waw75 waw75
809
BLOG

Gruba Linia” … rozłamu

waw75 waw75 Polityka Obserwuj notkę 19

 Tak zwana „gruba linia”, częściej nazywana też „grubą kreską” to jedno z najbardziej wysublimowanych narzędzi okradania i okłamywania społeczeństwa. Co rusz jest ona gloryfikowana jako największe osiągnięcie naszej rodzimej demokracji. Zabarwione dla kamuflażu obywatelską mądrością, wybaczeniem i pojednaniem społeczeństwa w istocie prowadzi wprost do społecznych rozłamów i buduje kolejne oblężone twierdze. To nie żadna nagła terapia leczenia państwa z dotychczasowych patologii, a jedynie mechanizm mający na celu pozbawienie pokrzywdzonych prawa do zadośćuczynienia i wyrzucenie ich zmarnowanych szans na „śmietnik historii”. Oczywiście także odpowiedzialność wobec winnych, za wyrządzenie krzywdy zostaje wspaniałomyślnie skasowana – głównie zresztą przez ludzi którzy dostrzegają szansę robienia interesów na dotychczasowych patologiach.

„Gruba linia” jest zresztą, co ciekawe, „osiągnięciem” wyłącznie polskiej transformacji – w innych państwach tak cyniczne podeptanie sprawiedliwości społecznej było by nie do zaakceptowania.

 

Przede wszystkim to fałszywe hasło nigdy nie znalazło by akceptacji gdyby równie grube linie podziału nie istniały już wcześniej w samym społeczeństwie – a co najważniejsze gdyby bariery te nie były już na tyle mocno zakorzenione że nie tylko zacierają ale wręcz usprawiedliwiają krzywdy wyrządzane tym współobywatelom którzy znaleźli się po drugiej stronie „grubej linii”. A w Polsce był i nadal jest na to bardzo podatny grunt.

 

Nie zgadzam się z tezą że Polakom brakuje dziś zrozumienia swojej tożsamości. Wręcz przeciwnie – jestem przekonany że nasza trudna historia, od stuleci, zakodowała w nas poczucie że wyrazista i kontrastująca z otoczeniem tożsamość jest jedynym gwarantem przetrwania. Tak jak ludzie którzy w dzieciństwie doświadczyli skrajnej biedy i nawet w czasach dobrobytu do późnej starości będą odczuwać niepokój i robić zapasy jedzenia, tak Polacy którzy przez stulecia byli zbyt nachalnie indoktrynowani zawsze już będą czuli potrzebę wyrazistego nonkonformizmu. Polak zawsze będzie miał wewnętrzną potrzebę głoszenia wyrazistego światopoglądu i przynależności do jakiegoś środowiska któremu będzie bezkrytycznie hołdował – tym bardziej bezkrytycznie im bardziej to środowisko będzie budowane na bazie walki z jakąś faktyczną lub zaprojektowaną dyktaturą.

 

Niestety dziś towarzyszy temu równocześnie całkowity rozpad więzi narodowej – te zwarte „plemiona” skupiają się wyłącznie wokół własnych światopoglądów, pozycji i aspiracji społecznych czy statusu materialnego. Mimo to, kod zaszczepiony w Polakach od setek lat, nawet w tych grupach światopoglądowych które otwarcie wręcz brzydzą się polskością, wstydzą się swojej narodowości i jawnie dążą do wyrzeczenia się samorządności, nakazuje dla wewnętrznego spokoju głosić swoje antywspólnotowe hasła jako własny model patriotyzmu. W Polsce nawet internacjonał i kosmopolita zarzut o brak patriotyzmu potraktuje jak potwarz. A na informację że ktoś czuje się większym patriotą od niego zareaguje agresją – nawet jeśli ideę patriotyzmu wcześniej sam otwarcie wyszydzał.

 

Kiedy Polaków łączy wspólna niedola i bezradność (fenomen „Solidarności” jako ruchu opartego na symbiozie wszystkich warstw społecznych) lub zagraża im agresor dybiący na całość narodu czy państwa (heroiczna walka podczas ostatniej wojny światowej i największy w Europie partyzancki ruch oporu) to zaczynają tworzyć wyjątkowy w skali kontynentu monolit – potrzeba wyrazistej, odrębnej tożsamości budowanej przez stulecia, odnajduje wtedy linię kontrastu na granicy swojego państwa. Jednak jeśli tylko uda się osłabić w nas więzi narodowe to cały impet wewnętrznej – wykuwanej przez wieki - potrzeby wyrazistości i ostrości ideowej, skupia się na walce wewnątrz własnego narodu. Temu imperatywowi budowania oblężonej twierdzy ulega w Polsce zarówno lewica, jak i prawica, elity jak i doły społeczne – bo czy się komuś to bardziej lub mniej podoba, to kształtują nas setki lat tej samej historii, traumy i sukcesy, syndromy i aspiracje.  Być może niewiele jest w Europie takich państw, w których rozluźnienie więzi narodowej przynosi tak dotkliwe skutki jak w Polsce – i może prowadzić do takich absurdów jak choćby społeczne przyzwolenie na „grube linie” po latach społecznej niesprawiedliwości.  

 

Zastanawiamy się dziś często czy Katastrofa Smoleńska – a raczej sposób wyjaśnienia jej przyczyn, spowodowały w Polsce podziały społeczne. Ja zdecydowanie twierdzę że nie – żaden nowy podział społeczny nie zaczął się ani 10 kwietnia 2010 ani po tej dacie – katastrofa ta ze względu na swoją dramaturgię i skalę tragedii jedynie wyeksponowała podziały które były w społeczeństwie żywe od dziesięcioleci. Każdy kto dziś jest sceptyczny wobec oficjalnych raportów Komisji Millera czy obecnie Zespołu Macieja Laska jest wyszydzany i posądzany o paranoję i inne zaburzenia psychiczne, o awanturnictwo, politykierstwo, pogoń za nienależną mu władzą itp. Czy dokładnie te same obelgi nie były serwowane swoim adwersarzom dokładnie przez te same środowiska przy każdym dotychczasowym temacie sporu? Czy podczas debaty publicznej na temat lustracji, dekomunizacji, czy reformy kodeksu karnego, polityki finansowej państwa, problemu aborcji, kontraktów gazowych czy polityki zagranicznej Lecha Kaczyńskiego – aż po aktualne spory o próg wieku emerytalnego, posyłanie sześciolatków do szkoły, zmiany w OFE, czy gigantyczne zadłużenie państwa, to „argumentacja” nie jest dokładnie taka sama: ja jestem światły a ty jesteś paranoik, ja jestem wyedukowany a ty jesteś ciemnogród, ja mam rację a ty generujesz (cytując niedoścignionego redaktora Lisa)„nieznośny jazgot”.

 

Zarówno konkretne problemy, jak i wiedza czy rozeznanie problemu nie ma dziś w Polsce najmniejszego ale to naprawdę najmniejszego znaczenia. Debata publiczna po sześciu latach rządów Platformy Obywatelskiej właściwie przestała istnieć. Mamy dziś w Polsce de facto trzy główne  „księstwa” które od dawna przestały ze sobą prowadzić jakikolwiek dialog. Barwy partyjne wbrew pozorom także nie odgrywają tu już większej roli a są jedynie sztandarami pod którymi rzucają się sobie do gardeł przedstawiciele trzech tożsamości: lewicowego pseudohumanitaryzmu, konserwatywnego rycerstwa oraz bezideowej megalomanii. Każda z tych grup w większym lub mniejszym stopniu jest oczywiście wewnętrznie skonfliktowana jednak „grube linie” podziału rozchodzą się dziś równo w trzech kierunkach – coś na znak mentalnego rozbioru Polski.  

 

Nie da się dziś w Polsce zbudować formacji politycznej która by zagarnęła jakaś cząstkę z każdej z tych grup. Próbował tego już Palikot i w efekcie musiał nie tylko obiema nogami przeskoczyć z drużyny „bezideowych megalomanów” do obozu „humanitarnej lewicy” ale wręcz zdobyć się na wyżyny hipokryzji i cynizmu żeby zawojować lewicowy elektorat w licytacji na skrajność programową i natężenie „antyklerykalizmu stosowanego”. Z ogromnym zaciekawieniem będę obserwował umiejętności Jarosława Gowina, który postawił przed sobą wyzwanie połączenia części lektoratu „bezideowej megalomanii” z „konserwatywnym rycerstwem”. Moim zdaniem nie ma na to szans – choćby z powodu przepaści w mentalności i aspiracjach jaka dzieli te dwie grupy elektoratu. Od megalomanów już dostał czerwoną kartkę – konserwatywnego rycerstwa jeszcze nie przekonał. Ale kto wie – jeśli mu się uda zachęcić tych którzy nigdy do wyborów nie chodzili to będzie o czym debatować. A jeśli za dwa lata udało by mu się stanąć w równym szeregu przeciwko kolejnej „Grubej Linii”  - tym razem między megalomanami a lewicą, to znaczy że warto mu kibicować.

waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Polityka