
Z daleka go nie widać. Ukrył się pod osłoną liści jak komandos albo partyzant miejski, dobrze wyszkolony guerillero, który przygotowuje sie do oddania decydującego strzału. Przywarł do ziemi i znieruchomiał tak doskonale, że przechodzący obok ludzie nie są w stanie go rozpoznać.
A był kiedyś taki znany. Podziwiany, ważny i uwielbiany. Piętnaście albo dwadzieścia lat temu zapowiadal nadejście nowej epoki. Rozpalał wyobraźnię tych, którzy go teraz nie zauważają. Albo udają, że go nie widzą, gdyż kiedyś marzyli i śnili o nim po nocach wszyscy prawie bez wyjątku. Był ich idolem. Kiedy się psuł albo zawieszał, wpadali w prawdziwą rozpacz, jak gdyby mieli stracić kogoś bliskiego.
Nie wszyscy mogli sobie na niego pozwolić. Ci, ktorych stać było na taki wydatek, poruszali się dzięki niemu z nieznaną wcześniej łatwością po światach i przestrzeniach niemal kosmicznych, które dawniej były dla nich prawie niedostępne. Mogli dzięki niemu zarabiać więcej pieniędzy, skracać czas pracy, zaglądać innym przez ramię, kontrolować ich i kontaktować się z odległymi krajami, oglądać filmy i czytać gazety jeszcze zanim inni zdążyli je kupić w kioskach.
Wszystko to dzięki niemu - najważniejszemu pośrednikowi pomiędzy nimi i resztą świata, tego bliskiego i dalekiego, ktory odkrywali w jego migotliwie błyszczącach oczach i od którego byli coraz bardziej uzależnieni...
Ale teraz jego oczy zgasły. Jeżeli coś widzą, to tylko oponę zaparkowanego przy krawężniku samochodu. Nisko upadł pan Monitor. Kiedyś mógł się uważać za najważniejszą stację przekaźnikową w społeczeństwie informacji, a dzisiaj spowszedniał tak bardzo, że sprawia wrażenie, jak gdyby nie miał już nic do powiedzenia.

No cóż, czas jest bezwzględny. Już widać pierwsze pożółkłe liście. Kiedy opadną, monitorem zainteresują się panowie z Urzędu Ochrony Środowiska. Przyślą samochód i ekipę w pomarańczowych kombinezonach, ktore zleją się z kolorami jesieni.

Ale jeszcze jest zielono. Pan Monitor może liczyć na to, że przez jakiś czas pozostanie nierozpoznany, a jego degradacja niezauważona. Może teraz bez pośpiechu wspominać i odtwarzać wszystko, co oglądały jego oczy i co słyszały jego uszy. A jeśli dopisze mu trochę szczęścia, to może ktoś zawiezie go bez hałasu do Polski?
Może kryjówka pod krzakiem w Berlinie okaże się tylko jednym z etapów jego niewątpliwie ekscytującego żywota?

Inne tematy w dziale Kultura