waldburg waldburg
669
BLOG

o równouprawnieniu przedszkolaków

waldburg waldburg Polityka Obserwuj notkę 10

 dedykuję Staremu

W ponad godzinnym wywiadzie telewizyjnym z Helmutem Schmidtem na parę dni przed Bożym Narodzeniem były kanclerz Niemiec popełnił niewybaczalne faux pas. Świeżo upieczony jubilat, który właśnie owdowiał i skończył 93 lata, wyraził się z dezaprobatą o mediach. Powiedział, że stanowią jedną z patologii odpowiedzialnych za spłycanie przepływu informacji i obniżenie kultury politycznej w Niemczech.
 
Po obejrzeniu tego programu zrozumiałem, dlaczego tylu Niemców ma go za najlepszego kanclerza w historii. Gdyby zgodził się kandydować dzisiaj, co z oczywistych względów nie wchodzi niestety w rachubę, mógłby liczyć na 74 procent głosów. Tak mówią sondaże…
 
Nawet do najbardziej zajadłych oponentów Schmidta, którzy na początku lat osiemdziesiątych uczestniczyli w największych w historii Niemiec pacyfistycznych przemarszach i domagali się jego dymisji za to, że poparł Reagana i przepchnął pershingi w Bundestagu, dotarło w końcu, że byli manipulowani przez KGB i dzisiaj postrzegają go inaczej.
 
Dopiero dzisiaj widać, że w większości spraw, które naprawdę się liczyły, to właśnie on miał rację i był wzorem kompetencji. Pod wieloma względami był prawie nieomylny. 
 
Radził sobie z zagrożeniami i kryzysami i podejmował najmądrzejsze decyzje. Jego porównania, jak to o Związku Radzieckim, który kiedyś łamiąc kodeksy politycznej poprawności nazwał Górną Woltą z głowicami jądrowymi, przeszły do historii.
 
Do dzisiaj uchodzi za jednego z wiarygodniejszych na świecie ekspertów od ekonomii, z którego zdaniem liczą się wszyscy, którzy chcą coś zrozumieć. Tym jednak, co najbardziej odróżnia go od młodszych pokoleń polityków, jest jego krnąbrność.
 
Pewnie z tego powodu wywiad rzeka, który przeprowadziła z nim gwiazda pierwszego programu telewizji niemieckiej ARD Sandra Maischberger zapadł mi w pamięć. Zresztą i tak przejedzie do historii publicystyki telewizyjnej. Jestem o tym przekonany. Choćby z powodu tuzina papierosów, które wypalił stary kanclerz kaszląc i wydmuchując kłęby dymu w kierunku swojej rozmówczyni oraz ze względu na jego (politycznie niepoprawną) odpowiedź na pytanie, jak ocenia reakcję Merkel na kryzys w Grecji.
 
– Pani daruje, ale musiałbym za długo namyślać się nad dyplomatyczną odpowiedzią – powiedział strzepując popiół z papierosa.
 
Najbardziej jednak wryło mi się w pamięć osłupienie na twarzy Maischberger, kiedy Schmidt pozwolił sobie na krytykę mediów. Zdziecinniał? Zawiódł go instynkt? Zapomniał, że obok globalnego ocieplenia, Baracka Obamy oraz szlachetnych dzikusów z Afryki Północnej i Bliskiej Azji, których integrować można tylko głaskaniem, media są untouchable? Nietykalne?
 
W każdym razie Maischberger stężała wpijając w niego swój nieruchomy wzrok żmiji. Jak śmiał atakować media? Schmidt zdawał się tego nie zauważać. Jak gdyby zapadł w drzemkę. Dopiero po paru sekundach gniewnego napięcia na twarzy gwiazdy jej uniesione do góry brwi przedszkolanki odprężyły się i na ustach pojawił się cierpki uśmiech: Były kanclerz bredzi, ale bądźmy wyrozumiali, w końcu trzy tygodnie wcześniej pochował swoją małżonkę.
 
Kiedy wjechał do studia na wózku inwalidzkim, sprawiał wrażenie emeryta po wylewie. Potem jednak to się zmieniło. Stał się bezczelny. Nieobliczalny.
 
Koncepcję społeczeństwa multi kulti nazwał nieporozumieniem. Mało tego, powiedział, że zamiast tureckich pasterzy z Anatolii trzeba było ściągać do Niemiec Polaków i Czechów, z którymi byłoby mniej kłopotów, choćby dlatego, że należą do tego samego kręgu cywilizacyjnego.
 
Zachowywał się jak krnąbrny przedszkolak, któremu udało się wymknąć spod kurateli pań przedszkolanek. Wypalił jedenaście papierosów (liczyłem), krytykował Baracka Obamę i nie poczuwał się do winy za dzieci i wnuki tureckich gastarbeiterów, które nie kończą szkół i podnoszą statystyki przestępczości.  
 
Świat stanął na głowie. Sandra Maischberger, która karierę zaczynała w latach 90. w programie „Sexy Nights”, znalazła się w roli mentorki kanclerza. Z ustawienia jej ciała, z tego, w jaki sposób pochylała tułów i odchylała głowę, oraz z ironicznych przytakiwań i spojrzeń posyłanych w stronę operatora i asystenta kamery, wniosek można było wyciągnąć tylko jeden: Ona, Sandra Maischberger i media, które wyrażają opinię postępowej większości telewidzów, mają zawsze rację i wiedzą wszystko lepiej, a staremu kanclerzowi, pewnie dlatego, że parę tygodni wcześniej przeżył tragedię, po prostu pomieszało się w głowie.
 
Ale dlaczego o tym piszę?
 
Ten ton przedszkolanki, która rozkazuje albo uniesionymi brwiami pokazuje, co mam myśleć, świdruje mi w uszach i psuje nastrój już od dawna, gdyż w coraz większym stopniu dominuje niemieckie media. A to z kolei ma, jak mi się wydaje, dużo wspólnego z płcią oraz z faktem, że media te są coraz bardziej sfeminizowane.
 
To nieprawda, co powiedziała dzisiaj pani Merkel narzekając na brak równouprawnienia w Niemczech.  To równouprawnienie jest przegięte. Należałoby je przywrócić w odniesieniu do mężczyzn, gdyż w zawodzie dziennikarskim, przynajmniej w Niemczech, są już dawno w mniejszości. Nie mogą tak jak ich koleżanki podnosić oglądalności długością nóg w minispódniczkach, przedłużanymi rzęsami albo wypukłościami biustu. Stoją na z góry straconych pozycjach.
 
We wszystkich programach politycznych niemieckiej telewizji od kilku lat królują panie. To one narzucają ton każdej debacie i pilnują porządku. Obawiam się, że nie czynią tego jedynie z konformizmu. Dzieje się tak chyba także ze względu na ich dość mizerną wiedzę – wolą nie wdawać się w zbyt skomplikowane i wymagające namysłu dyskusje. Dlatego tak dobrze leżą im wibrujące wysoko tonacje przedszkolanek, które ze zrozumiałych względów z przedszkolakami nie dyskutują. Mówią im tylko, co mają robić albo pokazują uniesionymi brwiami, że mają iść do kąta.
 
Nie miałbym nic przeciwko inteligentnym dziennikarkom, które zmuszałyby widza albo czytelnika do myślenia, ale takich nie widzę jakoś. Nawet jednak gdyby się znalazły, to pewnie tak jak mężczyźni byłyby z góry skazane przegraną. Albowiem w taki sposób – tonem przedszkolanki – najłatwiej jest głosić każdą bzdurę bez narażania się na krytykę.
 
I narzekać na brak równouprawnienia. Równouprawnienie stanie się realne, kiedy prawo do głosu dostaną także przedszkolacy.
waldburg
O mnie waldburg

By                                                                                                            

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka