Dwa poziomy konfliktu w Polsce
Wiele uwagi w polskiej debacie publicznej poświęca się kwestii podziałów w polskim społeczeństwie. Słowa takie jak dialog, zgoda czy wzajemny szacunek odmienia się przez wszystkie przypadki, a mimo to jak podziały były, tak są nadal - z tym, że wydają się głębsze. Ostry spór jest toczony nawet o to, kto dzieli Polaków. Czy robi to strona PiS-owska, wyróżniając obóz niepodległościowy i zaprzańców, czy ludzie aktualnie popierający rząd (nie będę tu wyliczał poszczególnych środowisk, bo nie o to tu chodzi), wykluczając z tak zwanego głównego nurtu pewne poglądy i reprezentujących ich ludzi.
Można się spotkać z opiniami, iż konflikt ten jest jałowy i służy głównie utrzymaniu własnych elektoratów, a więc jest to spór w dużej mierze sztuczny, stworzony na potrzeby partii politycznych. Mnie jednak bliżej jest do opinii, że spory na polskiej scenie politycznej wyrażają wiele rzeczywistych konfliktów i podziałów polskiego społeczeństwa narosłych wokół takich kwestii jak: stosunek do historii, religia, tradycja, podział dóbr, style życia, relacje centrów politycznych i gospodarczych w stosunku do peryferii oraz kształtu i roli państwa. Tego typu spornych płaszczyzn jest w Polsce prawdopodobnie więcej, wyliczam je jednak nie po to, aby dać kompletną listę konfliktów, ale aby pokazać, że rzeczywiście jest się o co spierać i że jest to spór w kwestiach kluczowych dla Polski.
Jak usunąć konflikt? Odpowiedź jest prosta: nie usuwać. Konflikt jest immanentną częścią polityki, można go jednak złagodzić i uczynić bardziej funkcjonalnym. Nie dokona się tego jednak przez nawoływanie do zgody, powtarzanie słów wytrychów jak społeczeństwo obywatelskie czy fraz, że musimy dorosnąć do dojrzałej demokracji. Aby złagodzić spór i zamienić go z bezkompromisowej walki plemion w konflikt umożliwiający dochodzenie do porozumienia, trzeba podjąć kroki na dwóch poziomach- debaty publicznej i codziennego życia społeczeństwa. W obu przypadkach chodzi o próbę utworzenia instytucji pełniących funkcję agory, łącznika między ludźmi o różnych poglądach, miejsca w którym trzeba się spotkać z innymi i podjąć wspólne działanie, nawet jeśli nie ma się na to ochoty.
W sferze debaty publicznej obserwujemy zanik wspólnej przestrzeni wymiany poglądów. Trzy główne telewizje oraz liczne media papierowe i portale internetowe z nimi powiązane reprezentują tylko jedną ze stron sporu, nazwijmy ją prorządową, z kolei grupy opozycyjne wobec władzy tworzą swój własny świat medialny nazywając go „drugim obiegiem,” skupionym wokół kilku gazet i portali internetowych. W efekcie doszliśmy do sytuacji, w której mamy dwie grupy dyskutujące głównie we własnym gronie. Oczywiście dziennikarze np. GW odnoszą się do artykułów w Rzeczpospolitej i vice versa, ale zasadniczo wyborcy PiS i PO żyją w dwóch światach, których część wspólna jest coraz mniejsza.
Jeśli zależy nam na rzeczywistej wymianie różnych poglądów musimy dbać o to, aby choćby w telewizji publicznej pojawiały się programy, w której obie strony sporu mogą przedstawić swoje racje. Niestety na razie jest to niemożliwe. Być może należałoby stworzyć coś na kształt parytetu miejsc dla różnych stron w programach publicystycznych. Jest to rozwiązanie prymitywne, ale sytuacja, kiedy w telewizji publicznej dyskusje są tak asymetryczne jak w programach Tomasza Lisa, musi się zmienić. Być może należy skończyć z fikcją odpolityczniania i odpartyjniania mediów i pójść w drugą stronę, upolitycznić je i dać każdej z partii parlamentarnych czas antenowy, w czasie którego mogłaby prezentować swoje racje.
Konflikt polityczny w Polsce ma swoje podłoże w rzeczywistych problemach naszego kraju. Różnice majątkowe, jakie wytworzyły się po transformacji doprowadziły do sytuacji, w której poszczególne części naszego społeczeństwa żyją w całkowicie odmiennych światach. Kim innym jest zamożny mieszkaniec Warszawy, wciągany przez globalną gospodarkę i kulturę, a kim innym mieszkaniec wsi w Polsce B lub niesławnego w związku z korupcją wyborczą Wałbrzycha. Różnice tego typu można niwelować przez redystrybucję dóbr, ale to nie wystarczy. Konieczne jest również tworzenie instytucji, w których ludzie z różnych klas społecznych i regionów muszą się spotykać i przebywać ze sobą nawet jeśli tego nie chcą. Kiedyś funkcję miejsca przymusowego spotkania pełniło wojsko poborowe, to właśnie w nim łamano podziały stanowe i tworzono nowoczesne narody. Dziś pobór już zniesiono, ale nie stworzono instytucji, które pozwalałyby łączyć społeczeństwo, tworzyć więź solidarności między tymi, którym się powodzi i ludźmi w różny sposób wykluczonymi.
Problem podziałów polskiego społeczeństwa z pewnością nie zniknie sam, nie usunie go również zniknięcie dominujących partii politycznych lub ich liderów. Jeśli chcemy coś zmienić, powinniśmy myśleć o tworzeniu instytucji łączących ludzi z różnych środowisk, a nie przerzucać się odpowiedzialnością za dzielenie Polaków.
Aleksander Bukowski, ur. 1990, absolwetn Liceum im. Stefana Batorego w Warszawie, student socjologii II UW, członek zespołu Warsztatów Analiz Socjologicznych, uczestnik Akademii Dobrego Państwa 2011 w Niepołomicach
Warsztaty Analiz Socjologicznych to nowoczesna instytucja oparta na wzajemnym zaufaniu. Unikamy zaszufladkowania organizacyjnego. Świadomi wyzwań, przed którymi stoją młodzi Polacy mający ambicję wpływać na rzeczywistość społeczną w kraju, nie zaś tylko być jej biernymi uczestnikami, stawiamy na ciągłe doskonalenie naszego Warsztatu.
Kontakt: warsztaty@warsztaty.org
warsztaty.org
Promote Your Page Too
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka