Przed laty Polaków bawiła anegdota o rosyjskim naukowcu który badał pchłę. Ów badacz wydał pchle komendę: skaczi! Pchła wyskoczyła jak z trampoliny a naukowiec skrzętnie opisał eksperyment w zeszycie. I tak naukowiec powtarzał doświadczenie za każdym razem usuwając pchle kolejną kończynę. Skakała coraz mniej energicznie co było z uwagą odnotowywane. Aż w końcu naukowiec usunął pchle wszystkie kończyny i pełen badawczego napięcia rozkazał ponownie: skaczi! Niestety pchła, pozbawiona kończyn, nie drgnęła z miejsca, a w notesie naukowca pojawił się zapis, że jeśli pchle usuniemy wszystkie nogi to traci słuch.
Przed laty dowcip był dla wszystkich czytelny a początkowa uwaga iż badanie przeprowadzał ruski naukowiec dawało sygnał że będzie śmieszne. Obawiam się że dziś jesteśmy na co dzień świadkami zarówno bardzo podobnych eksperymentów, jak i równie błyskotliwych spostrzeżeń – z tym że straciliśmy już umiejętność oceny kiedy się śmiać a kiedy kiwać z uznaniem głowami. Myślę tu przede wszystkim o grotesce jaka wynikła wokół wyboru nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego, ale przykładów przecież nie brakuje. Choć z logicznego punktu widzenia do wyjaśnienia istoty sprawy powinno wystarczyć zadanie najprostszego chyba pytania: dlaczego wybrano dwóch sędziów mimo że ich kadencja wygasała dopiero za niecałe trzy miesiące? Jakiekolwiek łamańce retoryczne będą się rodzić przy odpowiedzi na to pytanie, to ludzie ci z jakiegoś powodu zostali przecież wybrani mimo, że na tych stanowiskach nie było wakatów.
Ale przecież ten absurd nie zaczął się dziś – ta zabawa w sofistykę trwa w debacie publicznej od ośmiu lat. A ludzie w tym systemie kreatywnego definiowania rzeczywistości dorastają i uczą się odnajdywać swoje miejsce. To proces podobny jak u pewnego błyskotliwego dziennikarza muzycznego, który kilka lat temu zorientował się, że na udawaniu idioty można nieźle zarobić. I choć na początku wszystko było jasne – publika (przeważnie młodociana) wiedziała że to pajacowanie jest na niby, a sam bohater doskonalił się w odgrywaniu coraz bardziej idiotycznych zachowań - to z czasem popularność i pieniądze z kolejnych występów tak głęboko zdefiniowały jego miejsce w przestrzeni publicznej, że w końcu po prostu do reszty zgłupiał, uznając przy tym swoją głupotę za przejaw wyższej inteligencji.
Owszem – sygnały o tym, że społeczeństwu będzie wciskany bez mydła ogłupiający kit, mieliśmy od samego początku – choćby wtedy kiedy cała Polska z zapartym tchem do północy pewnego sierpniowego dnia w 2008 roku czekała czy tajemniczy katarski dobrodziej zapłaci za stocznie czy też nie – a pan Minister Skarbu dwa miesiące wcześniej - całkowitym zbiegiem okoliczności kilka dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego - ogłosił że udało się dla Polaków wywalczyć świetny kontrakt. No cóż … tajemniczy (a dlaczego u licha musiał być tajemniczy!?) inwestor z Bliskiego Wschodu rozpłynął się w próżni, a wdzięczny lud pogrążył się we współczuciu dla pana ministra. Mimo wszystko jednak nawet przed ośmioma laty nie każdą bzdurę ludzie byli w stanie łyknąć – dziś nawet najgłupsza ściema wchodzi w głowy jak w masło.
Ale jak tu się dziwić – to efekt procesu. Ustawa podsunięta przez lobbystów rynku hazardowego poprzez szefa klubu PO i przyjęta jako projekt rządowy mimo sprzeciwu wiceministra finansów? - spisek CBA, pułapka zastawiona przez szefa CBA na premiera – bo go o tym poinformował. Nieprawdopodobna bezkarność a nawet brak kontroli skarbowej przez kilka lat dla faceta który okradł wierzycieli na kilkadziesiąt milionów złotych a przy tym współpraca tegoż faceta z synem premiera (występującym zresztą pod pseudonimem) – ot, niech krew zaleje – zbieg okoliczności – rzecz jasna bez znaczenia. Podsłuchane w publicznych knajpach rozmowy ministrów w których ci informują się nawzajem (ale jaja!) jakie w kraju hulają nadużycia i jak ogromny panuje bałagan ? - ech tam – nieważne co mówili – ważne że kelnerzy podłożyli pluskwę a opis stanu państwa jaki wyłania się prywatnych rozmów panów ministrów nie ma prawa społeczeństwa interesować! - inteligentny człowiek to słucha oficjalnych konferencji i felietonów w Wiadomościach! Mianowanie przez Ewę Kopacz ministrów którzy pojęcia nie mają o dziedzinach którymi mają się zajmować? - brawo! To zahamowanie strasznego (cytuję nieocenionego Jacka Żakowskiego) „dyktatu merytokracji”! Ujawnienie że w ciągu ostatnich miesięcy urzędowania w Kancelarii Prezydenta Komorowskiego doszło do nagłego „utylizowania” i znikania sprzętów i wyposażenia ? - zemsta! Zemsta panie! - polityczna zemsta. A sam Komorowski twierdzi że skoro sprzęty znikały podczas jego urzędowania to … jest poszkodowany bo został okradziony. Mistrzostwo świata! Mam nieodparte wrażenie że dla ludzi którzy do dziś z zapałem godnym lepszej sprawy uważają retorykę PO za wiarygodną i uzasadnioną nie ma chyba żadnej granicy poniżej której coś jest już po prostu zbyt głupie żeby w to uwierzyć.
Ani logika, ani wiarygodność ani nawet związek z rzeczywistością nie mają już znaczenia – liczy się wyłącznie konsekwentna interpretacja faktów. I nic nie wskazuje na to żeby Platforma miała zamiar to skorygować. Nie sądzę aby retorykę tą zmieniły też lojalne dotychczas wobec Platformy media. Choćby dlatego że pamiętam jeszcze lata 2005 – 2007 kiedy do komentowania wydarzeń w Polsce w większości mediów byli zapraszani niemal wyłącznie politycy opozycji a bardzo często to wyłącznie oni przedstawiali społeczeństwu znaczenia rządowych decyzji. Społeczeństwo doprowadzały wtedy do wrzenia informacje o 54 nielegalnych podsłuchach (które nagle się gdzieś rozpłynęły kiedy trzeba było o nich powiedzieć z trybuny sejmowej) , laptopach niszczonych młotkiem (choć nagle cudownie zaczynały działać podczas konferencji prasowej prokuratury) czy o skandalicznym zapłaceniu 8 złotych za dorsza służbową kartą. Dziś – kilka tygodni po wyborach widać już wyraźnie że sytuacja z lat 2005-2007 zaczyna się wręcz bliźniaczo powtarzać, i sam jestem ciekaw jakie spustoszenie zdołały spowodować w umysłach Polaków „eksperymenty” ostatnich ośmiu lat.
Inne tematy w dziale Polityka