waw75 waw75
3574
BLOG

Franciszek – papież czasów ostatecznych

waw75 waw75 Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 40

Trzy lata temu odwiedziłem Przyjaciela. Jednego z najlepszych ludzi jakich kiedykolwiek spotkałem i pewnie kiedykolwiek w życiu napotkam. Człowieka bardzo głęboko wierzącego. Chorował na raka trzustki, jak się później okazało miał  przed sobą jeszcze dwa tygodnie życia. I kiedy w krótkim okresie czasu po raz kolejny wstał i sięgnął po papierosy spytałem Jego Żonę dlaczego Mu tego nie zabrania. Tym bardziej że od miesięcy z wielkim poświęceniem wspólnie z Nim walczyła o Jego zdrowie a później życie. Powiedziała mi: „razem z panią doktor zdecydowaliśmy że nie będziemy już niczego zabraniać”. Wszystko było jasne.

I kiedy patrzę dziś na retorykę papieża Franciszka, to mam wciąż skojarzenia z tą spokojną, łagodną i mądrą rozmową z domu moich Przyjaciół. Retorykę papieża czasów cynizmu i mistrzostwa świata w intelektualnym uzasadnieniu każdej niesprawiedliwości. Czasów triumfu człowieka chorego na egoizm i rządzę poniżania. Cierpiącego i samotnego ale bez żadnych szans na wyleczenie, bo bez świadomości swojej choroby. Być może u krańca drogi, na nic mu zatem kierunkowskazy.

Może dziwić że papież Franciszek niczego nie nakazuje. Że nie potępia ani nie rozlicza, odwołując się jedynie do Miłosierdzia Bożego na ostatecznym sądzie.

Rozumiem też, że wielu katolików taka formuła nauki papieża bardzo niepokoi, tym bardziej że sprzyja ona narracji, że wiara w Boga nie ubogaca człowieka bardziej niż komfort dobrych emocji. Nietrudno też znaleźć w sieci internetowej  „cytaty” z rzekomych homilii papieża Franciszka w których odwołuje się on bardziej do symboliki New Age niż do chrześcijańskich korzeni. Oczywiście kiedy próbujemy odszukać te słowa w jakichkolwiek opublikowanych tekstach papieża to okazuje się zwykle, że słowa takie nigdy z jego ust nie padły. Ale nie zmienia to faktu, że projekcja papieża przekonującego że Bóg nie jest człowiekowi potrzebny żeby być dobrym, a sama istota Boga jako „Drogi” to już wręcz przeżytek, jest dziś już całkiem wiarygodna – i to nawet wśród ludzi wierzących.

Trudno też jednak nie zauważać, że wielu wierzących zapomina zbyt często, że wiara nie daje nikomu prawa do poczucia antropologicznej wyższości nad człowiekiem niewierzącym. Że to nie potwierdzenie większych uprawnień, ale zobowiązanie do pracy nad sobą, a zatem dostrzegania swoich własnych niedoskonałości. Do jakiej tragedii prowadzi całkowite odrzucenie tej zasady widzimy dziś także na przykładzie terroryzmu islamskiego.

Mówiąc obrazowo, fakt że ktoś posiada wspaniałego, mądrego ojca czy cudowną, troskliwą matkę nie daje prawa do poczucia wyższości nad kimś kto nie miał szczęśliwego domu rodzinnego. Ale czy odbiera także prawo do przekazywania tego dobra które owi dobrzy rodzice w nas zaszczepili ?

Mamy zatem dwa bieguny: na jednym końcu niezrozumienie sensu wiary i nadużywanie jej deklaracji, na drugim zaś przekonywanie że Bóg nie jest do niczego potrzebny, a już na pewno nie do tego żeby być dobrym człowiekiem. Co ciekawe zresztą ten drugi pogląd zaczyna już być postrzegany wręcz jako przejaw czystej wiary ... w Boga.

Sytuację tą można być może odnieść do biblijnej przypowieści o synu marnotrawnym. Przypowieści która jak nigdy, przybiera dziś treść uniwersalną. Wierzący zapominają bowiem o nauce płynącej z pysznej postawy brata owego powracającego syna marnotrawnego, niewierzący nie chcą zaś słuchać o tym że syna marnotrawnego nikt nie przyniósł w złotej lektyce. Franciszek zdaje się przybierać postawę owego kochającego ojca, który nigdy nie stracił wiary w wartość swego syna. Zamazywane jest natomiast to, że triumfalny powrót syna marnotrawnego nie zdarzył się dlatego że ojciec nie był mu do niczego potrzebny, ale wręcz przeciwnie – dlatego że był mu niezbędny.

Nauki Franciszka wbrew pozorom nie są jednak niczym nowym.

Istotną zmianą jest natomiast jego łagodny, nie narzucający i wyrozumiały wydźwięk. Zasadnicza treść nie uległa jednak żadnej zmianie. Wystarczy zresztą zajrzeć do książki - wywiadu „Przekroczyć próg nadziei”, w której Vittorio Messori zadaje fundamentalne pytania Janowi Pawłowi II. Na pytanie: „Czy nie można żyć uczciwie i rzetelnie bez utrudniania sobie życia Ewangelią?” papież odpowiada tak:

Można by odpowiedzieć bardzo krótko na Pańskie pytanie: pożytek z wiary nie jest przeliczalny na żadne dobra, choćby nawet dobra natury moralnej. Kościół nigdy nie przeczył, że także i człowiek niewierzący może być uczciwy i szlachetny. /.../

Człowiek nie może być przymuszany do przyjmowania prawdy. Przymuszany jest do tego tylko swoją naturą, to znaczy samą swoją wolnością, ażeby prawdy tej szczerze szukał, a kiedy znajdzie, żeby przy niej trwał, zarówno swoim przekonaniem jak i postępowaniem. /.../

Znana jest opinia św. Tomasza: do tego stopnia opowiada się on za uszanowaniem sumienia, iż twierdzi, że niegodziwym byłby akt wiary w Chrystusa w przypadku człowieka, który byłby przekonany w sumieniu, że czyni w tym przypadku źle. Człowiek zawsze ma obowiązek słuchać swego sumienia, nawet gdyby było ono niepokonalnie błędne. Nie wolno tylko człowiekowi trwać w błędzie, nie usiłując przekonać się o tym jaka jest prawda” [1]

Trudno się jednak zgodzić z uniwersalną wartością ludzkiego sumienia, przy jednoczesnym odrzuceniu ponadczasowej i aksjomatycznej roli Boga czy nawet nauki Ewangelii. Boga niezależnego od światowych cen ropy, rywalizacji zawodowej, koniunktury w poszczególnych profesjach czy konfliktów zbrojnych.  Sumienie, jest bowiem bezpośrednim obrazem ludzkiej wrażliwości, a ta podlega wpływom świata zewnętrznego. Bardziej lub mniej zaślepiającego lub deprawującego. Inną wrażliwość ma człowiek żyjący od dziecka w państwie targanym wojną, inną człowiek wychowany w prawie „ulicznej dżungli”, jeszcze inną człowiek żyjący w kulcie pieniądza i kariery, jeszcze inną człowiek przeżywający rodzinne tragedie. Sumienie jako owoc wrażliwości nie może więc być samowystarczalnym wyznacznikiem tego co dobre a co złe.

Pisze też o tym, między innymi, bardzo niegdyś w Polsce popularny niemiecki socjolog i psychoanalityk Erich Fromm w książce pod tytułem: „O sztuce miłości”. Zwraca przy tym uwagę, że wrażliwość człowieka we współczesnym społeczeństwie ulega postępującemu zanikowi.

„Nowoczesny człowiek wyobcowuje się od siebie, od swoich bliźnich, od natury. Został przekształcony w towar, traktuje swoje siły żywotne jako inwestycję, która musi mu przynieść maksymalny zysk możliwy do osiągnięcia przy istniejących warunkach rynkowych./.../ Nasza natura została nastawiona na wymienianie i otrzymywanie, na handel i konsumowanie; wszystko, i to w równej mierze dobra duchowe, jak i materialne, staje się przedmiotem wymiany i konsumpcji”

Jeśli tezy stawiane przez Fromma są prawdziwe (a przecież nie on jeden je stawia) to nasuwa się pytanie jaka jest wrażliwość, a co za tym idzie wyznaczniki sumienia dla współczesnego człowieka. Nie da się zatem obronić tezy, że sumienie może być samowystarczalnym „kierownikiem duchowym” człowieka w rozsądzaniu między dobrem a złem. Istota ponadczasowego Boga, stałego i niezmiennego w swoich wartościach, jest zatem jedynym wiarygodnym kierunkowskazem dla ludzkiego sumienia na przestrzeni wieków. I Istota ta nie może być „doginana” do bieżącej debaty współczesnego świata. Inaczej bowiem musimy oddać rację Frommowi, kiedy mówi że: „Boga przekształcono w dalekiego naczelnego dyrektora towarzystwa akcyjnego „Wszechświat”; wiesz, że tam jest, że kieruje całą imprezą (chociaż prawdopodobnie prosperowałaby ona również i bez niego), nigdy go nie widzisz, ale uznajesz jego kierownictwo, robiąc „to, co do ciebie należy”.[2]

Pojęcie dobra człowieka coraz częściej jest ostentacyjnie rozdzielane od wiary i  wierności Ewangelii. Nie jestem jednak przekonany czy miękka formuła pontyfikatu papieża Franciszka to  nowy dogmat czy też znak czasu w którym każdy, jak nigdy dotąd, bierze odpowiedzialność za swoje wybory. A nade wszystko także za świat któremu, odrzucając Ewangelię, świadomie pozwala kształtować swoje sumienie.

 

[1] „Przekroczyć próg nadziei”, Jan Paweł II, Redakcja Wydawnictw KUL, Lublin 1994, str.142 – 143

[2] „O sztuce miłości” Erich Fromm, REBIS, 2003, wydanie V poprawione, str. 89; 90; 107

waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (40)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo