pani Anna Walentynowicz nie zetrze się już nigdy z Lechem Wałęsą...
Tak jak pięć lat temu, kiedy zmarł papież, wzięłam Wojtka i pojechałam do najbliższego kościoła. Nie zawiodłam się – tłum ludzi modlił się za duszę Prezydenta i jego Żony, za wszystkich, którzy zginęli w Rosji. Nie umiem się modlić. Nigdy tego nie robiłam, ale czasami są takie chwile, kiedy człowiek chce poczuć może nie tyle bliskość Boga, co ludzi. Może inaczej – chce poczuć człowieczeństwo.
I wiem, że to zaraz się skończy, że zaczną się kampanie wyborcze, obsadzanie stanowisk, wreszcie – wykorzystywanie tej tragedii na wszystkie strony. I tak po ludzku zrobiło mi się strasznie – bo boje się, że to kolejny „pokojowy” zryw Polaków, taki jak po śmierci Jana Pawła II. Że to kolejna Solidarność, którą natychmiast rozmienimy na drobne. Że to kolejne łzy, które – tak jak te rozlane po śmierci papieża – pójdą na marne, bo niczego się jak zwykle nie nauczymy.
Ale póki co – czerpię to ludzkie ciepło i cieszę się, że przynajmniej w tak tragicznych chwilach na sekundę potrafimy się zjednoczyć. I gdzieś tam, na długo, pozostanie we mnie obraz usiłującego opanować łzy premiera Tuska, pochylonego nad wiązanką kwiatów na smoleńskim lotnisku, z kurczowo zaciśniętymi rękami. Bo tego zagrać się nie da i wiem, że to nie było na pokaz.
Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie.
Anka Grzybowska
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka