Proszę wybaczyć osobiste odczucie ale dla mnie odchodzenie z radiowej „Trójki” zaczęło być przejawem kabotyństwa. Może dlatego że jestem słuchaczem „Trójki” od trzydziestu lat i naprawdę nie uważam że odejście z tej rozgłośni nawet wszystkich publicystów Gazety Wyborczej i redaktorów TVN zniszczy potencjał tej stacji. Od wielu lat płacę też abonament RTV i naprawdę nie widzę wyjaśnienia w tym że Trójka ma być lewicowo – liberalna i prowadząca swoją retorykę równolegle z lewicowymi czasopismami i mediami, które stoją twardo po jednej stronie sceny politycznej. I jeśli mamy być uczciwi to trudno negować, że zdecydowana większość dziennikarzy którzy z Trójki odeszli – nie wyłączając z tego Artura Andrusa, Roberta Kanterejta, Michała Nogasia czy Marcina Zaborskiego, to nie redaktorzy którzy zostali z Trójki zwolnieni ! Choć propaganda Newsweeka czy Gazety Wyborczej będzie zapewne na tej nieprawdzie żerować – jak zawsze zresztą – znamy to już przecież choćby z kłamstwem jakie powielano przed laty w przypadku Ewy Szumańskiej. Oczywiście zręczny demagog oburzy się natychmiast że zwolnieni pewnie nie, ale „zostali zmuszeni”. Tak? A niby czym został zmuszony do odejścia Nogaś? Tym że stracił wyłączność na prezentowanie literatury w „Trójce”? A czym zmuszono Zaborskiego ? Tym że do dwójki prowadzących poranne wywiady z politykami doszedł Paweł Lisicki ? A czym niby „zmuszono do odejścia” Andrusa czy Kantereita ? Tym że dano im ultimatum: albo antyrządowy TVN albo państwowa „Trójka” ? Ktoś się oburza – to może niech się najpierw zastanowi cóż się takiego stało w polskich mediach – jesienią 2015 roku – że retoryka mediów prywatnych różni się dziś od retoryki mediów państwowych ? Przez prawie dekadę nie było oczywiście żadnego rozdźwięku między przekazem „Trójki” czy TVP a TVN24, TVN czy Radiem ZET – nie było więc najmniejszego problemu z tym że redaktor mediów publicznych mógł prowadzić jednocześnie program informacyjny czy opiniotwórczy w większości – o ile nie wszystkich – mediach prywatnych w Polsce. I jakiż zabawny – a może bardziej smutny – jest ten znaczący zbieg okoliczności, że przez te niemal całe osiem lat, słuchacze i telewidzowie nie byli niepokojeni ani prawdą o mafii reprywatyzacyjnej (łącznie z zabójstwem Jolanty Brzeskiej), ani skalą wyłudzeń VAT czy mafii paliwowej, ani skalą strat i skandalicznego drenowania spółek skarbu państwa, ani dramatycznym poziomem wynagrodzeń ratowników medycznych, pracowników służby zdrowia czy stażystów, ani skalą długu publicznego ani nawet skalą biedy rodzin wielodzietnych i niemal najniższym na świecie współczynnikiem demograficznym. Czy blokowanie informacji wymagających od ówczesnej władzy interwencji, odwagi i kompetencji w rządzeniu państwem było ceną za to żeby dziennikarze mediów publicznych mogli także brylować na prywatnych antenach? Tylko kto płacił tą cenę?
.
Ale nawet niezależnie od szyldów politycznych a nawet postrzegania konkretnych bieżących wydarzeń, sposób prowadzenia debaty publicznej uczy nas – wszystkich – jaką optykę mają poszczególne środowiska w debacie publicznej, jaka retoryka i sposób prowadzenia sporu charakteryzuje poszczególne elektoraty, grupy społeczne czy nawet zawodowe. Uczy nas także na czym opiera się poczucie tożsamości i wspólnotowości poszczególnych grup społecznych. Być może problem polega w dużej mierze na tym, że Trójka – wolą kilku swoich długoletnich dziennikarzy uznała że reprezentuje jedno środowisko polityczne i jeden elektorat, który redaktorzy ci uznali za mądrzejszy, lepiej wykształcony i bardziej cywilizowany. I że tak ma być bo tak się uleżało. I może nawet nie byłoby w tym jakiejś większej tragedii, gdyby nie to że kilku panom redaktorom niestety nie udało się uniknąć przy tym popadnięcia w stadium bufonady, co było słychać niestety także na antenie i to znacznie wcześniej niż dwa lata temu. A jak to w „Trójce” wyglądało w realu – w czasie owej jedności mediów – kiedy było słychać wszystkich których dziś słychać już tylko z TVN i Wyborczej – opowiedział ostatnio Krzysztof Skowroński w wywiadzie dla Ewy Stankiewicz. „Tobie też ukręcimy łeb” - jak to ujął los Skowrońskiego na fotelu dyrektora „Trójki” safanduła Bronisław który był tak kochany że musiałby podobno „ po pijanemu przejechać ciężarną zakonnicę na pasach” żeby Polacy mu nie powierzyli prezydentury. Krzysztof Czabański – jeśli ktoś już nie pamięta „narobił milionowych nadużyć” i został usunięty „z zarzutami” - powołano specjalny audyt w świetle jupiterów... i co? I pstro – po prostu tak się wtedy w mediach wykańczało ludzi którzy nie byli lojalni wobec ekipy Tuska. Nie wiedzieliście? - nie widzieliście... w swoich redakcjach ?
.
Jedyne co mnie martwi – naprawdę się tego obawiam – to świadomość że środowiska lewicowo – liberalne w Polsce wyznają od lat jeden sposób retoryki: albo będziemy mieli dominację w jakiejś dziedzinie albo ją zniszczymy do gołej ziemi. I boję się że z „Trójką” może być podobnie i także takie ikony jak Wojciech Mann, Marek Niedźwiecki, Beata Michniewicz, Marek Wałkuski czy Kuba Strzyczkowski będą w najbliższych miesiącach i latach poddawani ciągłej presji odejścia ze stacji – choć zdecydowanie nie ze strony władz rozgłośni ale środowisk którym bardzo zależy na tym aby grono „tych których nie słychać” było tak liczne jak cała radiowa „Trójka”. Tylko kto na tym zyska a kto straci?
Inne tematy w dziale Kultura