Debaty na temat domniemanego „zamachu” smoleńskiego przypomniały mi pewien na pewno wart przypomnienia epizod z epoki zdawałoby się już zapomnianej. Chodzi o katastrofę uznaną kiedyś za największą w dziejach lotnictwa pasażerskiego. Ta superlatywa miała i ma pewnie do dzisiaj swoje uzasadnienie.
Wzięła się stąd, że podczas lądowania na lotnisku w Lakehurst pod Nowym Jorkiem 6. Maja 1937 w płomieniach stanął największy statek powietrzny wszechczasów. Był nim Zeppelin LZ 129, który przerastał swoją wielkością nawet Titanica.
W eksplozji „Hindenburga” pobrzmiewało coś kasandrycznego, chciałoby się nawet rzec – bombastycznego. Jak gdyby scenariusz tej tragedii wyszedł spod pióra samego Wagnera. Do tego była pierwszą katastrofą lotniczą o tak apokaliptycznych rozmiarach, którą sfilmowano na żywo. Zapisała się w pamięci milionów ludzi nie tylko jako news, ale także obraz, co było w tamtych czasach nowością.
Zdjęcia operatorów amerykańskiej kroniki filmowej jeszcze dzisiaj budzą grozę. Wtedy obiegły cały świat. Prasa brukowa prześcigała się w domysłach i jak zwykle nawoływała do nagonki na domniemanych sprawców. Kto za tym stoi i komu mogło zależeć na dewaluacji wizerunku Niemiec za oceanem?
No cóż...
Są pytania samowystarczające, czy też samoodpowiadające, które nie potrzebują odpowiedzi, ponieważ same podsuwają najwygodniejsze wyjaśnienia, oczywiście dla tych, dla ukontentowania których są stawiane.
„Hindenburg” był synonimem perfekcji i najdoskonalszym wcieleniem możliwości technicznych swoich czasów. Jego najestat, kiedy płynął ponad chmurami, wywoływał wszędzie niekłamany entuzjazm. Miał za sobą 35 rejsów z Niemiec do Nowego Jorku i wszystkie przebiegały jak dotąd bez najmniejszych zakłóceń.
Stała się rzecz niewyobrażalna. Większy od nowojorskich drapaczy chmur sterowiec przemienił się w skwierczącą zapałkę. Unosił się jak przebity balon nad płytą lotniska na wysokości kilkunastu metrów, a z umieszczonej pod nim gondoli wyskakiwali przypominający mrówki ludzie…
Dla Goebbelsa, Hitlera i Goeringa katastrofa "Hindenburga" musiała być koszmarem. Widok trawionego ogniem sterowca ze swastykami na kadłubie, który rozpada się w płomieniach na przedmieściach największej wówczas metropolii, zwanej niekiedy także nie bez patosu - bramą wejściową do Nowego Świata, zapadł w pamięć każdemu.
Obraz był niemożliwy do wymazania, nie mówiąc o tym, że stawiał pod znakiem zapytania mit o przewadze technologicznej Niemiec nad resztą świata. Trzeba pamiętać, że tylko awiacja III Rzeszy, której rozkwit gospodarczy symbolizować miały Zeppeliny, oferowała w tamtych latach luksusowe przeloty pasażerskie z Europy do USA.
W prasie brukowej po obu stronach wielkiej wody zawrzało. Wszyscy mieli coś do powiedzenia. Codziennie wynajdywano nowe hipotezy, które wykrzykiwane w nagłówkach stawały się pewnikami. Również Berlin przeszedł do ataku. Jeszcze w dniu katastrofy, 6. Maja 1937 Hermann Goering zlecił powołanie komisji fachowców, która w trybie natychmiastowym została wysłana za ocean. To właśnie jego ludzie mieli „ujawnić” rzeczywiste przyczyny katastrofy.
Ale była to, jak się potem okazało, nieprzemyślana decyzja. Goering powierzył kierownictwo komisji konstruktorowi modelu sterowca EZ 129 Hugonowi Eckenerowi, następcy hrabiego von Zeppelina w zakładach we Friedrichshafen nad jeziorem Bodeńskim.
Warto przypomnieć tę postać, która wówczas była rozpoznawalna nie tylko w Niemczech. Mimo że kończył studia ekonomiczne i początkowo parał się tylko dziennikarstwem, Eckener zyskał sobie później sławę jednego z najlepszych konstruktorów i pioniera lotnictwa. Wpłynęła na to niewątpliwie jego wieloletnia przyjaźń z Ferdynandem von Zeppelinem, która zaczęła się dość nietypowo. Hrabia Zeppelin zaprosił go 1908 na obiad do restauracji po przeczytaniu serii jego krytycznych artykułów na swój temat.
W 1924 Hugo Eckener pokonał jako pilot sterowca LZ 126 Atlantyk, a w 1929 dokonał rejsu powietrznego dookoła świata zyskując sobie przydomek „Magellana przestworzy”. W imieniu rządu niemieckiego prowadził rozmowy pod koniec lat 20. z prezydentem USA w Białym Domu, interesował się lotami podbiegunowymi i współpracował z Amundsenem.
Po śmierci Nansena w 1930 Eckenera wybrano na prezesa Stowarzyszenia Aeronautycznego do Badań Polarnych Aeroarctic. W 1932 zamierzał wziąć udział w wyborach na prezydenta Rzeszy, ale wycofał się po zgłoszeniu kandydatury przez Hindenburga.
Jako przewodniczący komisji fachowców mającej zbadać przyczyny katastrofy w Lakehurst poddawany był naciskom. Hitler oczekiwał od niego lojalności. Dawał mu do zrozumienia, że ma wskazać palcem na domniemanych zamachowców, gdyż tylko sabotaż mógł być wytłumaczeniem tragedii.
Eckener okazał jednak człowiekiem starej daty. Robił to, co uważał za swój obowiązek. Opierał się na swoim rozumie i wiedzy technicznej, a nie na podszeptach suflerów. Dociekał prawdy nie jako reprezentant racji politycznych, tylko konstruktor odpowiedzialny za wynik swojej pracy. „Hindenburg” był przecież jego dzieckiem. Nie ugiął się nawet przed pogróżkami Goeringa, który parokrotnie dzwonił do niego do Nowego Jorku chcąc odwołać go z funkcji.
Ale na tym nie koniec. Eckener musiał znosić także naciski żądnych sensacji dziennikarzy z amerykańskich brukowców, dla których jego drobiazgowe, oparte na technicznych wyliczeniach sprawozdanie końcowe, było nie do przyjęcia, ponieważ nie podnosiło nakładu.
Mimo to jako szef niemieckiej komisji ekspertów stwierdził jednoznacznie, że w badanych przez niego szczątkach „Hinderburga” nie znalaziono niczego, co mogłoby wskazywać na sabotaż.
Przyczyną największej katastrofy lotniczej XX wieku, jak ją potem długo jeszcze nazywano, było napięcie elektrostatyczne, które wytworzyło się na powłoce sterowca pod wpływem burzy. Lina zrzucona z pokładu "Hindenburga", którą miał być umocowaniy, była przesiąknięta wilgocią.
W zetknięciu z płytą lotniska wywołała nierównomierne w tych warunkach atmosferycznych uziemienie powłoki sterowca oraz jego konstrukcji nośnej doprowadzając w ten sposób do serii wyładowań elektrycznych.
Raport niemieckiej komisji w sprawie katastrofy w Lakehurst Berlin opublikował dopiero półtora roku później – w listopadzie 1938.
W 1939 na parę miesięcy przed wybuchem II wojny światowej Hugo Eckener wycofał się z życia publicznego.
Inne tematy w dziale Polityka