Voit Voit
124
BLOG

Ping-pong, czyli lans i foch.

Voit Voit Polityka Obserwuj notkę 14

Wczoraj postanowiłam się uświadomić i w tym celu zasiadłam przed komputerem. O 20 miała się rozpocząć debata z udziałem Komorowskiego. Zaopatrzyłam się w kawę, zaciągnęłam się e-petem, przysunęłam sobie popcorn i jazda...

Przez pierwszych 15 minut nic się nie działo, a liczne towarzystwo, które podobnie jak ja śledziło - a właściwie miało zamiar śledzić - debatę na Facebooku zaczęło się wykruszać. W tym czasie szalenie poddenerwowany organizator imprezy dwoił się i troił, żeby wyjaśnić nam, ze pan marszałek jedzie z sejmu aż na Czerską i gdzieś utknął. W końcu pana marszałek przybył i wtedy szlag trafił głos. Wszystkim, bo wszyscy darli się ile sił w płucach, żeby ktoś coś z tym zrobił. Odświeżanie wystarczało na jakieś 3 minuty, potem znowu marszałek ulatywał w niebyt. Ponieważ niewielu wiedziało, o czym właściwie mowa, więc pojawiło się nieco spiskowych teorii dziejów pod hasłem „kto odebrał głos marszałkowi?!” Co dziwne - najlepiej było słychać prowadzącego, który w oparach wazeliny przekazywał marszałkowi co mniej wredne pytania. Odpowiedzi zagłuszało jakieś coś, siedzące chyba w tych kabelkach od netu. Najciekawszym punktem programu było ściągnięcie krawata, co wprowadziło niejaki luz, bo jednak marszałek bez krawata prezentuje się bardziej „ludycznie”, niż ten w krawacie. Od czasu do czasu kojący głos marszałka wygrywał z ustrojstwem w kabelkach, ale z rzadka. Miłym punktem było spotkanie na FB kilku dawno niewidzianych znajomych, z których jeden natychmiast zaklepał sobie miejsce pod namiot w moim sadzie pod koniec sierpnia.

Zniechęcona debatą z marszałkiem Komorowskim, postanowiłam nieco pomyszkować w sieci. Po dużej dawce plotek na temat niezbyt znanych mi ludzi, którzy noszą jakieś koszmarnie drogie i równie paskudne buty, przeszłam do moich ulubionych tematów wyborczych. Zaczęłam od posła Palikota, obrzuconego czymś dziwnym (but, butelka, albo kamień) przez jakiegoś pana w okularkach. Pan nie trafił, ale za to posła trafił szlag i zapodał hecę do prokuratury. Pan - najwyraźniej wystraszony przez rozsierdzonego posła - pogalopował czym prędzej do biura poselskiego, żeby się pokajać. Nikt nie wie, co z tego wynikło i czy poseł mu odpuścił. Ach! Ta niepewność! Zaczęłam z tego wszystkiego obgryzać paznokcie.

Dalej jest ping-pong. Nie lubię ping-ponga, bo widok dwóch - a czasami nawet i czterech - facetów, z wywieszonymi jęzorami usiłujących trafić miniaturową rakietką w miniaturową piłeczkę działa na mnie jakoś dziwnie. W tym przypadku facetów było dwóch, wspieranych przez dwie damy. Jedna wyzywała przeciwnika płci męskiej na ubitą ziemię (to niezgodne z kodeksem Boziewicza), a druga słała różę białą na znak pokoju. Poczułam się szalenie dowartościowana, bo jednak kobieta potrafi! Przeciwnik na ubitej ziemi chyba nie stanął, bo jakoś chwilę wcześniej wyzwał kolegę na solówkę. To mi się kojarzy z ustawką kiboli, ale niech tam będzie. Zresztą - ustawka byłaby bardziej medialna. Dwa naparzające się czym popadnie sztaby wyborcze, dowodzone przez dwóch kandydatów... Marzenie! Jeśli chodzi o mnie - postaram się zasilić szeregi złaknionego krwi ludu. Bez względu na to, kto padnie na pokrytą kurzem arenę, kciuk w dół. A niech ma za swoje!

Dalej było jak zwykle, czyli strzelanie fochów. Biorąc pod uwagę wiek obu kandydatów (tych głównych), to chyba nie uchodzi. Jedyną ciekawą rzeczą była sprawa dębów sadzonych przez kandydata Kaczyńskiego. Dziennikarz Zetki wyczaił, że te w Sopocie uschły, a te pod Grójcem ktoś wyrwał. Sprawa jest arcyciekawa, bo w końcu sławny spot kandydata Kaczyńskiego traktował właśnie o dębach, a przeważnie o Bartku. Kandydat dał podwaliny pod przyszłe bory dębowe, a tu taka siupryza! Niestety - nie dane nam było usłyszeć, co z dębami. Kandydat burknął tylko, że opieka nad dębami się nie zajmuje. Strasznie mnie to rozczarowało - myślałam, że on tak na co dzień te drzewka sadzi, a ta biała róża dla Komorowskiego to z przydomowego ogródka kandydata na warszawskim Żoliborzu...

Odezwał się Kazimierz Marcinkiewicz - jak wiadomo, to specjalista od wszystkiego, a od polityki w szczególności. Kampania mu się nie podoba, bo jest „zbyt miałka”. Jak kandydaci staną na ubitej ziemi z lancami w dłoniach, to zmieni zdanie. W sumie... To nawet jest myśl. Dać im coś do garści - tłuczek, młotek, dzidę - i poczekać. Kto przeżyje, obejmuje Pałac Namiestnikowski.

Kandydat Napieralski lansował się na lodach w Toruniu. W Toruniu, to powinien jakieś pierniki wcinać, a nie lody w wafelku. Zdjęcia z tego wiekopomnego wydarzenia są już w sieci. Kandydat Napieralski w ogóle jest na czasie - zdjęcia wrzuca z szybkością karabinu maszynowego - o 11 był w fabryce mebli, 11:03 sa zdjęcia z komentarzem. Jestem pod wrażeniem.

 

Kandydat Kaczyński naraził się drogówce - jechał z pomocą kierowcy (kandydat chyba prawa jazdy nie posiada) 140 i wyprzedzał na podwójnej ciągłej. Podobno nawet samochód zapakowany po dach ochroniarzami kandydata (to nowy sposób na lans) nie mógł nadążyć. Drogówka okazała się bezlitosna i przywaliła mandacik plus punkty karne. Kandydat przyjął to ze zrozumieniem. Ciekawe, czy dzielni gliniarze już zostali przeniesieni do cywila, czy dopiero ich to czeka?

A poza tym jest upał. Trzeba tych biednych ludzi zrozumieć - ganiają po jakiś zakazanych miejscach, wiece robią, butami w nich rzucają (butelką? kamieniem?), drogówka się czai. No, ciężkie życie mają. Oby do 20 czerwca. Ośmiu od razu wyjedzie na długo oczekiwane urlopy. Byle nie tam, gdzie jedzie ktoś z nas. Urlop z byłym kandydatem to musi być koszmar.

Voit
O mnie Voit

Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie. Anka Grzybowska Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka