Bronisław Komorowski po zaprzysiężeniu na urząd Prezydenta powiedział dla „Polityki”:
„Sprawy obecności Kościoła w życiu publicznym powinny podlegać ponownej ocenie? - pytają dziennikarze "Polityki". - Generalnie jednak ta dyskusja już jest otwarta, toczy się, a jej katalizatorem niewątpliwie jest właśnie cały splot spraw związanych nie tyle z wyborami prezydenckimi, ile z politycznym nadużyciem symboliki krzyża - odpowiada prezydent. - Nikt tej dyskusji już nie przerwie i będzie ona dotyczyła bardzo wielu spraw, nie tylko obecności krzyża w sferze publicznej - dodaje.
Komorowski zastrzega, iż ma nadzieję na "przyjazne" rozwiązanie problemów i uznania przez wszystkich, że "właśnie świecki charakter państwa jest nie tylko normą cywilizacyjną, ale także służy Kościołowi". - Należy się zastanawiać, które z rozwiązań funkcjonujących dzisiaj mieszczą się w zasadzie przyjaznej autonomii i współpracy, a które już nie - dodaje.”
Trzeba było czekać do teraz, aby ten podobno „modelowy katolik” pokazał swoją prawdziwą twarz, swoje prawdziwe poglądy i rozpoczął swoje rachunki z Kościołem wg sprawdzonych wzorców Unii Wolności pod dyktando Palikota.
Tym większym niesmakiem przypominam sobie afiszowanie się w kampanii wyborczej przez kandydata Komorowskiego katolicyzmem publicznym: np. w Licheniu czy wreszcie w trakcie procesji na Boże Ciało. Zresztą ciekawe, kto pozwolił na filmowanie go w czasie Mszy i procesji?
Nie po raz pierwszy przekonuję się, że najgorsi są ci farbowani polityczni katolicy i niektórzy absolwenci katolickich uczelni, za kościelne pieniądze „tacociułaczy”, tacy jak prof. Szyszkowska, prof. Hartmann czy dr Palikot zresztą cała trójka po KUL-u !!!).
Oznaczałoby to, że sceptycyzm Kościoła w stosunku do Komorowskiego był prowidecjalny.