Klapnęłam sobie wczoraj przed komputerem, w celu obejrzenia debaty miedzy „Czterema Gigantami'. Gigantów faktycznie było czterech, bo jeden w ostatniej chwili zdecydował się nas zaszczycić. Z „gigantycznością” Gigantów było różnie, mówiąc szczerze - raczej fatalnie. Trzech panów miało czerwone krawaty, jeden miał krawat nie czerwony. I tyle, co można o tym programie mało rozrywkowym powiedzieć. Panowie deklamowali wyuczone kwestie, przynudzali makabrycznie i ogólnie wyglądali jak cztery gigantyczne nieszczęścia. Na dokładkę wszyscy czterej mówili dokładnie to samo. Do końca występu Czterech Gigantów dotrwali najpewniej jedynie techniczni w studio, najbliższa rodzina i szefowie sztabów.
Znacznie ciekawiej było po debacie. Udałam się byłam do mojej mamy za ścianę, w celu wysłuchania, co na temat Kwartetu Gigantów ma do powiedzenia TVP1, a konkretnie Wiadomości. Okazało się, że jest to Znaczący, Znakomity, Milowy, etc., etc., sukces Jarosława Kaczyńskiego, który zachował spokój, podobnie jak Waldemar Pawlak. Pozostali spokoju nie zachowali. Przypominam, że Waldemar Pawlak nie bez powodu zwany był swego czasu Cyborgiem. Zaś co do Jarosława Kaczyńskiego - tez żałuję, że krew nie bluznęła na gustowne telewizyjne mebelki. Byłoby przynajmniej co wspominać, bo przyznam, że absolutnie nie mogę sobie przypomnieć, o czym nasi Gigantyczni właściwie mówili. TVP1 poświęciła pół Wiadomości na to, żeby udowodnić przewagę Jarosława Kaczyńskiego nad pozostałymi Gigantami. Gigantyczne nieporozumienie. Był tak samo beznadziejny, jak pozostała Gigantyczna Trójka.
Przy okazji dowiedziałam się, że jedna debata już była (Trzech Gigantów Mniejszych), a druga się nie odbyła (Trzech Gigantów Średnich), bo uczestnicy w ramach protestu przed czymś tam, z niej zrezygnowali. Strata niewielka. Nie mam pojęcia, czy to prawda, bo o żadnych debatach do tej pory nie miałam pojęcia. Ale ogólnie protest popieram, chociaż byłoby mi znacznie łatwiej, gdybym wiedziała, przeciwko czemu był (jest?).
Debaty widać są akurat na topie. Podobnie jak TVP1. Kandydat Komorowski stoczył prawdziwą „bitwę o Lisa”, w której było mnóstwo mrożących krew w żyłach momentów i dramatycznych zwrotów akcji. Całość wprawdzie bardziej przypominała manewry na podwórku między trzepakiem a piaskownicą, ale w każdym bądź razie TVP oddała pole i marszałek Komorowski z Lisem się spotka. Cóż za ulga...
Poza tym miała być jeszcze jedna debata - z niepojętych dla mnie przyczyn w Teatrze Polskim - ale chyba nic z tego, bo Kaczyński oświadczył, że nie przyjdzie. Marszałek mimo to będzie czekał. Aż do skutku?
Kaczyński z kolei otworzył jakieś coś, gdzie wolontariusze będą siedzieć w małych boksikach, dzwonić po Polsce i namawiać na głosowanie. Do mnie jeszcze nikt nie zadzwonił, ale wszystko przede mną. Wprawdzie rzekomi wolontariusze okazali się działaczami pisowskiej młodzieżówki, którzy natychmiast po przecięciu wstęgi wywiali do domów, ale nic to. Grunt, że zadzwonią i namówią. Nie mogę się doczekać.
Kaczyński i Komorowski pokazali się w Gali. Kaczyński smażył kotlety, a Komorowski łowił ryby metodą bez wędki, za to w kaloszach. Przerzucił się z sarenek na płotki. Kaczyński robił też za dobrego wujaszka, niańcząc stado dzieci swoich partyjnych kolegów. Z wywiadu możemy się dowiedzieć, że kandydat był „emocjonalnie zaangażowany” w związek z jakąś tajemnicza damą. Kandydat Komorowski z kolei pokazał kawałek ogródka i fotel z wikliny. Bardzo ładnie wyszedł, tak swojsko. W sumie bałabym się spróbować kotletów kandydata Kaczyńskiego, który przyznał się do umiejętności upieczenia kurczaka bez soli w prodiżu. Cała nadzieja w tym, że Kluzik-Rostkowska zatrudniła na użytek kotletów dobrą firmę cateringową i dzieci wyszły z degustacji bez szwanku.
Bardzo podoba mi się pomysł wieszania plakatów Kaczyńskiego w oknach - powiesiłabym, ale u mnie wszystkie wychodzą na podwórko i nie byłby to zbyt duży sukces propagandowy. Poza tym krowy Ryśka, które łypią na moje okna z sąsiedniego pola mogą przestać dawać mleko. To ja wolę jednak nie wieszać. Mogę powiesić Komorowskiego, bo tego nie trzeba lepić w oknach, tylko „w ciekawym miejscu”. Jak będzie najciekawsze z ciekawych, to pojadę do Wenecji na koszt posła Palikota. Koniecznie muszę spróbować, ale lokalne koło PO nie dopisało i jakoś plakatów nie dostałam, a do centrali mam za daleko. I tak Wenecja przejdzie mi koło nosa. Mogę się ewentualnie załapać na seans filmowy w towarzystwie kandydata Napieralskiego – tu wystarczy wysłać na YT filmik, tłumaczący, dlaczego głosuję na Napieralskiego... No tak, jak zwykle nic z tego. Nie głosuję na Napieralskiego. Cholera jasna, a już miałam nadzieję na popcorn gratis.
Pozostali kandydaci gratisów nie dają. Żadnych. A szkoda, bo na przykład romantyczna kolacja przy świecach z kandydatem Lepperem, mogłaby być hitowym zagraniem, wartym Pałacu Namiestnikowskiego. Albo bilety na koncert Behemotha w towarzystwie kandydata Jurka. Temu bym się nie oparła.
Za chwilę wielkie show u Lisa. Zobaczymy, czy było warto kruszyć kopie i wymachiwać urzędami i tytułami, żeby wejść do „gniada os”. No, ale i tak wszyscy czekamy na to, czy Kaczyński wywinie numer Komorowskiemu i jednak do studia przyjdzie. Swoją droga - ta telewizja publiczna jest równie beznadziejna, jak kandydaci.
Cała ta hucpa przestaje mnie bawić, a zaczyna szczerze nudzić. Bezjajeczne to wszystko się robi. Tu foch, tam foch i tyle z tego. Żebym ja chociaż doszła, czym ci faceci się od siebie różnią oprócz stosunku do in vitro...
No, to lecę oglądać Lisa. A co.
Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie.
Anka Grzybowska
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka