waldburg waldburg
253
BLOG

wieczór w "Toronto"

waldburg waldburg Rozmaitości Obserwuj notkę 8

 

 
Piekarnia franchisingowa Back-Factory  u zbiegu Hauptstrasse i Akazienstrasse fascynuje mnie już od dłuższego czasu. Jest miejscem jak gdyby stworzonym po to, żeby robić w nim zdjęcia. Dzieje się tak za sprawą ścian z pancernego, jak przypuszczam szkła, przez które światło przenika do środka niczym przez soczewki mikroskopu.
 
Kiedy o zmierzchu promienie słońca znikające za dachami domów na Hauptstrasse mieszają się z jaskrawym światłem jarzeniówek, wnętrze lokalu przypomina akwarium. Wszystko jest przezroczyste i niejednoznaczne. Zwielokrotnione w nieoczekiwanych transformacjach cieni, odbłysków i konturów, które zmieniają wygląd ludzi i przedmiotów. 
 
Panuje tu atmosfera obcości. Każdy jest sam i stara się nikogo nie zauważać. Do lokalu wpływają i wypływają ławice ludzi, którzy nawet nie próbują ukrywać swoich myśli i nastrojów. Mają je wypisane na twarzach. Czasami także w ruchach. Czasami są  tak czytelnie, że jedno spojrzenie wystarczy, aby domyślić się reszty dramatu.  Wielkomiejskie kłębowisko ludzi, które ustawiając się w kolejce do kasy opowiada o sobie więcej niż mu się wydaje. Staje się nagie. Choć nie do końca, gdyż za tym, co widzi oko, zawsze kryją się tajemnice.
 
Idealne miejsce do obserwacji i fotografowania. W Back-Factory  zrobiłem dwa tygodnie temu zdjęcie, które dostarczyło mi inspiracji do napisania notki o „Bulwarze zachodzącego słońca” Billy Wildera.
 
Z tą myślą wybrałem się tam również przedwczoraj o wpół do ósmej wieczorem. Liczyłem, że może uda mi się zrobić zdjęcie czegoś, co zwróciło moją uwagę parę dni wcześniej. Na niebie nie widać było ani jednej chmury. Miasto było nagrzane jak w środku lata. Nawet pod podeszwami czułem ciepło chodnika. Kupiłem kawę i usiadłem przy stoliku na zewnątrz. Wybrałem sobie szybę, przez którą chciałem fotografować ulicę i twarze przechodniów z nakładającymi się na siebie odbiciami i refleksami świetlnymi.
 
W tej samej chwili jednak przy sąsiednim stoliku usiadła dziewczyna. Zasłoniła mi widok i nie mogłem fotografować tego, co chciałem.  Czekała na autobus, który miał przyjechać za parę minut i w pośpiechu konsumowała jakieś ciastko z nadzieniem. Nie zwracała na mnie uwagi. Była zajęta sobą i swoimi myślami.
 
 
Na wszelki wypadek skierowałem obiektyw na przeciwną stronę ulicy. Pstryknąłem parę razy, choć nie miałem złudzeń co do tego, że zdjęcia nie wyjdą. Po chwili wahania przesunąłem kamerę w jej stronę. Wydawało mi się, że mnie nie widzi, ale mogłem się mylić. Zrobiłem zdjęcie nie pytając o zgodę.
 
 
Najwyraźniej nie zwracała na mnie uwagi, więc zrobiłem kilka następnych zdjęć. Po to tam w końcu przyjechałem.
 
 
I wtedy dotarło do mnie, że chyba jednak mnie obserwuje kątem oka.
 
Zdawała sobie sprawę, że ją fotografuję. Żeby zatrzeć wrażenie zapytałem, czy będzie miała coś przeciwko temu, jeśli zrobię jej zdjęcie.
 
Zgodziła się.
 
 
Powiedziała, że na imię ma Michelle i jest tancerką. Zaprosiła mnie nawet na występ swojej grupy tanecznej do teatru na Friedrichstrasse. Niestety nie zdążyłem zapisać dokładnego adresu, bo w tej samej chwili nadjechał autobus. Michelle pognała do niego i pomachała mi ręką na pożegnanie.
 
 
 
Było po ósmej. Latarnie już się paliły i ulice nabierały szybko nocnego wyglądu. W drodze do domu zahaczyłem o Crellestrasse, która słynie z licznych knajp i biergartenów otwartych do późna w nocy. Szczególnie latem większość gości chętnie spędza czas przy piwie i winie na wolnym powietrzu .
 
 
Na skwerze przed kawiarnią „Toronto” zebrał się wieczorny tłum ludzi. Dolatywały stamtąd dźwięki muzyki.  Wewnątrz lokalu odbywał się koncert grupy jazzu południowoamerykańskiego „Kuataka”…
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
waldburg
O mnie waldburg

By                                                                                                            

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Rozmaitości