waldburg waldburg
632
BLOG

Najlepsze zdjęcie, którego nie zrobiłem

waldburg waldburg Kultura Obserwuj notkę 10

 

Dzisiaj mnie to gryzie. To mogło być znakomite zdjęcie. Stary człowiek w knajpie pochylony nad gazetą znaną chyba na całym świecie z nagłówków wielkich jak krowy, które czyta przez szkło powiększające.
 
Widziałem go wczoraj w piekarni BACKFACTORY, którą parokrotnie opisywałem i w której zrobiłem już wcześniej parę zdjęć, które lubię. Ale to zdjęcie byłoby najlepsze. Wiem to, mimo że go nie zrobiłem.
 
Wpadł mi w oko jeszcze na ulicy. Długie siwe włosy wysypywały mu się na kołnierz spod czarnej czapki z daszkiem, która mogła być czapką kolejarza. Starość. Stary, przygięty do ziemi człowiek odczytuje świat, który dla niego jest coraz mniej czytelny. Zgarbione plecy, BILD-Zeitung w drżącej ręce i lupa, która wytrwale krąży nad płachtą gazety. Upór starości.
 
Także tło było dobre. Widać w nim było ludzi, jakieś rozćwierkane rozmowy, kłębowisko twarzy, z których każda wykrzykiwała inną historię.
 
Oczywiście mogłem sfotografować go z ulicy. Na zewnątrz było ciemno jak w Egipcie. Pewnie nawet by mnie nie zauważył, tym bardziej że w odróżnieniu ode mnie był rzęsiście oświetlony. Rzucał się w oczy. Był odtwórcą głównej roli. Najważniejszą planetą tego chaotycznego kosmosu. Nawet gdyby zdjęcie wyszło nieostre, jego zgarbiona sylwetka i wypukłe szkło, które trzymał w ręku, opowiedziałoby historię dostatecznie czytelną.
 
Ale nie odważyłem się. Coś mnie powstrzymało. Uznałem, że byłoby to naruszenie zasad gry i jednocześnie nie mogłem oderwać od niego oczu. Widziałem kadr mojego zdjęcia. Z minuty na minutę stawał się ważniejszy i chciałem go koniecznie uwiecznić. Pchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Zamówiłem cappuccino. Szukałem pretekstu, żeby dosiąść się do niego.
 
Z bliska wyglądał lepiej. Jego twarz ukryta po sam czubek nosa pod daszkiem czapki była ledwie rozpoznawalna. Spojrzał na mnie i włozył do ust cygaro, które dawno już zgasło. Spłoszyłem go?
 
Przypominał rybaka albo chłopa z obrazów van Gogha. W wypukłym szkłe lupy jak w okularze mikroskopu rozpoznawałem linie zmarszczek na jego policzkach i popękane naczynia krwionośne pod siwą szczeciną, która przypominała dziko rosnącą trawę. Każdy szczegół stawał się bezcenny. 
 
Lupa w ręku starca. W jej przezroczystym menisku migotały lustrzane refleksy światła i zaokrąglone odbicia akapitów, nad którymi pochylało się jego oko. To mogło być znakomite zdjęcie. Widziałem je. Miałem je na wyciągnięcie ręki. Nagle wszystko stało się wyraziste, wszystkiego można było się domyśleć i wszystkie drzwi same się otwierały. W jednym wycinku świata znalazło się miejsce dla kilku światów naraz.
 
Mogłem oglądać je z bliska, z daleka, w zmieniających się konstelacjach świateł i znaczeń. Takie obrazy malowali Holendrzy w XVII wieku. Także ja mogłem teraz taki obraz uwiecznić robiąc serię zdjęć w parosekundowych odstępach.
 
Spytałem go, czy mogę się dosiąść. Nasze oczy spotkały się. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że jego po dziecięcemu błękitne spojrzenie było najzupełniej przytomne.
 
Niemal przenikliwe. Wcale nie był taki stary, za jakiego go brałem. Przez chwile miałem wrażenie, że nie ja jego, tylko on mnie mógł obserwować jeszcze przed wejściem do BACKFACTORY.
 
Skinął głową i wrócił do lektury jednej z najbardziej znanych gazet na świecie. Jego drżąca ręka z lupą przesuwała się w dół artykułu o Monice Lierhaus, której występ na galowej edycji złotych kamer w ZDF narobił hałasu nie tylko w prasie brukowej.
 
Zawsze ją lubiłem i ceniłem. Piękna kobieta. Do tego obdarzona klasą i naturalną inteligencją. Po raz pierwszy zwróciłem na nią uwagę pięć albo sześć lat temu podczas transmisji z turnieju czterech skoczni. Miała to, czego nie mają inni. Była wyjątkiem wśród niezbyt inteligentnych na ogół dziennikarzy sportowych.
 
Nie śledziłem jednak jej kariery. Aż tak bardzo sportem się nie interesuję. Nawet nie wiedziałem, że dwa lata temu spotkała ją tragedia. Musiała poddać się operacji na mózgu, którą spaprali lekarze. Z ich winy doszło do komplikacji, czyli wylewu.
 
Piękna jak łania Lierhaus przez pół roku znajdowała się w stanie śpiączki i przez następne sześć miesięcy nie mogła wyartykułować nawet słowa. Ale była uparta i dzielna. Nauczyła się mówić i o własnych siłach wstała z wózka inwalidzkiego. Pewnie w uznaniu za ten upór, czyli za wolę powrotu do życia, przyznano jej złotą kamerę.
 
Jej powrót zza światów wzbudził we mnie mieszane uczucia. Bardzo się zmieniła. Nie sposób było nie zauważyć, jak okrutna potrafi być biologia. W sobotę podczas telewizyjnej gali wyszła na scenę ledwie powłócząc nogami. Była cieniem samej siebie, zniedołężniałą i o dziesiątki lat postarzałą kobietą, która szła chwiejnie jak gdyby podpierając się balkonikiem. Było to z pewnością wstrząs dla wszystkich, którzy przywykli do jej obrazu z przeszłości. U wielu widać było łzy w oczach. Stali się świadkami czegoś poruszającego.
 
Tym bardziej, że po wygłoszeniu mowy dziękczynnej Monica Lierhaus oświadczyła się swojemu wieloletniemu przyjacielowi. Nie był na to przygotowany. To było aż zanadto widoczne. Przez chwilę patrzył na nią jak osłupiały, co można sprawdzić na Youtube. Ale zareagował elegancko. Na pytanie zadane w obecności 800 osób, czy weźmie ją za żonę, odpowiedział po czterokroć twierdząco, po czym padł przed nią na kolana wzbudzając szalone owacje na widowni.
 
To właśnie nad tą relacją pochylał się stary człowiek w BACKFACTORY. Zastanawiałem się, co mógł o tym myśleć. Przez chwilę wahałem się, czy nie zapytać go o zdanie i w ten sposób nawiązać z nim bliższy kontakt. Być może wtedy łatwiej zgodziłby się, żebym go sfotografował?
 
Nie zrobiłem tego. Jego lupa przesuwała się nad tekstem zbyt niepewnie, abym mógł oczekiwać, że zrozumiał treść artykułu. Zapytałem go, czy miałby coś przeciwko temu, żebym zrobił mu zdjęcie. – Chyba nie liczy pan, że się zgodzę? – odpowiedział jak ktoś, kto zna swoją cenę.
 
To, że odpowiedział mi pytaniem na pytaniem, mogło być wstępem do dalszych pertraktacji, ale nagle przeszla mi ochota.  Uznałem, że lepiej będzie, jeśli się wycofam. – No cóż… szkoda To mogłoby być bardzo ładne zdjęcie, ale jak pan uważa – powiedziałem i wyszedłem z lokalu.
 
Dzisiaj z rana przyszło mi do głowy, że kto wie, może to i lepiej, że nie zrobiłem tego zdjęcia?  Mogło przecież się nie udać i wtedy miałbym jeszcze większy powód do niezadowolenia.
 
A tak, może właśnie dlatego, że tak dobrze udało mi się je zapamiętać, już na zawsze pozostanie najlepszym zdjęciem, którego nie zrobiłem.
 
 
 
http://www.youtube.com/watch?v=E8FoIGLUJNw&feature=related
 

waldburg
O mnie waldburg

By                                                                                                            

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Kultura