Aleksander Z. Zioło, radca prawny, innowator społeczny, wolnościowiec - Zjazd Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, Kraków 2010
Aleksander Z. Zioło, radca prawny, innowator społeczny, wolnościowiec - Zjazd Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, Kraków 2010
Warsztaty Analiz Socjologicznych Warsztaty Analiz Socjologicznych
1070
BLOG

Donald Tusk – największy przegrany kampanii prezydenckiej?

Warsztaty Analiz Socjologicznych Warsztaty Analiz Socjologicznych Polityka Obserwuj notkę 4

 

Twierdzę, że największym przegranym tej kampanii jest Donald Tusk. Gdyby wystartował, z dużą dozą prawdopodobieństwa wygrałby te wybory już w pierwszej turze – a że wygrałby je w ogóle, to wydaje się niemal pewne. Wydaje się, że zabrakło Tuskowi jednego: mimo podejmowania racjonalnych wyborów w celu utrzymania władzy zabrakło mu szczęścia, które jest niezwykle ważne w polityce.
 
Na początku roku Donald Tusk przygotowywał opinię publiczną na to, że nie wystartuje w wyborach prezydenckich. Nie trzeba chyba przypominać, że przez niemal cały okres od jesiennych wyborów w 2007 roku do ogłoszenia owej decyzji do opinii publicznej docierały sygnały, że przewodniczący Platformy Obywatelskiej stanie w szranki. Publicznie do niekandydowania zachęcał Donalda Tuska Janusz Palikot. Trzeba przyznać, że projekt zmian w konstytucji mający na celu ograniczenie kompetencji prezydenta był dobrym pomysłem z punktu widzenia Tuska rezygnującego z rywalizacji. To miało racjonalne podstawy: start przewodniczącego zrodziłby w partii spory o sukcesję, a poza tym Tusk miał świadomość, że w polskim systemie politycznym władza skupia się w ręku premiera.
 
Określenie kampanii prezydenckiej mianem walki o żyrandole znacząco obniżyło rangę urzędu Prezydenta RP. Następnie dynamiczna i medialna kampania prawyborcza Platformy Obywatelskiej zdominowała na kilka miesięcy dyskusję wokół zbliżającej się kampanii prezydenckiej. Zdecydowane postawienie na Bronisława Komorowskiego pokazało już wtedy dwie słabości tej partii. Po pierwsze, uwagę zwracała mała frekwencja w prawyborach - świadcząca o tym, że ugrupowanie po ponad dwóch latach sprawowania władzy niezbyt angażuje członków w nadchodzącą kampanię. Po drugie, młodzi członkowie PO stanęli po stronie Radosława Sikorskiego. Kierownictwo partii nie wyciągnęło z tego - jak się później okazało - żadnych wniosków. Już wtedy wielu członków i sympatyków PO opowiadało się za tzw. prezydenturą eksportową, którą zaproponował Radosław Sikorski.
 
Tragiczna i niespodziewana katastrofa smoleńska zmieniła w znaczący sposób polską debatę. Instytucji Prezydenta RP, uosabianej przez śp. Lecha Kaczyńskiego, powszechnie okazywano szacunek. Polacy dowiedli zachowaniami symbolicznymi, że cenią ją i uważają prezydenta za pierwszą osobę w państwie. Niezwykle trafnie postawę tej dużej części społeczeństwa, która przed katastrofą oceniała krytycznie Lecha Kaczyńskiego, opisał prof. Aleksander Smolar. Stwierdził on, że nie chodzi tutaj o spory, ale o szacunek dla Państwa (pisanego wielką literą i traktowanego wówczas z takim szacunkiem), a to Państwo uosabiał Prezydent RP.
 
Gruntownie zmieniło się też zachowanie mediów po katastrofie. W sposób bezprecedensowy zaczęto wprost dyskutować o usystematyzowanej stronniczości wielu dziennikarzy w pokazywaniu prezydenta i w debacie politycznej w Polsce. Polacy uświadomili sobie (a może tylko głośno wyartykułowali żywione od dawna poczucie), że w wielu wypadkach mają do czynienia z rzeczywistością medialną, kreacją, konstruktem interpretacyjnym, a nie ukazywaniem rzeczywistości społecznej. Wielu obywateli nabrało dużego dystansu do wszelkich mediów. Wydaje się, że jest to najważniejsza zmiana związana z katastrofą smoleńską - tak duży dystans do rzeczywistości medialnej polskich obywateli.
 
W tej odmienionej sytuacji nikt już nie miał wątpliwości, że tegoroczna niezwykła kampania prezydencka będzie jedyna w swoim rodzaju. Donald Tusk jednak nie zdecydował się na start w wyborach. Prawo i Sprawiedliwość zwlekało do ostatniego momentu ze wskazaniem kandydata, a po nominowaniu Jarosława Kaczyńskiego wiadomo już było, że czeka nas poważna walka wyborcza. I że formuła kampanii o żyrandol raczej nie zostanie przez wyborców przyjęta. Kwestią czasu był też powrót na scenę Janusza Palikota, który w krytyce śp. Lecha Kaczyńskiego przez ostatnie lata przekraczał kolejne granice i naruszał coraz to inne tabu, czym - co należy przyznać - przysparzał wielu wyborców Platformie i przyczyniał się do wzmacniania rządu Platformy Obywatelskiej w sporze z prezydentem Lechem Kaczyńskim (w pełni zasadnie dziękował mu za to Donald Tusk).
 
Po rozpoczęciu kampanii kandydat PO w krótkim czasie wykazał słabe kompetencje i stopniowo okazywał się coraz mniej porywający dla znacznego odsetka młodych polskich wyborców. Jak dotkliwie uzmysłowiła kampania marszałka, nie wyciągnięto żadnych wniosków z tego, że znaczący odsetek młodych członków Platformy głosował w prawyborach na Radosława Sikorskiego. Właściwie można stwierdzić, że Komorowski w toku swojej kampanii niestrudzenie pozyskiwał młodych wyborców dla Grzegorza Napieralskiego i Janusza Korwin-Mikkego. Marszałek przemawiał, tu wytwornie komplementował Dunki, tam dzielił się szczególną przyjemnością z odwiedzania powodzian - a rywale zyskiwali kolejnych wyborców.
 
Właściwie nie sposób oszacować liczby błędów, jakie ma na koncie sztab marszałka Komorowskiego, ale na pewno staną się one pożywką dla specjalistów od PR i marketingu politycznego. Tonący chwyta się brzytwy - a w tym wypadku można powiedzieć, że dryfujący uchwycił się gumowego członka, świńskiego łba i okularów zerówek - bowiem tak naprawdę dopiero interwencja Janusza Palikota nadała dynamizm kampanii marszałka. Porównywalne znaczenie miały też ostatnie dni przed pierwszą turą, kiedy to wbrew analitykom, tj. socjologom i politologom, część mediów starała się przekonać wyborców, że wszystko może się rozstrzygnąć w pierwszej turze, i wskazywała jako bezapelacyjnego zwycięzcę Bronisława Komorowskiego.
 
Moim zdaniem taka postawa części mediów sprawiła, że zmniejszyło się w pierwszej turze w ostatniej chwili poparcie przede wszystkich dla trzech kandydatów: Grzegorza Napieralskiego, Andrzeja Olechowskiego i Janusza Korwin-Mikkego.
 
Jarosław Kaczyński przez cały okres kampanii konsekwentnie prezentował się jako człowiek odmieniony i sukcesywnie, niemal z każdym dniem, zyskiwał kolejnych wyborców. Właściwie do pierwszej tury prowadził dynamiczną kampanię i narzucał zarówno język, jak i tematykę dyskusji. Pewnej zadyszki drużyna Jarosława Kaczyńskiego dostała w pierwszych dwóch dniach po pierwszej turze, a później po pierwszej debacie telewizyjnej, w której nieznaczną przewagę osiągnął marszałek Komorowski. Sztab Kaczyńskiego jednak szybko się otrząsnął i wyraźna wygrana w drugiej debacie (ale bez nokautu) dodała znowu dynamizmu kampanii prezesa PiS. Tuż przed wyborami wydawało się, że oba rozstrzygnięcia są możliwe. Bronisław Komorowski w kampanii nie przekonał do siebie znaczącego odsetka wyborców Platformy i wielu deklarowało, że zagłosuje na marszałka jako na mniejsze zło. Podobnie wypowiadali się stronnicy kandydatów, którzy odpadli po pierwszej turze.
 
Twierdzę, że największym przegranym tej kampanii jest Donald Tusk. Gdyby wystartował, z dużą dozą prawdopodobieństwa wygrałby te wybory już w pierwszej turze – a że wygrałby je w ogóle, to wydaje się niemal pewne. Niezależnie od opinii analityków wielu wyborców twierdzi również, że podobny sukces odniósłby Radosław Sikorski. Przemawiają za tym opinie wielu młodych wyborców, którzy wielokrotnie wskazywali właśnie na tę kandydaturę jako „nowoczesną”, „eksportową”. Wspominam o Radosławie Sikorskim, bo kandydatura Bronisława Komorowskiego porwała niewielu młodych wyborców i jego prezydentura będzie w dużej mierze oparta na popularności Donalda Tuska i działaniach Janusza Palikota.
 
Wujek Mniejsze Zło to nie Prezydent Marzeń - marzeń młodego pokolenia... Dotychczasowe wpadki marszałka wskazują raczej na podobieństwo do Dana Quale, byłego wiceprezydenta USA - słynął on właśnie z głośnych potknięć. Swoje zrobiła też wspomniana uwaga Tuska o żyrandolowym stanowisku; mało ekspresyjny, epatujący sformatowaną statecznością Komorowski pasował do tej niefortunnej definicji jak ulał. Pewnie z tego względu musiał w ostatnich wystąpieniach do znudzenia podkreślać swoją niezależność od premiera po zaprzysiężeniu.
 
Jarosław Kaczyński od początku przystępował do tych wyborów jako ten kandydat, który ma niewielkie szanse na wygraną. Wbrew pozorom atmosfera po katastrofie smoleńskiej od początku była wielką niewiadomą w sensie politycznym. Okazało się, że Jarosław Kaczyński w całej kampanii pozostał niezwykle skoncentrowany i nie poddał się żadnej presji. Był od początku do końca niemal jak skała. Minimalnie uległ w pierwszej debacie - choć należy ją uznać raczej za remisową ze wskazaniem na Komorowskiego - jednak w środowym pojedynku przed kamerami dosyć wyraźnie wygrał. Różne inicjatywy Jarosława Kaczyńskiego wytrąciły wiele argumentów jego przeciwnikom.
 
Zakończenie kampanii PO na Palikotową nutę pokazało, że partia rządząca nie potrafi przekonywać do swojego kandydata w pozytywnej kampanii, ale musi uciekać się do ostrej konfrontacji i straszyć powrotem IV RP. Zresztą nawet piosenka „Nie zagłosuję na Jarka”, przy której pląsał z gitarą lider lubelskiej PO, nie odegrała większej roli, choćby dlatego, że na Woronicza uwagę przyciągał raczej Janusz Rewiński, czyli „Siara”, niż niegdysiejszy producent uszlachetnionych siar.
 
Zmiana Jarosława Kaczyńskiego w kampanii zmusiła Donalda Tuska do zagrania va banque: premier zaapelował, by wybrać Bronisława Komorowskiego i ewentualnego odsunąć obecny rząd w przyszłorocznych wyborach. W ostatnich tygodniach premier przy wszystkich okazjach stawał przy marszałku, ale entuzjazm trudno było u niego dostrzec.
 
Cała kampania była kampanią przeszłości. Warto jednak dokonać uściśleń: hasło Komorowskiego „Zgoda buduje” rozpowszechniono w okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej w czasie, gdy partyjna propaganda jako sprawę nadrzędną eksponowała porządkowanie państwa przez ekipę Jaruzelskiego. Z kolei hasło prezesa Kaczyńskiego „Polska jest najważniejsza” zaczerpnięto z jednej z kampanii PSL z lat 90., jak wskazywał Waldemar Pawlak.
 
Gdyby wygrał Jarosław Kaczyński, młodzi wyborcy nie wybaczyliby Donaldowi Tuskowi tego, że zrejterował i wysłał do boju stateczniejszego druha z dwururką. Nieznaczna przegrana Jarosława Kaczyńskiego i doświadczenie zdobyte przez członków PiS w tegorocznej kampanii, a także otwarcie na SLD i PSL, czynią lidera opozycji już dziś faworytem przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. Natomiast wybór Bronisława Komorowskiego i jego ewentualne dalsze wpadki obciążą Donalda Tuska. Młodzi wyborcy, którzy głosowali na Bronisława Komorowskiego, bezwzględnie je wyłapią i dadzą do zrozumienia, że już ich więcej ci panowie nie uwiodą.
 
Nie wydaje się, aby konflikt między Grzegorzem Schetyną i Januszem Palikotem, widoczny również w tej kampanii, okazał się funkcjonalny dla Platformy i samego Donalda Tuska. Jestem przekonany, że nawet „500 dni spokoju” to raczej czas powolnego odchodzenia Donalda Tuska, bo chyba tylko analitycy wierzą, że nagle premier wprowadzi jakieś reformy - skoro nie zdołał nawet zmobilizować członków PO do wzięcia udziału w prawyborach. Sytego niezwykle trudno skłonić do pracy, a członkowie Platformy raczej oczekują fruktów niż jakichkolwiek wyrzeczeń - nie mówiąc już o nadziejach wyborców.
 
Jak słusznie wskazał prof. Edmund Wnuk-Lipiński, Donald Tusk osiągnął w Polsce niespotykanie silną pozycję, taką, jakiej nikt nie miał wcześniej w polskiej nowożytnej polityce. Wydaje się, że zabrakło premierowi Tuskowi jednego: mimo podejmowania racjonalnych wyborów w celu utrzymania władzy zabrakło mu szczęścia, które - jak wiemy - jest niezwykle ważne w polityce. Teraz bowiem rachunek wystawią mu młodzi wyborcy, którzy już stanowią - jak szacuje prof. Bartkowski - ponad 40 proc. ogółu wyborców (chodzi mi o tych, którzy wchodzili w dorosłość po 1989 roku). W okolicznościach, o których wspomniałem, może to być słony rachunek.
 
Przed nami więc ciekawe czasy. W cień odchodzi pokolenie Solidarności, ale również - jak dowiódł Włodzimierz Cimoszewicz - pokolenie PZPR z lat 80. i SdRP z początku lat 90. Dziś chyba można przewidywać, że w drugiej turze wyborów prezydenckich w 2015 roku spotka się kandydat ze środowiska SLD i okolic, a także kandydat środowiska PiS - bo Radosław Sikorski przez pięć lat raczej wyblaknie. Pewnie już o tym myślą zarówno Bartosz Arłukowicz, jak i Zbigniew Ziobro. Pojawia się także po tej kampanii miejsce dla nowych podmiotów politycznych, bo obywatele są już znudzeni konfliktem PiS i PO, rozpalającym już niewielu młodych wyborców.
 
Aleksander Z. Zioło, radca prawny, innowator społeczny, wolnościowiec
 
Tekst, którego nikt nie chciał opublikować w ubiegłym roku. Opublikowany 11 lipca 2010 roku w serwisie wiadomosci24.pl

 

Warsztaty Analiz Socjologicznych to nowoczesna instytucja oparta na wzajemnym zaufaniu. Unikamy zaszufladkowania organizacyjnego. Świadomi wyzwań, przed którymi stoją młodzi Polacy mający ambicję wpływać na rzeczywistość społeczną w kraju, nie zaś tylko być jej biernymi uczestnikami, stawiamy na ciągłe doskonalenie naszego Warsztatu. Kontakt: warsztaty@warsztaty.org warsztaty.org Promote Your Page Too

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka