„Polska w Europie należy do krajów o najmniejszej zachorowalności na raka, ale jeśli chodzi o śmiertelność jesteśmy na czele rankingu. - Mamy źle zorganizowaną sieć leczenia onkologicznego, mamy wysoki odsetek nowotworów zaawansowanych, mamy niesprawne systemy wczesnego wykrywania i nieskoordynowane leczenie”(1)
To słowa profesor Magdaleny Bielskiej – Lasoty, onkologa z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny. I ta opinia niestety powtarza się wielokrotnie po opublikowaniu na przełomie stycznia i lutego 2013 roku, corocznego raportu pod tytułem: „Sytuacja zdrowotna ludności Polski i jej uwarunkowania”(2). Wyniki tegorocznego sprawozdania są alarmujące – i właśnie temat leczenia w Polsce nowotworów wywołał największe poruszenie.
Powodów fatalnej skuteczności leczenia nowotworów jest oczywiście bardzo wiele jednak we wszystkich opiniach pojawiają się te same diagnozy: brak kompleksowego leczenia w specjalistycznych placówkach, zbyt małe nakłady finansowe na diagnostykę i badania profilaktyczne oraz na placówki wielodyscyplinarne, a także wciąż zbyt późna wykrywalność większości przypadków.
System i finanse
„Strategia” walki z chorobami nowotworowymi jest dziś ujęta w ramy „Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych na lata 2006-2015” (3), i choć skuteczność polskiej onkologii od lat jest na alarmująco niskim poziomie, to program ten zgodnie jest oceniany bardzo pozytywnie. Problem leży bowiem nie w postawionych zadaniach ale w funkcjonowaniu systemu lecznictwa. Na domiar złego pomimo dramatycznych postulatów środowiska onkologicznego, od lat niewiele się w tej sprawie zmienia.
Doskonały, syntetyczny przegląd sytuacji przeprowadziła niedawno Lidia Sulikowska w lutowym numerze Gazety Lekarskiej. (4) Autorka „w pigułce” opisała wszystkie patologie obecnego systemu, posiłkując się przy tym opiniami czołowych specjalistów w dziedzinie onkologii.
Jak się okazuje deficyt finansów to nie jedyny problem systemu – o wiele większą patologią jest brak racjonalnego wydawania pieniędzy które już są do dyspozycji. Przede wszystkim pieniądze nie są kierowane tam gdzie pacjent chory na raka może zostać skutecznie wyleczony.
Profesor Jacek Jassem – przewodniczący zarządu głównego Polskiego Towarzystwa Onkologicznego, tak ujmuje istotę problemu:
„Ta choroba ma wiele wymiarów, a walka z nią musi być racjonalnie zaplanowana. Dlatego coraz więcej chorych wymaga konsultacji i leczenia w ośrodku wielospecjalizacyjnym, w którym jest onkolog kliniczny, radioterapeuta, chirurg onkolog oraz psycholog. Jeśli chory nie wymaga wielodyscyplinarnego podejścia, leczenie można przeprowadzić w innych placówkach, ale i one powinny spełniać podstawowe wymogi jakościowe. Obecnie sposób leczenia zależy często od tego, do jakiego specjalisty uda się choremu dostać, bez pochylenia się nad nim przez wielodyscyplinarny zespół. Trudno tu o zachowanie powszechnie przyjętych standardów współczesnego postępowania. W niektórych krajach konsyliarny sposób podejmowania decyzji jest wręcz warunkiem refundacji procedur leczniczych w onkologii.”(4)
Co ciekawe obecnie w przyznawaniu pieniędzy na leczenie nie tylko nie ma żadnego systemu preferencyjnego ale też zróżnicowania wyceny usług medycznych pomiędzy placówkami które skutecznie leczą raka, a tymi które jedynie pielęgnują pacjenta, lub stosują nieskuteczne i przestarzałe metody. „Kompleksowa diagnostyka i leczenie nowotworu w wysokospecjalistycznym ośrodku onkologicznym musi kosztować więcej niż realizacja „kontraktu onkologicznego” w wąskoprofilowej placówce służby zdrowia. Jednostki wysokospecjalistyczne muszą m.in. zatrudniać specjalistów z wielu dziedzin medycyny i zapewnić pełny zakres specjalistycznych linii dyżurowych. A dziś taką samą cenę za świadczenie dostaje jednostka, która wykonuje tylko wybrane procedury, nie posiadająca całej infrastruktury szpitalnej z intensywną terapią i specjalistycznymi laboratoriami diagnostycznymi” – wyjaśnia w felietonie Lidii Sulikowskiej , profesor Krzysztof Warzocha – dyrektor Centrum Onkologii – Instytut w Warszawie oraz Instytutu Hematologii I Transfuzjologii (4). Podobne zdanie ma doktor Janusz Meder – prezes Polskiej Unii Onkologii, który w Programie Pierwszym Polskiego Radia mówił o tym, że poprawę sytuacji może przynieść jedynie dofinansowanie ośrodków oferujących kompleksowe leczenie pacjentów. (6) Doktor Meder, jak wielu innych specjalistów, jest też mocno zaniepokojony tym, że choć obecny program leczenia nowotworów wygaśnie za niecałe dwa lata to do dziś w Ministerstw Zdrowia nie ma nawet zarysu nowej strategii leczenia po 2014 roku.
Jednak samo wpompowanie pieniędzy w specjalistyczne ośrodki nie jest antidotum na wszystkie problemy, bo na każdym kroku potykamy się o wieloletnie zaniedbania systemu i całą patologię polskiego lecznictwa jaką dostaliśmy w schedzie po prawie 50-ciu latach PRL-u. Profesor Maciej Krzakowski – konsultant krajowy w dziedzinie onkologii klinicznej, przybliża w tekście Lidii Sulikowskiej, wyniki ankiety jaką na polecenie Ministra Zdrowia, przeprowadził w połowie 2012 roku CO-I oraz IHiT .
„Do niemal 400 ośrodków wysłano pytania na temat posiadanych możliwości i rodzajów oraz liczby udzielanych świadczeń zdrowotnych z zakresu wszystkich specjalności onkologicznych. Okazało się że na jedno województwo przypada zazwyczaj jeden ośrodek wielodyscyplinarny, a w części województw jest zbyt duże nasycenie placówkami monospecjalizacyjnymi (np. woj. .śląskie). Ponadto zauważono, że wiele ośrodków nie kontraktuje ambulatoryjnego leczenia (jedynie prowadzi leczenie w warunkach hospitalizacji) i nie prowadzi działań profilaktycznych.. Było też spore zróżnicowanie w zakresie liczby specjalistów w dziedzinach onkologicznych, brakowało pielęgniarek onkologicznych i specjalistów do spraw żywienia.”
Pojawia się wiec pytanie czy łożenie pieniędzy na kontrakty z lokalnymi placówkami – które nie są w stanie wyleczyć pacjenta – nie jest po prostu okłamywaniem ludzi i skazywaniem ich na śmierć. Być może w obecnej sytuacji uczciwiej – a kto wie też czy nie taniej (jakkolwiek to kryterium jest tu mocno nie na miejscu) było by rozbudowywać placówki oferujące szeroką i kompleksową pomoc chorym na raka i tam kierować każdego pacjenta potrzebującego pomocy. Wymagało by to jednak jednocześnie znacznego zwiększenia limitów przyjęć w tych ośrodkach. Mówiąc obrazowo – „polityka lokomotyw” musi się w tej kwestii łączyć z „polityką zrównoważonego rozwoju”, bo idzie nie o polityczne konfitury ale o życie dziesiątek tysięcy ludzi rocznie.
Polscy onkolodzy chcą też powołania instytucji pod nazwą Narodowe Centrum Raka – które było by nie tylko ciałem koordynacyjnym dla całego systemu walki z chorobami nowotworowymi ale także instytucją doradzającą Ministrowi Zdrowia w tworzeniu skutecznego systemu lecznictwa onkologicznego. Punktem wyjścia do powołania nowego centrum miało by być obecne Centrum Onkologii – Instytut im. Marii Skłodowskiej – Curie Warszawie oraz konsylium skupiające najwybitniejszych specjalistów z całego kraju.
Problem w mentalności lekarzy
Być może trudno w to uwierzyć – bo liczby te są wyjątkowo przerażające – ale każdego roku na raka umiera w Polsce około 90 tysięcy ludzi (5). To dane z 2011 roku ale liczba zachorowań z roku na rok rośnie i według wszystkich statystyk – zarówno polskich jak i światowych, zachorowań będzie coraz więcej – choćby dlatego, że we współczesnym świecie nie da się wyeliminować chemii zawartej w żywności czy toksyn i zanieczyszczeń wdychanych z każdym haustem powietrza. W 2008 roku na raka zmarło w Polsce 52,5 tys. mężczyzn i 40,8 tys. kobiet. Jednak pomimo tych potwornych danych – znanych zresztą od wielu lat – pod kątem wczesnej wykrywalności jesteśmy jednymi z trzech najgorszych państw w Europie (obok Rumunii i Estonii)
O ile więc za skuteczność procesu leczenia i kiepski dostęp do nowoczesnych metod, możemy obwiniać błędy systemowe czy małą liczbę specjalistycznych ośrodków, o tyle brak wczesnego dostrzegania zmian nowotworowych to problem kontaktu z lekarzem pierwszego kontaktu. Naprawdę trudno jest zrozumieć jak to możliwe, że w obliczu tak przerażających statystyk, lekarze wręcz odruchowo nie kierują swoich pacjentów na rutynowe badania pod kątem diagnostyki onkologicznej. Badanie markerów nowotworowych – a w przypadku powtarzających się dolegliwości bólowych, lub spadku masy ciała, natychmiastowe skierowanie do specjalisty i wykonanie badań endoskopowych czy tomografii komputerowej powinno być niemal odruchowe, rutynowe jak skierowanie morfologię, rentgen czy EKG.
Być może nieszczęściem ludzi chorych na raka jest fakt, że choroby nowotworowe nie są chorobami zakaźnymi i brak możliwości ogłoszenia stanu epidemii usypia czujność lekarzy. W przypadku ogłoszenia epidemii jakiejkolwiek mutacji grypy, każdy lekarz jest wyczulony nawet na zwykły kaszel w przychodnianej poczekalni – w przypadku objawów nowotworowych niestety nawet typowe objawy choroby – a nawet silny i przewlekły ból, często nie zapala ostrzegawczego światełka.
Na pewno nie brakuje naprawdę znakomitych specjalistów i fantastycznych, wrażliwych i mądrych ludzi z powołaniem – być może jest ich nawet większość. Niestety jednak wielu jest też takich którzy dyplom ukończenia trudnych studiów medycznych traktują raczej jako narzędzie do osiągania dobrych zarobków. W rezultacie stanowią oni śmiertelne zagrożenie dla ludzi szukających pomocy w walce z chorobą nowotworową.
Polscy lekarze – nawet pomimo korupcjogennego systemu zdobywania tak zwanych punktów specjalizacyjnych – na finansowanych przez firmy farmaceutyczne tzw „konferencjach”, nie rozwijają się zawodowo. O udziale w „konferencji” decyduje często nie doświadczenie i dorobek zawodowy prelegentów, czy oferta szkoleniowa, ale klasa hotelu w którym odbywa się zjazd, renoma hotelowej kuchni czy dostęp do zaplecza SPA.
Rozwój zawodowy zresztą czasem bywa kłopotliwy – szczególnie w małych ośrodkach gdzie lekarz nie ma prawa zbytnio podnosić kwalifikacji, bo w ten sposób mógłby zagrozić pozycji ordynatora czy starszych lekarzy specjalistów. A ci niechętnie patrzą na ambitnych kolegów po fachu, bo ci są dla nich konkurencją na „rynku reklamy” do ich prywatnych gabinetów. Sami zaś, często wiele lat wcześniej przestali się rozwijać zawodowo bo nie było im to potrzebne do działalności zarobkowej (emigracja tysięcy młodych lekarzy po 1989 roku tylko sprzyjała tej próżności).
Tajemnicą poliszynela jest też fakt, że dziś wizyta w prywatnym gabinecie lekarza specjalisty, mającego silną pozycję w szpitalu, jest najczęściej jedyną szansą na uzyskanie pomocy lekarskiej czy dostępu do badań diagnostycznych na oddziale szpitalnym. Rejestracja i wizyta w prywatnym gabinecie zastąpiła dziś po prostu „kopertę” za przyjęcie na oddział.
System który deprawuje ludzi
Dzisiejsza „optyka polityczna” preferuje postrzeganie społeczeństwa nie jako ludzkiej zbiorowości a jedynie jako elementu mechanizmu finansowego. Jednak ta percepcja zastosowana do zarządzania systemem opieki zdrowotnej prędzej czy później powoduje że tysiącom ludzi odmawia się pomocy lekarskiej – a w przypadku problematyki onkologicznej de facto skazuje się ich na śmierć.
Środowisko lekarskie – jak wiele innych społeczności, jest mocno zróżnicowane, jednak jeden element od lat był niezmienny: większość spotkań towarzyskich między młodymi lekarzami było zdominowanych rozmowami o swoich pacjentach. I ze zdumieniem musze powiedzieć że w ostatnich latach zaszła zasadnicza zmiana percepcji: kwestie kazuistyki zostały zastąpione dyskusjami o procedurach. Dziś najważniejszymi problemami lekarzy są konsultacje na jaki stopień refundacji przepisali ten czy inny lek w takiej czy innej chorobie, czy mają już dostęp do systemu e-WUŚ, co robią kiedy karetka przywiezie pacjenta przekraczającego limit, albo czy ryzykować wypisywanie recept z refundacją. Lekarz w dzisiejszym systemie został przekwalifikowany w urzędnika medycznego a jego powołanie lekarskie zostało zamienione na posadę referenta pilnującego prawidłowości procedur. I nie chodzi tu jedynie o to, że dziś więcej czasu zajmuje mu wypisywanie recepty czy wpis do karty pacjenta – ale to, że z każdym miesiącem, z każdym rokiem polski lekarz traci z pola widzenia problemy zdrowia pacjenta, a jego spojrzenie skupia się na procedurach rozliczenia za leczenie. A niestety będzie coraz gorzej bo nic nie wskazuje na to aby w przyszłości zarówno lekarze pierwszego kontaktu jak i specjaliści „szastali” skierowaniami na dodatkowe badania diagnostyczne.
Winny pacjent
Realizowany aktualnie „Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych na lata 2006-2015” (3), zakłada między innymi prowadzenie darmowych badań profilaktycznych. Niestety w tym punkcie program jest mało skuteczny. Jak mówi profesor Jacek Jassem, szef zarządu Polskiego Towarzystwa Onkologicznego:
„Obecnie system opieki onkologicznej szwankuje, a poszczególne działania są niezsynchronizowane. Przykładem są programy badań przesiewowych, które nie dały populacyjnego efektu, bo zapomniano, ze nie wystarczy zorganizować badania, ale należy też poinformować o nich społeczeństwo i zachęcić ludzi do zgłaszania się. „ (4)
Może to więc zadanie choćby dla mediów publicznych. Może zamiast skupiać się na promocjach kabaretów czy celebrytów „stających na głowie” albo jeżdżących na łyżwach, warto zacząć wypełniać faktyczną misję publiczną? Przypomnę: 90 tysięcy ludzi rocznie umiera w Polsce z powodu chorób nowotworowych a uleczalność w rozwiniętych państwa europejskich jest o 10 procent wyższa. Popularność takich programów jak choćby „Operacja życie” skutecznie promującego polską transplantologię może być tu naprawdę znakomitym wzorcem.
Oczywiście trudno się nie zgodzić z takimi głosami jak choćby doktora Grzegorza Luboińskiego z Centrum Onkologii w Warszawie, że Polakom brakuje dojrzałości społecznej. To prawda: „Od kilku lat mamy Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych, ale mimo zaproszeń na badania przesiewowe, wciąż 1,5 tysiąca kobiet rocznie umiera na raka szyjki macicy. W małych miejscowościach pójście do ginekologa wciąż jest czymś wstydliwym”(7)
Obiema rękami można się też podpisać pod hasłem że w tym względzie: „Mamy więc narzędzia, mamy broń, ale trzeba jeszcze chcieć” (7),ale jak to pogodzić z systematycznym obniżaniem limitów przyjęć na porady do lekarzy specjalistów? Czapki z głów dla ludzi zaangażowanych w mobilną diagnostykę w tak zwanych „Mammobusach” czy realizujących programy darmowych badań diagnostycznych szyjki macicy czy jelita grubego u mężczyzn po 50-tym roku życia. Ale w sytuacji kiedy do gabinetu lekarza specjalisty czeka się w kolejce pół roku, wszystkie te akcje przypominają bieganie po mechanicznej bieżni – realnie nie posuwamy się o metr.
1. http://www.polskieradio.pl/7/1691/Artykul/785578,Ten-raport-pokazuje-prawdziwy-obraz-sluzby-zdrowia
2. http://www.pzh.gov.pl/page/index.php?id=49&tx_ttnews[tt_news]=197&tx_ttnews[backPid]=3&cHash=d7db20c120
3. http://www.kodekswalkizrakiem.pl/content/view/56/113/#a5
4. „Gazeta Lekarska” nr. 02.2013, Lidia Sulikowska, felieton pt „Onkologia do poprawki” str. 38
http://gazetalekarska.pl/xml/nil/gazeta/numery/n2013/n201302/n20130220
5. http://tvp.info/informacje/ludzie/swiatowy-dzien-walki-z-rakiem/3899131
6. http://zdrowie.wm.pl/140966,Potrzebny-narodowy-program-zwalczania-chorob-nowotworowych.html#axzz2NBRMJ7g1
7. http://www.polskieradio.pl/9/308/Artykul/773258,Walka-z-rakiem-mamy-bron-ale-trzeba-jeszcze-chciec
Inne tematy w dziale Technologie