wawel wawel
778
BLOG

Siła kolektywu, myślenie stadne i człowiek partyjny, czyli pięty razem, stopy rozwarte

wawel wawel Polityka Obserwuj notkę 3

MOTTO

1. "Jak na razie cechy [CZŁOWIEKA ZBIOROWEGO, GRUPOWEGO] homososa  najwyższy stopień dojrzałości osiągnęły w ludziach radzieckich o stosunkowo wysokim poziomie kultury i wykształcenia, a także w środowisku najbardziej aktywnej społecznie części ludności, szczególnie zaś w sferze zarządzania, nauki, propagandy, kultury i szkolnictwa. Ta część wysoko-rozwiniętych homososów wywiera z kolei wpływ na pozostałą część ludności, a także na zewnątrz. Zarazki homosotii szybko rozpełzają się po całym świecie. Jest to najgłębsza choroba ludzkości, bowiem przenika do samych podstaw istoty ludzkiej. Jeżeli człowiek poczuł w sobie homososa i wchłonął jad homosotii, wyleczyć go z tej choroby jest jeszcze trudniej niż przywrócić do zdrowia zatwardziałego alkoholika lub narkomana."

"W komunizmie człowiek ma stać na baczność, tzn. pięty razem, stopy rozwarte, ręce wzdłuż tułowia, oczy maksymalnie wytrzeszczone i kornie wlepione w rządzących!" 

[A.Zinowiew - Homo sovieticus]

2. "Homo sovieticus" uwielbia powoływać się na solidarność, jedność narodową i miłość oraz piętnować "mowę nienawiści".

WSTĘP

Uważam, że zgubią Polskę rudymenty człowieka partyjnego, homo sovieticusa, pozostałe po poprzedniej epoce. Nagły skok z socjalizmu do komunizmu nikogo nie zmienił - wierchuszka została taką jaka była i budowała kapitalizm i demokrację liberalną w jedyny sposób jaki umiała - czyli złodziejski i zakłamany. Naród zaś, tak jak był w swej dominancie zarażony homo sovieticusem, tak w dużej mierze pozostał - efektem tej zaszłości była prezydentura Wałęsy, dwie kadencje Kwaśniewskiego i dalsze ekscesy elektoratu. 

Człowiek partyjny dwubiegunowy do dziś jest dominującym sposobem, stylem udziału Polaka w życiu narodu. Jest to tragedią Polski. Wszyscy przywódcy partyjni prą w kierunku modelowania wyborcy na alternatywę: ALBO CENTRUM (PIS), ALBO CAŁA RESZTA. Za pomocą przemyślnego triku obu stron Okrągłego Stołu z opcji wyboru zostaje wyeliminowana prawica narodowa, ba, partie narodowe nie tylko próbuje się uwięzić w 1% poprzez wmawianie elektoratowi teorii "mniejszego zła", ale i wciąż totalna opozycja przebąkuje o delegalizacji a centrum (PIS) po cichu represjonuje te środowiska zarazem podkradając im idee. Jeśli to się nie zmieni - zniszczy to Polskę. Polska tożsamość zniknie.  Przemyślny trik polega na tym, że raz PIS - działający jak LEWICA przedstawia się za PRAWICĘ, raz za CENTRUM i identycznie robi... opozycja (POKO) - w UE jest PRAWICĄ, w Polsce jest centrystami liberalnymi (o ile w ogóle można ich ująć w jakieś jasne kategorie). Efekt? Migotanie przed oczami: prawica zmienia się w lewicę, obie prawice przechodzą w centrum - zwykły człowiek  ma wrażenie, że cała szerokość sceny politycznej jest zajęta, że mamy prawicę, lewicę i centrum, albo partię narodową (PIS), lewicową i liberalną. A mamy tylko dwie kasty biorące z każdej ideologii to, co im pomaga utrzymać władzę i mamy nieobecność nurtu narodowego, który zgodnie obie partie zwalczają jako swojego największego wroga, który delegitymizuje obu tych partii wysługiwanie się obcym. Wysługiwanie jest proste w obsłudze, bezwysiłkowe: zawiera tylko dwa punkty: 1. uleganie naciskom obcych centrów 2. ogłaszanie tego jako sukces. Walka o interesy narodowe to ciągła harówka i budowanie metod postępowania nowych w środowisku homo sovieticusów, wypracowywania nowych metod działania, koncepcji, idei.  

Kompletną katastrofą jest zacieśnianie polskiej sceny politycznej do dwóch ugrupowań, rzekomo chcąc naśladować model amerykański. Oczywiście, to brednia w rodzaju tej, że mrówka chce naśladować słonia i zaczyna tupać dziwiąc się, że most się nie trzęsie. Polska z jej anemią myśli politycznej, ze swym dziedzictwem homo sovieticusa, człowieka partyjnego przejmując model duopolu - wpycha sama siebie w mroczne lochy układów dziedziczonych po konsensusach okrągłostołowych.

Z precedensem sowietologicznym mieliśmy do czynienia wiosną zeszłego roku. J.Lichocka i P.Lisiewicz (autor, którego lubiłem) rozpoczęli piętnować INDYWIDUALNY SPOSÓB MYŚLENIA przejawiający się w krytycyzmie wobec rządu i jego decyzji i nazywać osoby krytyczne wobec rządu (później także wobec dziwnego statusu J.Danielsa na salonach rządowych) mianem "ruskich trolli". Była to jasna i fatalna linia demarkacyjna, ale w dłuższej perspektywie być może prowadząca do otrzeźwienia części ludzi z amoku, czyli z naturalnego stanu egzystencji homo sovieticusa.

Katechizm każdej partii zawiera 3 dogmaty, podobne do zasad bytu każdego... drobnoustroju: partia ma za zadanie: bronić się (samokrytycyzm w stadium zaniku), trwać (przy pomocy minimum wysiłku, czasem partia mości się na długo w opozycji, bo jest to wygodniejsze niż rządzenie) oraz reprodukować siebie i swoje hasła. Każda partia to drobnoustrój w obrębie ustroju państwowego. Partie mają nieprzeparte dążenie do stawania się państwem w państwie, do życia własnymi interesami. Własnymi interesami ale... na rachunek narodu.  

Najlepiej jest dla partii, jeśli ma... tylko jednego przeciwnika, wszystkich wrzuca do jednego worka. Może wtedy unifikować przekaz i grać na najniższych instynktach działających na zasadzie psa myśliwskiego. W psychologii społecznej nazywa się to "syndrom oblężonej twierdzy" i jest w zasadzie techniką psychomanipulacji. I oto tu właśnie jesteśmy w... adekwatnym kontekście. Psychomanipulacje i mentalność sekty to dwa punkty graniczne każdej partii, przez nie same jednak nie odbieranej jako zagrożenia lecz jako... owocna strategia partyjna i wyborcza. Przywódcy różnych partii rządzących mogący mieć cechy niepożądane z punktu widzenia państwa - mogą być zarazem przez masy partyjne uważani za wybitnych i skutecznych wyborczo oraz sondażowo wodzów. Jest to choroba. Powikłaniem tej choroby jest sytuacja gdy ludzie wolni, myśląca część elektoratu zaczyna reprodukować myśli członków partii. 

Warto spojrzeć na siebie i swój krąg oraz swoich idoli partyjnych z punktu widzenia analizy CZŁOWIEKA PARTYJNEGO. Proponuję spojrzenie z trzech punktów widzenia. 

I

KOLEKTYW

Największą stratą dla człowieka zbiorowego jest oderwanie od kolektywu. Osobiście, prawie nie cierpię z powodu utraty krewnych i przyjaciół, moskiewskiego mieszkania, wygodnej sytuacji w pracy. Lecz dzień i noc nie daje mi spokoju to, że straciłem mój kolektyw. Nie idzie o moje ostatnie laboratorium, czy przedostatni instytut, ale o jakikolwiek nasz (mój) kolektyw. Włączenie się prawie we wszystkich ważnych i drobnych aspektach bytu w życie kolektywu, to podstawa naszej psychologii. Dusza homososa leży w jego zdolności włączenia się w życie kolektywu. Nawet wywołująca nasz protest ideologiczna obróbka z tego punktu widzenia wygląda inaczej, a mianowicie — jako środek włączenia jednostki w życie kolektywne. Ideologia unifikuje indywidualną świadomość i jednoczy miliony maleńkich „ja" w jedno ogromne „my".

Nawet bunt przeciwko społeczeństwu radzieckiemu jest zjawiskiem mieszczącym się w ramach kolektywizmu. Jest zwykle buntem w kolektywie, a nie oderwaniem się odeń. Najpotężniejszym orężem walki z buntownikami w społeczeństwie jest wykluczenie ich z kolektywów. Wyrzuceni z normalnych kolektywów, okazują się niezdolni do stworzenia trwałych, zastępczych kolektywów i to nie tyle z powodu zakazów i represji ze strony władz, ile z powodu braku warunków dla zwykłego kolektywnego życia. W nielegalnym kolektywie nie dostaniesz pensji, nie zrobisz kariery, nie podniesiesz kwalifikacji, nie polepszysz warunków mieszkaniowych, jednym słowem nie otrzymasz tych pozytywów, jakie daje normalny radziecki kolektyw, za to otrzymasz w nadmiarze negatywy, które daje byle jaki kolektyw.

Sam brałem udział w opracowaniu metod walki z opozycjonistami, buntownikami, dysydentami, „krytykantami" i innymi zjawiskami tego rodzaju. Również moja myśl zawiera się w instrukcjach, zgodnie z którymi działają urzędnicy KC i KGB, a także kierownicy zdrowych radzieckich kolektywów. A w ogóle najlepsze mózgi tego społeczeństwa nie idą do opozycji, lecz do walki przeciwko niej.

Tutaj istnieją organizacje bardzo podobne do radzieckich kolektywów. Ale raczej do ich gorszych, a nie lepszych wariantów. Nie dają jednostce poczucia bezpieczeństwa i duchowego ciepła, jak to ma miejsce w kolektywach radzieckich. Interesy osobiste są tu silniejsze i ostrzejsze. Ludzie są bardziej chłodni i bezlitośni. Brzmi to komicznie, ale nie ma tutaj organizacji partyjnej — najwyższej formy wewnątrzkolektywnej demokracji. Chce mi się posiedzieć na partyjnym zebraniu! Na subotnik mi się chce! Gotów jestem nawet popracować w bazie warzywniczej i pojechać do kołchozu na żniwa!...


CZŁOWIEK PARTYJNY - HOMOSOS

Człowiek zbiorowy, Homosos — to homo sovieticus albo człowiek radziecki jako rodzaj istoty żywej, a nie jako obywatel ZSRR. Nie każdy obywatel ZSRR jest homososem. Nie każdy homosos jest obywatelem ZSRR. Sytuacje, w których ludzie postępują jak homososi, trafiają się w najróżniejszych epokach i w najróżniejszych krajach. Ale człowiek, który włada mniej lub bardziej pełnym zestawem cech homososa, który przejawia je systematycznie oraz przekazuje z pokolenia na pokolenie, stanowiąc w danym społeczeństwie masowe i typowe zjawisko, jest produktem historii. Jest to człowiek zrodzony przez warunki istnienia komunistycznego (socjalistycznego) społeczeństwa, będący nosicielem zasad istnienia tego społeczeństwa, samym swoim sposobem życia zachowujący stosunki wewnątrz-kolektywne tego społeczeństwa. Po raz pierwszy w historii człowiek przekształcił się w homososa w Moskwie oraz w sferze jej wpływów w Związku Radzieckim (Moskowii). Homosos jest wynikiem przystosowania się do określonych warunków społecznych. Dlatego nie można go zrozumieć poza jego środowiskiem naturalnym, tak samo, jak po ruchach ryby wyrzuconej na piasek lub rzuconej na patelnię, trudno sądzić cośkolwiek o niej jako istocie pływającej w wodzie. Trzeba wziąć pod uwagę charakterystyczne i typowe sytuacje normalnego sposobu życia masy homososów i postawić pytanie: jak w danej sytuacji postąpi normalny homosos? Z odpowiedzi na takie pytanie wyniknie opis homososa jako szczególnego rodzaju człowieka przynależnego do szczególnego rodzaju społeczeństwa. Weźmy, na przykład, współczesnych homososów żyjących w Moskowii. Podwyższono ceny żywności. Czy homosos będzie urządzać demonstracje protestacyjne? Oczywiście — nie. Homosos przyuczony do życia w stosunkowo kiepskich warunkach i gotów spotkać się z trudnościami, ciągle wyczekuje czegoś jeszcze gorszego, jest pokorny wobec zarządzeń władz. Jak zachowa się homosos, gdy trzeba będzie otwarcie (tzn. w swoim kolektywie, na zebraniu) wyrazić swój stosunek do dysydentów? Oczywiście poprze działania władz i potępi akcje dysydentów. Homosos usiłuje przeszkodzić tym, którzy naruszają przyjęte normy postępowania, podlizuje się władzom i solidaryzuje się z większością współobywateli akceptowanych przez władze. Jak reaguje na militaryzację kraju i na wzrost radzieckiej aktywności w świecie, wliczając w to tendencje interwencjonistyczne? Całą swą duszą popiera kierownictwo, włada bowiem standardową, indoktrynowaną świadomością, poczuciem odpowiedzialności za kraj jako całość, gotowością do ofiar i gotowością przeznaczania innych na ofiary. Oczywiście homosos jest również zdolny do niezadowolenia ze swej sytuacji, a nawet do krytyki panujących w kraju porządków oraz władz. Ale w odpowiednich formach, na swoim miejscu i w stopniu nie zagrażającym w sposób odczuwalny interesom organizmu społecznego. Również i to można poświadczyć wskazując charakterystyczne sytuacje i charakterystyczne sposoby postępowania homososów. Z całej serii takich charakterystycznych pytań i odpowiedzi wyniknie opis człowieka, przynależnego do socjalistycznego (komunistycznego) społeczeństwa i wygodnego z punktu widzenia jego jednolitości i jego interesów jako całości.

Przytoczone wyżej porównanie homososów do ryb jest jednostronne. Homosos w odróżnieniu od ryb sam jest nosicielem i stróżem swego społecznego środowiska naturalnego. Nie wynika to jednak z cech homososa jako indywiduum, lecz z jego cech jako przedstawiciela masy homososów zorganizowanych w jednolitą całość. Wspólnym wysiłkiem homososi wynajdują, podtrzymują i uznają za rozsądną pewną ilość najbardziej fundamentalnych zasad swego skupiska. Na bazie tych zasad wyrasta ich społeczne środowisko naturalne, do którego przystosowują się z pokolenia na pokolenie. Jako indywidua, przystosowują się zarówno do samych siebie, jak i do masy indywiduów tworzącej społeczne nadindywiduum. Środowisko społeczne homososa jest w takim samym stopniu niewyobrażalne bez homososa, jak i on bez niego.

Homosos nie jest zespołem samych tylko wad. Dysponuje również wieloma zaletami. A ściślej, dysponuje on cechami będącymi — zależnie od okoliczności i kryteriów wartościowania — już to zaletami, już to wadami. Jedna i ta sama cecha w pewnych warunkach przejawia się jako dobro, a w innych — jako zło. Dla jednych jest złem, dla innych — dobrem. Wśród masy homososów wykryć można wszystkie ogólnoludzkie charaktery, ale w specyficznie socjalistycznych (komunistycznych) formach i proporcjach. Odzwierciedlając w sobie cechy właściwe swojej społecznej całości, homosos jest jednocześnie li tylko funkcją cząstkową tej całości. Naróżniejsze funkcje komunistycznego kolektywu ucieleśniają się w poszczególnych jego członkach, którzy siłą rzeczy stają się nosicielami tych funkcji. Stąd biorą się rozmaite gatunki homososów wewnątrz jednej i tej samej rodziny „homososów".

W społeczeństwie homososów istnieją własne kryteria oceny cech i postępowania poszczególnych jego członków. Kryteria owe w większości wypadków zgodne są z analogicznymi kryteriami przyjętymi w społeczeństwach innego typu. Noszą one charakter sytuacyjny. Z tego punktu widzenia homosos jest tak giętki i plastyczny, że wydaje się zupełnie pozbawiony kręgosłupa. Włada stosunkowo dużą amplitudą wahań społeczno-psychologicznych stanów i ocen. Posiada jednak również zdolność osiągania pewnego średnio-normalnego stanu. Na przykład, homosos może uważnie wysłuchać waszej mowy demaskującej bolączki radzieckiego społeczeństwa i zgodzić się z wami w zupełności. Lecz proszę nie spieszyć się z wyciąganiem wniosku, że udało się wam go wyrwać spod działania propagandy i nawrócić na waszą wiarę. Może wam sam przytoczyć masę przykładów utrzymanych w duchu waszej przemowy, a nawet wypowiedzieć się o swoim społeczeństwie jeszcze ostrzej. Lecz od tego wcale nie przestanie być homososem. Istota jego się nie zmieni. Jedynie znikomy procent homososów daje się „złapać na haczyk" takiej propagandy. Ten procent można wyliczyć a priori: odchylenia takie są normą w każdej masie ludzkiej. Homosos może na przykład, szczerze zgodzić się na współpracę z wami. Lecz proszę nie śpieszyć się z gratulowaniem sobie sukcesu. On doniesie na was natychmiast i tak samo szczerze. Wyjątki bywają i tutaj. Ale są to właśnie wyjątki, których wielkość również wyliczyć można a priori. Dla społeczeństwa homososów ta wielkość ma praktycznie nikłe znaczenie. Odchylenia tego rodzaju zostają rychło odkryte przez kolektyw homososów oraz władze i w końcu ulegają likwidacji. Społeczeństwo oczyszcza się, zostawiając miejsce dla chwilowo ukrytych zjawisk takiego samego rodzaju.

Jeżeli spojrzeć na postępowanie homososa z punktu widzenia abstrakcyjnej moralności, to wydaje się on być istotą zupełnie amoralną. Zgadza się — homosos nie jest istotą moralną. Ale nie zgadza się, że jest istotą amoralną. Jest istotą przede wszystkim ideologiczną. A na tej zasadzie może być zależnie od okoliczności moralny albo amoralny. Homososi nie są złoczyńcami. Jest wśród nich wielu ludzi dobrych. Lecz dobry homosos to taki, który nie ma możliwości wyrządzania zła innym ludziom albo też specjalnie tego nie lubi. Lecz jeśli taką możliwość otrzyma lub zostanie zmuszony do wyrządzenia zła, postąpi gorzej od skończonego niegodziwca.

Jak na razie cechy homososa najwyższy stopień dojrzałości osiągnęły w ludziach radzieckich o stosunkowo wysokim poziomie kultury i wykształcenia, a także w środowisku najbardziej aktywnej społecznie części ludności, szczególnie zaś w sferze zarządzania, nauki, propagandy, kultury i szkolnictwa. Ta część wysoko-rozwiniętych homososów wywiera z kolei wpływ na pozostałą część ludności, a także na zewnątrz. Zarazki homosotii szybko rozpełzają się po całym świecie. Jest to najgłębsza choroba ludzkości, bowiem przenika do samych podstaw istoty ludzkiej. Jeżeli człowiek poczuł w sobie homososa i wchłonął jad homosotii, wyleczyć go z tej choroby jest jeszcze trudniej niż przywrócić do zdrowia zatwardziałego alkoholika lub narkomana.

Homosos nie oznacza degradacji. Przeciwnie, jest on najwyższym produktem cywilizacji. Jest nadczłowiekiem. Uniwersalnym. Jeżeli to konieczne, zdolny jest do wszelkiego świństwa. A jeżeli to możliwe, zdolny jest do każdej cnoty. Nie ma tajemnic, których by nie wyjaśnił. Nie ma problemów, których by nie rozwiązał. Jest naiwny i prosty. Jest pusty. Jest wszechwiedny i wszechobecny. Jest przepełniony mądrością. Jest cząsteczką wszechświata noszącego w sobie cały wszechświat. Jest gotów na wszystko i do wszystkiego. Jest nawet gotów na lepsze. Oczekuje na lepsze, choć w nie nie wierzy. Ma nadzieję na gorsze. Jest Niczym czyli Wszystkim. Jest Bogiem udającym Diabła. Jest Diabłem udającym Boga. Tkwi w każdym człowieku.

Człowieku! Przyjrzyj się sobie, a ujrzysz w sobie samym przynajmniej embrion owego ukoronowania stworzenia. Ty sam jesteś homososem.


[powyżej wykorzystałem 2 rozdziały z książki A.Zinowiewa "Homo sovieticus", w niektóryc miejscach zamieniając słowa "homo sovieticus" i "homosos" na "człowiek zbiorowy" i "człowiek partyjny". Autorskie "homosos" poza pochodzeniem od "homo sovieticus" ma ciekawe skojarzenie brzmieniowe z ludźmi "kiszącymi się we własnym SOSIE", zamkniętymi na nowe idee, hermetycznymi, broniącymi status quo i stanowiącymi przez to idealne łowisko dla partyjnych sitw] 


Wczoraj jak meteor przeleciał przez S24 b.ważny tekst. Był chyba na SG, ale szybko i dziwnie zniknął. Trzeba go przedrukować, żeby mieli do niego dostęp ci, którzy wczoraj nie trafili na S24:

II

Donald Tusk, goryl Koko, The Foreign Policy, internauci i policja myśli


Niespodzianka goni niespodziankę . W kraju wielka kampania walki z nienawiścią. Zza granicy natomiast nadeszła wiadomość, o jakiej tylko mogli marzyć oświeceni i szlachetni obrońcy nas wszystkich przed „mową nienawiści”.

Oto portal internetowy magazynu „Foreign Policy” opublikował listę 100 „najważniejszych intelektualistów, artystów, innowatorów i polityków. W grupie „biznes i polityka” znalazł się pan przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. W uzasadnieniu podano, iż za jego wielką zasługę uznano fakt, iż :”….konfrontował się ze swym narodem broniąc europejskich wartości integracyjnych przed rosnącym nacjonalizmem…”.

Wśród laureatów z lat dawniejszych znajdujemy takie osobowości jak pan Barack Obama, pani Merkel, pani Christine Lagarde. Zatem należy oczekiwać, iż czytelnicy gazowni oraz widzowie kultowej stacji telewizyjnej TVN (i kilku innych w tym podobie) , kiedy przyjdzie do wyboru przywódcy narodu , nie będą mieli wątpliwości, czy wybrać czarnosecińskich nacjonalistów, czy polityka rangi światowej, odważnie konfrontującego się z każdym. No może niekoniecznie. Konfrontującego się z „narodem”.

Wszystko byłoby piękne w tej historii XXI wieku, gdyby nie mała wątpliwość. Oto na długiej liście „globalnych myślicieli” z lat dawniejszych, wśród prawdziwych gigantów intelektu odnajdujemy ni mniej ni więcej osobnika o imieniu i nazwisku „Koko The Gorilla” . Zamieszczony obok „fiszki personalnej” portrecik nie pozostawia żadnych wątpliwości: to goryl Koko, który podobno zasłynął z tego, że zdołał opanować do swojej śmierci w roku 2018 aż 2000 słów. I w czasie swojego długiego życia wypowiadał się w wielu sprawach ale najważniejsze były dwie.

Pierwsza to określenie się w kwestii konieczności zwalczania globalnego ocieplenia. Druga wypowiedź miała charakter teologiczny: na pytanie zadane w roku 1981 r. „Gdzie idą goryle, kiedy umrą” Koko miał westchnąć i powiedzieć :”….Comfortable hole bye…”. Gdyby ktoś nie wierzył, to załączamy poniżej linka. Warto może dodać, że pan Goryl Koko został przez szanowne grono „nad-myślicieli” uznany w roku 2015 za „symbol komunikacji międzygatunkowej”. I nie był to Prima Aprilis.

https://foreignpolicy.com/2019-global-thinkers/

W tych okolicznościach powstrzymać się trzeba od wszelkich komentarzy i wniosków, zwłaszcza jeśli się nie ma spakowanej szczoteczki do zębów i innych drobiazgów potrzebnych w areszcie. Za „mowę nienawiści”.

 Internet grzeje się od dyskusji o „mowie nienawiści”. Dołączają kolejni „eksperci”: Krystyna Janda, Tomasz Lis z Czuchnowskim stają do szeregu z Aleksandrem Hallem i o. Ludwikiem Wiśniewskim.

Ale na początku byli: Leszek Balcerowicz z Jarosławem Kuźniarem w Onet Rano w dniu 14 stycznia 2019 r.

Jeszcze żył śp. Paweł Adamowicz – ofiara nożownika z zaburzeniami psychicznymi a tu słynny ekspert od marksizmu leninizmu czyli najsłynniejszej „mowy miłości” w XIX i XX w. ( co zrobić z burżujami?) z czasów Gierka i Jaruzelskiego czyli pan profesor Balcerowicz pochyla się z troską wraz z redaktorem Jarosławem Kuźniarem , byłą gwiazdą TVN24, nad stanem „rozmaitego typu mediów” „na okoliczność mowy nienawiści”. A żeby tylko nad stanem mediów.

Obaj panowie zaczęli wyrażać troskę o „stan określonego typu ludzi” ,

Balcerowicz od 1:59 min: (urywki)„…Trzeba bardzo śledzić co się dzieje w rozmaitego typu mediach (…) ale myślę, że jest jasne , gdzie są główne ośrodki emisji nienawiści, kłamstwa, nikczemności i nienawiści. I trzeba patrzeć co tam się dzieje(…)

4:30 „…Można założyć, że jak będziemy bezczynni i nie będzie się tego, w cudzysłowie, nagłaśniać i piętnować to tego typu ludzie, którzy mają takie najrozmaitsze wewnętrzne psychiczne napędy będą się rozzuchwalali , więc trzeba na to reagować przez piętnowanie i w cudzysłowie nagłaśnianie(…) Oni nie powinni być anonimowi. No i wreszcie trzeba pytać ludzi odpowiedzialnych za to , że w ich szeregach znajdują się tego typu ludzie. Co oni na to. Oni są moralnie odpowiedzialni za to, że w ich szeregach znajdują się tego typu ludzie…”

5:42 „…Głosiciele skrajnej nienawiści powinni być piętnowani…”

6:50 : w sprawie polityki wobec „uchodźców”: ”…Od początku to była nikczemność. I to nikczemność, która była prezentowana jako linia rządzącej partii, że oto każdy uchodźca to jest terrorysta. Albo przynosi zarazki. Co pachniało hitlerowską propagandą, więc jeden z wniosków jest taki , żebyśmy z większym wstrętem patrzyli na tego typu nienawistne, kłamliwe , nikczemne komunikaty…”.

A kiedy wywiad miał się ku końcowi, redaktor Jarosław Kuźniar zdołał przywołać jakieś dialogi na Twitterze blogera Matki Kurki i posłanki Krystyny Pawłowicz na temat WOŚP i Owsiaka. Że oto mamy przykład takich oto „głosicieli”.

 W oczekiwaniu na wyjaśnienie, czy Orwell już zaczął rządzić w polskim Internecie i znalazły praktyczne zastosowanie takie terminy jak: „myślozbrodnia” i „policja myśli”, wysłuchałam starego dowcipu opowiedzianego przez samego Prezydenta USA śp. Ronalda Reagana, który potrafił w czasie konferencji prasowej odnieść się do zagadnienia wolności słowa w niezwykle przystępny sposób.

Dowcip opublikowany na kanale „Historia w 5 minut” w dniu 19 stycznia br. jest o trzech psach: amerykańskim , polskim i rosyjskim. Wesoły Ronald opowiada, że te psy się odwiedzają i że pies amerykański opowiada psu polskiemu i rosyjskiemu, jak się mają psy w USA. I mówi on tak: "wiesz, musisz trochę poszczekać, żeby dostać kawałek mięsa.”. Na to polski pies: „a co to jest mięso?” A rosyjski pies: „a co to znaczy – szczekać?” Wielki śmiech na sali. Były to lata 80-te i mieliśmy system kartkowy.

Śp. Ronald Reagan nie dożył czasów, kiedy i w USA większość psów już pyta „a co to znaczy szczekać”.

„Szczekanie” czyli swobodna wymiana myśli w przestrzeni publicznej: w mediach, w miejscach pracy, na uniwersytetach – zlikwidowana została wraz ze zwycięstwem lewicy w mediach i wdrożeniem zasad „politycznej poprawności”.

To było jakieś 20-30 lat temu. Co to oznaczało dla życia społecznego i jakie owoce wydało, można przeczytać w książce pani Tammy Bruce pt. The New Thought Police. Inside the Left’s Assault on Free Speech and Free Minds” ( Nowa Policja Myśli. Wewnątrz lewicowego ataku na wolne słowo i wolność myślenia), wydanej jeszcze w roku 2001. Czyli 18 lat temu.

Pani Tammy Bruce jest bardzo wiarygodnym świadkiem tego, co się wydarzyło w USA w czasie „walki z mową nienawiści, mową wykluczającą, mową stygmatyzującą”.

W latach 1990-1996 była szefową kalifornijskiego oddziału największej amerykańskiej organizacji feministycznej , lewicowej „National Organization for Women” ( Narodowa Organizacja Kobiet) i nawet 2 lata w zarządzie krajowym tej organizacji. W dodatku jest lesbijką. Z pewnością nie można pomylić Tammy Bruce z katolickim moherem. Ale niewiele jej to pomogło.

 Padła ofiarą przekonania, że organizacja, w której zaszła na same szczyty – naprawdę troszczy się o dobro WSZYSTKICH KOBIET i we wszystkich ich sprawach. Okazało się, że nie. A wątpliwości Tammy Bruce, która była na swój sposób idealistką i kocha Amerykę oraz jest z niej dumna – skazały ją na wykluczenie z organizacji.

Organizacja została założona w 1966 r. przez charyzmatyczną działaczkę Betty Friedan, autorkę kultowej w kręgach feministycznych książki „The Feminine Mystique” z 1963 r. Przez całe lata pani Friedan, urodzona w 1921 r. jako Bettye Naomi Goldstein przedstawiała się jako osoba z klasy średniej, niezaangażowana w „kwestię kobiecą” aż do lat 60-tych i walki o „prawa kobiet do wolnej aborcji”.

No ale w 2000 r. wydawnictwo University of Massachusetts Press zaprezentowało książkę pana Daniela Horovitza pt. „Betty Friedan and The Making of „The Feminine Mystique”: The American Left, the Cold War, and Modern Feminism ( Culture, Cold War and Feminisme)” ( Betty Friedan I kulisy “Feminine Mystique” : Lewica Amerykańska, Zimna Wojna i Nowoczesny Feminizm), w której został opisany dotychczas nieznany okres z jej życia czyli lata 40-te I 50-te.

Okazało się, że założycielka “drugiej fali feminizmu” w latach 40-tych i 50-tych XX w. była zwyczajną stalinowską marksistką, powiązaną z amerykańskimi komunistami. Włącznie z jakimś komunistycznym fizykiem, pracującym w Berkeley nad projektem bomby atomowej.

Tego Tammy Bruce amerykańska „zwyczajna” feministka nie mogła wiedzieć w latach 90-tych XX w

Ale z czasem rozjaśniło się jej , kiedy zaczęła się interesować przeszłością swoich wielce szanownych starszych koleżanek i okazało się, że praktycznie wszystkie wywodziły się z kręgów „wściekłej lewicy uniwersyteckiej” a niektóre miały w młodości powiązania z partią komunistyczną.

Dzisiaj niektórzy z tego środowiska noszą ksywę „neo-koni”. No ale.

Tammy Bruce opisała w swojej książce kulisy „zarządzania feminizmem” w owej „amerykańskiej Lidze Kobiet” , podając pikantne szczegóły, ale też przywołała termin „groupthink” (myślenie grupowe, myślenie stadne), wywodzący się z książki Orwella „1984”.

Termin „groupthink” oznacza zjawisko psychologiczne, polegające na tym, że grupa osób z powodu konformizmu czy strachu ( ZSRR lata 30-te) dąży do unifikacji myślenia i wnioskowania nawet kosztem nieracjonalnych i złych decyzji. Osoby z takiej grupy unikają szczerej debaty na rzecz konformizmu i chcą wierzyć, że jeśli wszyscy zgadzają się z czymś, to musi to być – prawda. Albo „ słuszna sprawa”.

Grupa taka dla uzyskania pewności swoich wyborów jest zdolna uruchomić „procedurę wykluczenia” wobec osób, które się nie zgadzają z większością .

Ale przede wszystkim agresja skierowana jest przeciwko tym spoza grupy : przeciwko tzw. „out-groups”.

Co w historii światowego komunizmu widzimy jako – procesy moskiewskie lat 30-tych XX w. ( procedura wykluczenia i bezpośredniego nacisku) a przede wszystkim jako eksterminację „klas niesłusznych” jak : burżuazja, ziemiaństwo czy bogaci chłopi (kułacy)

My, zwykli „prawicowi” internauci jesteśmy w tym sensie „out –group” – ci spoza grupy. A profesor Balcerowicz i Krystyna Janda oraz pan Owsiak – są „grupą”, którą łączy "myślenie stadne”, myślenie „grupy”. Grupy „pieszczochów epoki komunizmu” i „beneficjentów przemian III RP’.

Kto się nie załapał do „furmanki postępu” niech spada, a jak mruczy coś pod nosem, to się go „zdyscyplinuje’. Albo i „skasuje”. Słynna „ciężarówka ze żwirem” – kultowy pojazd III RP – czeka z zapuszczonym silnikiem.

Naukowo da się „dynamikę grupy” opisać i robi to Tammy Bruce w II rozdziale swojej książki „Nowa Policja Myśli” na stronie 49. Przywołuje ona pracę prof. Janisa z 1972 r. pt. „Victims of Groupthink: A Psychological Study of Foreign Policy Decisions and Fiascoes” ( Ofiary grupowego myślenia: Studium Psychologiczne Decyzji w Polityce Zewnętrznej i Fiaska”.

Jest 8 symptomów „myślenia grupowego”, które charakteryzują działania takiej grupy – skierowane przeciwko „tym spoza grupy”.

1. Iluzja niezniszczalności ( niepodatności na atak, iluzja bezkarności),

2. Wiara w immanentną moralność swojej grupy,

3. Zbiorowa racjonalizacja,

4. Stereotypy na temat „tych spoza grupy” ,(kibole, naziole, mohery)

5. Autocenzura,

6. Iluzja jednomyślności,

7. Bezpośrednia presja na „dysydentów” z grupy,

8. Samozwańczy kontrolerzy umysłów (wewnątrz grupy). ( czyżby prof. Balcerowicz?)

Wszystko to już było: w partiach komunistycznych przynajmniej do roku 1956, a w niektórych do dzisiaj (Korea Płn), w ruchach typu „Front Ludowy” w okresie wojny domowej w Hiszpanii a po roku 1968 we wszystkich organizacjach typu lewicowego. W III RP wystarczy popatrzeć i posłuchać: feministki, pali kociarnia, partia „Razem”, Unia Wolności.

Jak grzecznie pisze profesor Janis i pani Tammy Bruce, „to prowadzi do błędnych decyzji”. My mamy świadectwa naszych przodków, którym udało się przeżyć działania owych „grup myślących jednakowo”: ZMP, PPR, PZPR, NKWD, Informacja Wojskowa, ORMO i „uniwersytety” komunistyczne.

Wtedy te „błędne decyzje” to były – wyroki śmierci albo i mordowanie „wrogów ustroju” zupełnie bez wyroku. Potem można było ‘zrehabilitować”. Ile Ofiar Stalinizmu zostało „zrehabilitowanych” a ile jeszcze leży na Łączce.

W tym miejscu wypada przypomnieć Aleksandra Halla, który wykorzystał katolicki pogrzeb do wyrażenia swojego „gorącego protestu” przeciwko „mowie nienawiści”.

Pan Aleksander Hall, który chce nas stawiać do moralnego pionu i wmawia nam „mowę nienawiści” aby zamknąć usta wszystkim, którzy mają wątpliwości co do „ruchu Santo subito” po finale WOŚP miał mentora (czym się szczyci) w osobie samego Henryka Krzeczkowskiego, urodzonego jako

Herman Gerner a znanego światu a to jako Henryk Meysztowicz, a to jako Henryk Krzeczkowski.

Otóż ten Herman Gerner ze Stanisławowa zdał maturę w 1939 r. a po wejściu Armii Czerwonej „zniknął dokładnie” aby pojawić się w mundurze NKWD na zdjęciu z roku 1942 a następnie w mundurze oficera Armii Berlinga w Rembertowie, gdzie znajdował się obóz filtracyjny dla Żołnierzy AK, z których wielu zmarło tam z głodu a wielu zostało wywiezionych na białe niedźwiedzie lub zamordowanych na miejscu. Niektórzy, jak generał Fieldorf „Nil” zostali stamtąd przeniesieni do kazamatów MBP.

No a tuż po wojnie jako „Henryk Meysztowicz” został ów Herman ze Stanisławowa wysłany w eleganckim garniaku i jedwabnym szaliczku – jako agent wywiadu II Oddziału Sztabu Generalnego WP – do Włoszech, aby infiltrować środowisko Żołnierzy Armii Andersa.

Ale coś mu nie wyszło i niedoszły „James Bond” został rzucony na „odcinek tłumaczeń w literaturze” i „kształtowania umysłów młodych mężczyzn” zainteresowanych w samym środku „epoki Gomułki i Gierka” – „konserwatyzmem”.

No i pan Hall jest takim „produktem intelektualnym” owego „Hermana w wielu mundurach”. Pan Hall nie umiał rozpoznać agenta NKWD (nie ma „byłych agentów NKWD”) w pijaku bez etatu a na stare lata chce się wykazać „czujnością” wykazując jak najbardziej symptomy „myślenia grupowego” wg starego dobrego Orwella.

Jakby nie patrzeć, głównym „czarnym ludem” obecnej nagonki jest internet i internauci, których ktoś zamierza zniechęcić do wyrażania opinii. To znaczy do wyrażania opinii niezgodnych „z obowiązującą linią obozu oświeconych elit”.

Trzeba znowu odkurzyć starego dobrego Ezopa i jego bajki i nauczyć się posługiwać różnymi „metaforami” albo nawet :peryfrazą, parabolą, żeby nie wspomnieć o czymś takim jak „synekdocha”.

Dzisiaj internauci spełniają wszystkie kryteria , jakie w latach 20-tych i 30-tych XX w. w ZSRR spełniali – kułacy. Podobnie jak „kułacy” mają mocno podejrzane intencje, wielu jest „agentami Kremla” albo innymi „agentami”. A generalnie nienawidzą tej wspaniałej rzeczywistości, jaką mamy wokół siebie i usiłują zohydzić wspaniały świat i wspaniałych ludzi, którzy ten świat stworzyli.

Kułacy nienawidzili komunizmu i „nie chcieli się dzielić” żarciem, zbożem na siew, pierzynami, kożuchami. W dodatku uporczywie przypominali : „to moje”: moja ziemia, moja praca, moje ziarno na siew.

Ale ówczesne „groupthink” było w stanie świadomości, że „stoją na drodze postępu do zwycięstwa w światowej rewolucji” i kiedy wykazywali oznaki uporu, trzeba było „ich wyeliminować”. Po latach nazwali to „okres błędów i wypaczeń”. Klasyczna sytuacja, gdy grupa się myli, ale za ten błąd mają zapłacić inni. I nikt nie wystawi faktury za ten błąd. Przynajmniej na tym świecie.

Dzisiaj wnukowie i prawnukowie wyznawców koncepcji, że „wszyscy ludzie są równi ale my z KPZR jesteśmy równiejsi” - tym samym nieznośnym tonem usiłują zastraszyć każdego, kto może być „konkurencyjnym przewodnikiem stada”.

„Policja myśli” istniejąca od 1939 r. w różnych formach, lekko przycichła w latach 90-tych w ogólnym zamieszaniu. Ale „ciągłość” została zachowana i potomkowie stalinowców czyli stalinięta znowu zagrzewają do działania: do donoszenia, prowokowania, skarżenia i szkalowania. Prym wiodą od lat zagraniczne i tutejsze media, ale administracja państwowa i sądy też nie tkwią w bezczynności.

Ponieważ nagonka prasowa i telewizyjna znudziła się i opatrzyła, aktywiści ruchów „nowego wspaniałego świata bez nacjonalistów i klerykałów” zaczynają „podchodzić pod drzwi”

 kościołów i klasztorów i wdarli się do Internetu.

A to zawiesza się jakieś „buciki”, a to obleje pomnik, a to zgromadzi się kilkanaścioro agresywnych antyklerykałów ze „starych ormowskich rodów” pod siedzibą „Tadeusza Rydzyka” w Toruniu. Z odpowiednimi transparentami oczywiście. No i na ustach wszystkich „zatroskanych” jest ten cały „internet” coraz bardziej demoniczny.

Na razie na czele peletonu czy też pogoni znajduje się o. Ludwik Wiśniewski z tekstem: „…nie będziemy dłużej obojętni na panoszącą się truciznę nienawiści na ulicach, w mediach, w internecie, w szkołach, w parlamencie, a także w Kościele…". W Internecie? W parlamencie? I kto to jest „my”.

 I zapowiada, że :’…człowiek posługujący się językiem nienawiści, człowiek budujący swoją karierę na kłamstwie, nie może pełnić wysokich funkcji w naszym kraju i będziemy odtąd tego przestrzegać …”. Jasna sprawa. Tylko trzeba to wpisać do Konstytucji, paru kodeksów i kilkuset ustaw.

Policja myśli przyjmuje różne formy i czasem obsadza się na drugim etacie: sędziego. Stary antyklerykał Mikołejko już wie, „kto trzymał nóż” i u Lisa oznajmia, że to „partia rządząca”. Nurowska w przerwach w dźganiu laleczki woo doo rekomenduje powołanie komisji śledczej do wyjaśnienia śmierci Pawła Adamowicza. Bo nie wiadomo, kto jest „prawdziwym sprawcą”.

A w zaciszach „centrów decyzyjnych” marzyciele już planują następne kroki, żeby z jednej strony przekształcić polski Kościół Katolicki w coś na kształt sowieckiej „żywej cerkwi” a z drugiej „ostatecznie rozwiązać problem narodowców”.

A oba te długofalowe cele można będzie zrealizować szybciej i łatwiej, jeśli „zamilknie ten cały Internet”. Albo będzie śpiewał tylko na jedną nutę. Którą oni już grają.

Skoro więc internauci ze swoimi informacjami i opiniami stoją na drodze postępu, to znaleźli się w sytuacji owych „kułaków”, którzy nienawistnie trzymali zboże na wiosenny siew w jakichś dziurach pod podłogą.

Bo jak powiedział Józef Stalin ( cytat stronie 173 książki Tammy Bruce):’…Idee są potężniejsze/skuteczniejsze niż karabiny. Nie pozwalamy aby nasi wrogowie posiadali karabiny, dlaczego mielibyśmy pozwalać im na posiadanie idei?...”.

A odpowiada mu późny anty-stalinista George Orwell : „… Partia nie interesuje się jawnym działaniem: to myśl jest wszystkim, na czym nam zależy…”.

Ta myśl znalazła się na stronie 35 „Nowej Policji Myśli” . Znękana aktywistka feminizmu, która uwierzyła, że z tym feminizmem to naprawdę, opisuje historie zniszczonych karier, historie fałszywych oskarżeń i historie zamierzonych prowokacji. Komunikacja między ludźmi w USA zamiera. Relacje międzyludzkie się rwą.

Nawet dyskusje robocze w firmach nie koncentrują się na istocie problemu ale na tym, aby uniknąć niezręcznej wypowiedzi i nie wylecieć za to z pracy.

 Książkę Tammy Bruce dostałam ładnych parę lat temu w prezencie od pewnego Amerykanina, który doznał szoku poznawczego, kiedy w polskiej firmie kierownictwo zaczęło sobie przy deserze po rozmowach biznesowych i obiedzie opowiadać dowcipy o blondynkach. I to takie bardzo lekkie z uwagi na obecność pań.

Przemiły ten człowiek prawie szeptem zwierzył się, że u nich w firmie kiedy w pokoju jest kobieta, to drzwi pozostają otwarte.

Wtedy traktowaliśmy to lekko, wyśmiewając amerykańskie dziwactwa. A teraz to nam będą formatować mózgi. I pierwsi internauci poszli oglądać niebo w kratkę. Za „mowę nienawiści”.

Autor: PINK PANTHER 


https://www.youtube.com/watch?v=9A9ZxIrc9CE

https://www.youtube.com/watch?v=D_tlHMmcnoQ&t=425s

https://en.wikipedia.org/wiki/Tammy_Bruce

https://en.wikipedia.org/wiki/Irving_Janis

https://en.wikipedia.org/wiki/Groupthink

https://en.wikipedia.org/wiki/Betty_Friedan

https://pl.wikipedia.org/wiki/Racjonalizacja

http://www.writing.upenn.edu/~afilreis/50s/friedan-per-horowitz.html

https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%96%D0%B8%D0%B2%D0%B0%D1%8F_%D1%86%D0%B5%D1%80%D0%BA%D0%BE%D0%B2%D1%8C

Opublikowano: 24.01.2019 22:58. Ostatnia aktualizacja: 24.01.2019 23:39.

https://www.salon24.pl/u/bobry7/928890,donald-tusk-goryl-koko-the-foreign-policy-internauci-i-policja-mysli

III

Czubki na gwieździe Dawida, czyli powiększajcie co się da - wzywają porządni obywatele

 

Dedykowane "prawicowym" mediom, "prawicowemu" rządowi i "porządnym" obywatelom


Stałem na zasypanym śniegiem przystanku. Myślałem o pięknie naszego kraju ogarniętego zmianami, o ludziach tak posłusznych wezwaniom rządu, odpowiedzialnych, że w tym posłuszeństwie jak bogowie greccy promienieli (a może rzymscy, zresztą wiecie przecież o co chodzi...). Wiedziałem, że gdy odezwie się zew walki z tymi, którzy opóźniają nasz wspólny marsz – to wtedy pójdą nas tłumy. Najpierw głosować, potem wyrażać poparcie. A na koniec, nie daj Boże, może i czegoś więcej zachce nasza partia. Nie będziemy mogli odmówić. Rozmyślania przerwały mi odgłosy ze skweru. Średniej wielkości tłum z wieloma transparentami, mimo śliskich dróg i pewnego chłodu co jakiś czas zgodnym chórem coś namiętnie, nie, źle powiedziałem, nie namiętnie, lecz patriotycznie i rozważnie – wykrzykiwał. Miałem zawiązaną czapkę z uszami, uszatkę, nie słyszałem więc. Zobaczyłem tylko duży napis: Piela z kraju niech wy... piela! Tylko Dawid i jego orzeł – nam, w dobrych zmianach szczerze pomoże! Leć, Dawida gwiazdko, leć i prowadź nas - w wymarzony wspólnej historii czas!

Wzruszyłem się, bom człowiek żywy, religijny – nie to, żebym się chwalił. Nie, wiem, że tak jest, żona mi kiedyś to w moje urodziny powiedziała. Już nigdy nie powtórzyła, ale ja zapamiętałem. Żona wszystkiego nie wie, choć mądra kobieta. Nie wie, że więcej od niej kocham naszą organizację, nasz kraj. Gdy widzę takie pochody, słyszę towarzyszy śpiewających, wachlujących flagą z prawa na lewo, śpiewających choć niektórzy ni za kopiejkę głosu nie mają, ale walczą, nie poddają się. I ja ich kocham za ten heroizm. Wiec partyjny to dla mnie jak sakrament, chrzest z małżeństwem. Taki już jestem. Jak to mówią – swój człowiek. Cieszę się, że obywatele idą w pochodzie. Ale wiem, że walka będzie długa. Tyle odchyleń dokoła. A to narodniki, a to rolniki, czy inne paskudniki. Intelektuały nosa zadzierające. Nie można tak by razem, ponad podziałami? Wprost do nieba! Ech, rozmarzyłem się. Nie, odpowiadają. Nie można, mówią twardo, uparcie. Jakiś diabeł im nie daje, stają w poprzek Odchylają nas. Ale do czasu. Nie zatrzymają rosnącej jedności. Jedność jest jak kula śnieżna, jak matka, jak ocean. Co ja mówię „ocean”, glob!

Wiele prowokacji jednak nas czeka, czai się za każdym progiem. Na przykład prognozy pogody. Zgroza człowieka bierze jak nasza władza igra bezpieczeństwem naszego kraju i jego sojuszy. Co jakiś czas, tej zimy na szczęście dość rzadko, sypią się na ekranie podczas prognoz płatki śniegu. Płatki jak płatki, zwykła zimą rzecz, porządnemu obywatelowi nic do tego, że się sypią. Pewnie całe to ich sypanie nie jest ot takie sobie, przypadkowe, nieplanowe, niecelowe. Co to, to nie. Obywatel uczciwy wie, że wszystko co się zdarza, dzieje się po coś i że ktoś to zarządził. Ktoś z góry. Im uczciwszy obywatel, tym mniej docieka, kto konkretnie zarządził. Jest, więc ma być. I dobrze, że jest – ot i cała myśl prawego obywatela. Więcej nie trzeba, więcej by było niegrzecznie i nie daj Boże, wścibsko. A wścibskość, jak niektórzy mówią, może budzić pokusę wywrotowości. A po co nam wywrotowość, ja się pytam? Od wywrotowości każde państwo się może wywrócić. A tego nam najmniej trzeba odkąd stanęliśmy na nogi. Rozgadałem się trochę. Moja obywatelska wina.

Wracam wiec do tych czających się za rogiem, progiem i stogiem – prowokacji, czyli do tych płatków śniegu, co to lecą i nie nam, zwykłym, szarym obywatelom wścibiać nosa czemu lecą. Jednak jedno powinno nam nie dawać spać – ich kształt, ich forma. Jak powiedzieli już nasi przywódcy, dowódcy dobrej zmiany – nie sama ewolucja i zmiana jest najważniejsza, ważna jest też jej forma. Zwykły obywatel w swym skromnym, że tak powiem bytowaniu ziemskim nie ma zbyt wielu okazji, by zajmować się jakąś jedną formą, czy drugą – i nawet nie tęskni za tym. To dla niego zbytek. Taki obywatel chodzi do pracy, odbiera 1/3 tego, co wypracował, dziękuje za mądrość tym, co zabierają mu 2/3 i wiedzą, co z tymi 2/3 zrobić i zgłasza się po 500+. Wszystko co ponad – ode złego jest. Jakieś tam formy, istoty, substancje to zbytki wyzyskiwaczy i próżniaków. Ale tu musimy zrobić wyjątek i – dla dobra i bezpieczeństwa ojczyzny – zainteresować się formą płatków śnieżnych. Tak, tak, nie przesłyszeli się państwo.

Gdy ja tak włączam TV na te prognozy, niektóre nagrywam sobie i patrzę jak te płatki lecą, sypią się – tyle razy dziennie, to ciarki mnie przechodzą, lewa ręka mi drży, pot występuje na czoło. Gdybym był takim zwykłym marginesem społecznym, warchołem – może bym się czarcim uśmiechem uśmiechał, bo tacy, to cieszą się z tragedii. Ale ja prawie płaczę, tak, to nie przesada. Płakać gotów żem, bo te płatki... przypominają, ach jak przypominają – sześciokątną gwiazdę Dawida, święty, błogosławiony, od przodków odziedziczony symbol naszych najwierniejeszych, najoddańszych, najukochańszych przyjaciół. I one – o zgrozo! O hańbo nieroztropności! – lecą na dół, a każdy myślący obywatel bardzo słusznie lecenie na dół skojarzy z... upadkiem. Można by telewizor ustawić do góry nogami, by ograniczyć tę profanację. Wniebowstępowałyby wtedy. Na początku tak robiłem i dzięki temu mogłem zasnąć z oczyma suchymi, dzięki temu nie wypłakałem oczu. Ale teraz już postawiłem telewizor normalnie. Takie stawianie go na głowie, byłoby stawianiem na głowie prawdy i odpowiedzialności za kraj. Ja nie z tych, co do tego się rwą. Nie zamykam oczu, nie poddaję się. Tak, drodzy państwo, drodzy bracia Karnowscy i ty, Jacku Łęski herbu Kurski – to upadek, który może być policzony na wasze konto. Was ukarzą, zawieszą, podwieszą, wam utną, podetną lub natną. I będziecie zdziwieni. Dlatego działajcie, wypatrujcie, powiększajcie. W lunety, mikroskopy, lornety i lupy inwestujcie. Powiększaj każdym instrumentem, powiększaj dzień i noc. Powiększaj, aby tobie nie powiększono.

Oj, znowu poniosło mnie i odszedłem od wątku, słowo daję, że to z emocji względem ojczyzny, nie zaś obstrukcyjnie. Więc płatki śniegu, animowane, lecz jak żywe, przypominające, ach, jak przypominające, aż serce się kraje, tak przypominające – lecą z nieba, na dół, w błoto, bo na minusie mamy niestety mało dni tej zimy, i one, te święte symbole rozpuszczają się jak dym na niebie, znikają. A lecą z nieba mającego kolor – o zgrozo, łzy mi ciekną rzewne, rzęsiste i czyste – mającego kolor niebieski. Tak, to nie pomyłka. Teraz, drodzy państwo pohamujcie na chwilę rozpacz i płacz i spróbujcie połączyć w całość te rzeczy, które brane osobno, brane bezmyślnie wydają się być całkiem niewinne. Połączcie, płatki, gwiazdy Dawida, niebieskie niebo i lot w dół, w błoto, pod obklejone nie rzadko łajnem buty. Nie żebym coś na władzę, że niby nie dba o drogi gminne, nigdy w życiu. Po prostu czasem koń, bestia można powiedzieć, albo i gorzej, świnia nawet, wchodzi na piękny chodnik, i no... no wiedzą państwo co robi. I żeby te płatki Dawida tak w dół, tak pod te buty obklejone tym, no, tym bezwstydem z niebieskiego nieba, deptane, oplwane... Wybaczcie, muszę zrobić przerwę, serce mi wysiada, wyrywa się, ciśnie...

Już jestem, musiałem wyjść na świeże powietrze. Dla mnie ojczyzna jest najważniejsza. Kiedyś nawet napisałem wiersz, jeden jedyny wiersz w życiu pod tytułem: ojczyzna jest najważniejsza. Na jakie niebezpieczeństwo wystawiamy ojczyznę, gdy przywykamy do takich prognoz pogody podważających sojusze. Jaki to może być skandal! Nie zawaham się nawet użyć słowa „światowy”, a może – Boże pomiłuj i chroń braci Karnowskich i Jacka Łęskiego – a może nawet wszechświatowy. Przecież ta figura z sześcioma czubkami jest na fladze, jest na budynku ich guberni, nie wiem, czy tam, w tak ciepłych krajach mają gubernie, ale ta gwiazdka jest na papierowych pieniądzach, którymi opłacają swoje ciężkie życie w tym piaszczystym kraju – a my im co?? A my im sypiemy w dół jak do hadesu, na niebieskim tle nieba ich gwiazdki Dawida. I Kurski nic, i Olechowski nic, Matczak, Holland – wszyscy nic.

Ale do czasu. Obywatele, patrioci dobrozmianowi, to szansa którą nam dano, by ojczyznę ocalić od hańby, wstydu i być może od zbrojnego najazdu naszych najwierniejszych przyjaciół, których poniżyliśmy, którym dopiekliśmy do żywego. Zbierzmy się, niech nas zjednoczy pod lupą powiększanie myśli naszych sąsiadów zza ściany, powiększajmy, tropmy i kontrolujmy wszystkie gwiazdki, które się pojawiają na ekranie, na kartkach, znaczkach, plakatach i w myślach. I liczmy ile mają czubków te gwiazdki. Czy sześć, czy pięć. Liczmy czubki, liczmy czubki, liczmy wszystkich czubków i patrzymy czy lecą w dół, czy spadają. Czubki, niebo, w dół. Czubki. Tysiące czubków. Tysiące czubków leci równo. W dół. I topnieje. I znika. Jakby nigdy ich nie było. Czubków. Tych. Tysięcy.


Autor: WAWEL 


==================================================


wawel
O mnie wawel

OD NIEDAWNA PISZĘ TEŻ NA DRUGIM BLOGU JAKO    W A W E L  2 4 https://www.salon24.pl/u/wawel24/ Uszanować chciałbym Niebo, Ziemi czołem się pokłonić, ale człowiek jam niewdzięczny, że niedoskonały... =================================================== Nagroda Roczna „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki ♛2012 - (kategoria: poetycki eksperyment roku 2012) ♛2013 - (kategoria: poezja, esej, tłumaczenie) za rozpętanie dyskusji wokół poezji Emily Dickinson i wkład do teorii tłumaczeń ED na język polski ========================== ❀ TEMATYCZNA LISTA NOTEK ❀ F I L O Z O F I A ✹ AGONIA LOGOSU H I S T O R I A 1.Ludobójstwo. Odsłona pierwsza. Precedens i wzór. 2. Hołodomor. Ludobójstwo. Odsłona druga. Nowe metody. 3.10.04.2011 WARSZAWA, KRAKÓW –- PAMIĘĆ I OBURZENIE======= ================ P O E Z J A 1. SZYMBORSKA czyli BIESIADNY SEN MOTYLA 2. Dziękomium strof Strofa (titulogram) 3.Limeryk 4.TRZEJ MĘDRCOWIE a koń każdego w innym kolorze... 5.CO SIĘ DZIEJE H U M O R -S A T Y R A -G R O T E S K A -K A B A R E T 1.KSIĘGA POWIEDZEŃ III RP czyli ZABIĆ ŚMIECHEM 2.KABARET TIMUR PRZEDSTAWIA czyli Witam telefrajerów... 3.III RP czyli Zmierzch Różowego Cesarstwa 4. Biłgoraj na tarasie - SZTUKA PRZETRWANIA DLA ELYT Z AWANSU 5.MANIFEST KBW czyli Kuczyński, Bratkowski, Wołek 6.SONATA NIESIOŁOWSKA a la Tarantella czyli KOLAPS STEFANA 7.Transatlantyckie - orędzie Bronisława Komorowskiego W Ę G R Y 1.WĘGRY, TELEWIZJA, KIBICE 2.GALERIA ZDJĘĆ węgierskich 3.ORBAN I CZERWONY PRĘGIERZ M U Z Y K A 1.D E V I C S 2.DEVICS - druga część muzycznej podróży... 3.HUGO RACE and The True Spirit 4.SALTILLO - to nie z importu lek, SALTILLO - nie nazwa to rośliny 5.HALOU - muzyka jak wytrawny szampan 6.ARVO PÄRT - Muzyka ciszy i pamięci 7. ♪ VICTIMAE PASCHALI LAUDES ♬

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka