W finale wielkiego turnieju tenisowego o tytuł walczyła Belgijka z Dunką. Stawką było ponad półtora milionów dolarów i utrzymanie się, względnie wejście do czołówki najwyżej notowanych zawodniczek. Mecz był wyrównany. Tytuł mistrzowski wywalczyła bardziej doświadczona Belgijka, niegdyś liderka światowego rankingu, która po trzyletniej przerwie związanej z zamążpójściem i urodzeniem dziecka wróciła nieoczekiwanie na korty.
Jej znacznie młodsza, dziewiętnastoletnia przeciwniczka, Karolina Wozniacki, której nazwisko komentatorzy na zachód od Odry wymawiają z angielska Caroline (Karolain) Wozniaki, też miała co świętować. Jako najwyżej notowana zawodniczka z Europy Zachodniej i jedyna nastolatka w pierwszej dwudziestce rankingu dotarła do finału turnieju wielkoszlemowego i mimo przegranej jest od dzisiaj szóstą rakietą świata.
Od pół roku Wozniacki płynie na fali wznoszącej. Ma do dyspozycji najlepszych trenerów. Nad jej karierą opiekę przejęli Michael Stich i Greg Rusedski, sponsorowani przez firmę Adidas światowej klasy tenisiści.
Niebieskooka blondynka z Danii jest oficjalną modelką i gwiazdą Adidasa. Jako „najładniejsza zawodniczka kortów tenisowych” reklamuje kreacje sportowe Stelli McCartney, córki Paula z Beatlesów. Duńczycy nigdy nie mogli pochwalić się tenisistką, która odnosiłaby takie sukcesy w turniejach wielkiego szlema. Niemcy piszą (może z cieniem zazdrości), że dla ich sąsiadów z północy Wozniacki stała się symbolem identyfikacji narodowej - nową „małą syrenką”…
Jeszcze przed rokiem duńska „mała syrenka” nie mogła równać się z wielką nadzieją polskiego tenisa, Agnieszką Radwańską, która swojego czasu przebojem wkraczała do pierwszej dziesiątki światowego rankingu. Jednak na tym możliwości Radwańskiej chyba się skończyły. Zatrzymała się na progu w półotwartych drzwiach, jakby nie wierząc, że może pójść dalej. Okazało się, że nie umie wygrywać z wyżej notowanymi zawodniczkami, podczas kiedy jej rodaczka z Danii akurat z tym radzi sobie coraz lepiej. Różnica psychiki? Obydwie mają zbliżone warunki – podobny wzrost i wagę. Ale polska Dunka walczy z większym samozaparciem i wiarą, że może i że jest najlepsza.
Ale może nie chodzi tu o psychikę, tylko o kraje? Nie znam kulisów treningów Radwańskiej. Pamiętam jednak dyskusje związane ze słabym serwem zawodniczki. Dla wielu było to wręcz niezrozumiale, że ktoś z tak lichym podaniem może w ogóle wejść do pierwszej dziesiątki. Wojciech Fibak, który pokładał duże nadzieje w możliwościach Radwańskiej, sugerował, żeby dać ją pod opiekę bardziej doświadczonych trenerów. Sam nawet oferował pomoc w nawiązaniu kontaktów.
Nic chyba z tego nie wynikło. Podejrzewam, że na przeszkodzie stanął upór taty Radwańskiego i jego ambicje. Bywa, że ci, którym się kiedyś nie wiodło, chcą to sobie rekompensować wywierając wpływ na dzieci. Bez względu na koszta, jakie ponoszą dzieci. Czy jest tak w przypadku Radwańskiej, nie wiem, ale coś mi na to wskazuje. Wychowywała się w Niemczech, gdzie tata był trenerem w małym klubie tenisowym. Potem wrócił z córkami do Polski, zajął się ich karierą i dowiódł, że jest świetnym trenerem. Czy też może, że córki mają talent?
Inaczej było z Karoliną. Jej rodzina została w Danii. Swoją drogą ciekawe, czy gdyby rodzina Radwańskich została w Gronau, oglądalibyśmy dzisiaj w telewizji Agnieszkę jako zawodniczkę niemiecką Agnes Radwanski? Jak oglądamy nadzieję tenisa niemieckiego Sabine Lisicki, której rodzice także przyjechali z Polski?
To są pytania bez odpowiedzi. Faktem jest, że klimat duński dobrze służy Karolinie. Dała tego dowód w finale US Open, gdzie walczyła jak lwica. Była parę razy blisko zdobycia decydującej przewagi i jej przegrana mogła parę razy przekształcić się w zwycięstwo. Podczas ceremonii wręczania nagród przewodnicząca amerykańskiej federacji tenisa wyraziła się z uznaniem o angielszczyźnie Caroline Wozniacki i zaproponowała, żeby powiedziała do swoich rodaków także parę słów po duńsku.
Wozniacki zgodziła się natychmiast i przemawiała w tym języku przez dwie minuty do ponad trzydziestotysięcznej publiczności stadionu na Flushing Meadows, która nic z tego nie zrozumiała…
A potem przeszła na polski. Kamera pokazała rozpromienionych rodziców tenisistki. Wstali i bili brawo. Komentator niemieckiej telewizji, w której oglądałem transmisję, nawet tego nie zauważył.
Usprawiedliwił się tylko, że nie zna duńskiego.
Inne tematy w dziale Rozmaitości