Dzisiaj znowu wybrałem się z aparatem na skrzyżowanie Hauptstrasse z Akazienstrasse. Miejsce to stało się jednym z moich ulubionych. Mimo że pora była ta sama, co trzy i dwa tygodnie temu, kiedy czuło się jeszcze pełnię lata i kiedy mogłem fotografować zachód słońca, zdążyło się już zrobić ciemno. Jezdnia i chodniki były mokre, padał deszcz i wszędzie widać było otwarte parasole...

Tym razem przeszedłem na drugą stronę ulicy. Ustawiłem się z aparatem przed wejściem do pasażu handlowego im. cesarza Wilhelma (Kaiser-Wilhelm-Passage) i zrobiłem parę zdjęć Back-Factory z nieco dalszej perspektywy. Przy wejściu panował jak zwykle tłok. Zapewne przeszkadzałem wchodzącym i wychodzącym ludziom, którzy szamotali się ze swoimi parasolami, ale nikt jakoś nie robił mi z tego powodu wyrzutów. Wręcz przeciwnie. Parę osób zatrzymało się nawet dając mi czas, abym mógł skończyć fotografować...


Właściwie dopiero dzisiaj dotarło do mnie, dlaczego tak bardzo pociąga mnie to miejsce. Uprzytomniłem sobie, że sceny, które tam zwykle oglądam, bardzo przypominają mi obrazy Edwarda Hoppera.

Ludzie siedzą tam też obok siebie i jednocześnie rozpościera się między nimi niewidzialna, co nie znaczy, że nierozpoznawalna granica obcości.

Podobną atmosferę wyczarował swojego czasu jeden z najwyżej cenionych przeze mnie reżyserów John Schlesinger w jego nagrodzonym trzema Oscarami filmie "Midnight Cowboy". Malo kto wie, że zdjęcia do tego filmu kręcił niejaki Adam Holender, który swoją karierę filmową zaczynał w Polsce jako pomocnik operatora w serialu "Czterej pancerni i pies".
"Midnight Cowboy" z Dustinem Hoffmanem i Johnem Voigtem był jego pierwszym filmem na Zachodzie.

Back-Factory sąsiaduje drzwi w drzwi z restauracją specjalizującą się w daniach z kiszonej kapusty. Sauerkraut po niemiecku. Mimo że chyba także i tam dominują klimaty nowojorskie.

Ale jak już powiedzialem, padał deszcz...


Inne tematy w dziale Rozmaitości