ACTA wzbudziło protesty. Młodzi wyszli na ulice. Dzisiaj, po ściemie kowidowej, którą "młodzież" łyknęła bez popitki - psychopatyczny 1% za pomocą swojego podnóżka, którym jest UE, wprowadza cenzurę jakiej nie było, ale prawie nikt o tym nie wie. Prawie nikogo to nie interesuje. Nadzieją może być tylko f u l g u r a c j a , która zawsze pojawia się jak grom z jasnego nieba... (fulguracja, termin używany przez G.W. Leibniza - zakłócenie procesu dziejowego, okres przyspieszonego dziania się, kiedy to objawiają się nowe drogi, perspektywy).
O tym, co nam - śpiącym w błogiej nieświadomości lipcowej - szykują pisze Jerzy Karwelis.
"Anna mi przysłała znowu wieści z Paryża. Często są mocno lokalne, ale te dzisiejsze są złowieszczo uniwersalne. Dopytywałem się czy kwestia, którą wydobyła to tylko aplikuje się tam do nich, czy do Europy w ogóle. Ale wyszło nie tylko, że to idzie na nasz kontynent, ale i na cały świat. Chodzi o cenzurę.
Znowu mamy do czynienia z zastosowaniem doświadczeń kowidowych. Czyli – kowid wiecznie żywy, dorobek nie może się zmarnować. Pretekst jest dowolny, narzędzia – przećwiczone. Jak się w USA władze wybierały do platform społecznościowych, by składać im „propozycję nie do odrzucenia”, by te banowały niewygodne treści i to działało, i nikt nie protestował, to czemu nie pociągnąć tego i bez kowida? Z telewizjami to była prościzna, bo te w pełni panują nad treścią – a więc tu było proste wicie-rozumicie podkraszone zleceniami reklamowymi i szło bez zgrzytów. W przypadku platform internetowych był kłopot, bo te bazują na treściach samych użytkowników, a więc dla globalistycznej cenzury stanowią wylęgarnię wszelkich szkodliwych treści. Trzeba więc było wprowadzić algorytmizację selekcji treści i wystarczyło tylko potem przełączyć parę guzików, by przekierowywać treści tam gdzie trzeba, niekiedy – w kosmos.
Okazało się, że w dniu 25 sierpnia 2023 roku wchodzi w życie unijny Digital Services Act (DSA), który nałoży na liczne platformy ograniczenia prowadzące do cenzury. Jak ktoś wspomni próby z ACTA i to, że wtedy te propozycje zmiotła ulica, to idzie tylko zapłakać. Po kowidowej tresurze obostrzenia idą już na całego, zaś społeczność, w tym internetowa, jest już tak ubezwłasnowolniona, że właściwie udaje, że tego nie widzi.
Mamy do czynienia z „cenzura samoobsługową”. Wyroki będą wykonywać same platformy internetowe, będą „dbały” o właściwe treści, eliminując mowę nienawiści, namawianie się na protesty (te wybrane) oraz wycinając treści uznane za terroryzm. A – myślicie, że terroryzm to oczywiste, ale nie, kochani. Od kiedy terrorystami zostali kierowcy ciężarówek stojących na placu w Ottawie, to władza będzie decydowała kto jest terrorystą. Tak jak lewica decyduje kto jest faszystą, zaś organizacje żydowskie – kto jest antysemitą. Możesz więc być nim i ty, i można się będzie zdziwić jakie najniewinniejsze powody staną się przyczyną wycięcia ciebie. Zaś platforma jak to przegapi, to nie dostanie jakąś tam grzywnę, tylko zamkną jej dostęp do internetu. I byle jakiś wpis uznany za binladzi może sprowadzić katastrofę na dane medium. A więc pilnowanie zostało przerzucone na same media i mamy cenzurę samoobsługową.
Jak wspomniałem – wyewulowałem z podejrzeniami na to, że to tylko Francja powariowała. Nawet wydały mi się racjonalne spekulacje, że to co najmniej wykorzystanie zamieszek w francuskich miastach, by podostrzyć zamordyzm. Kto się będzie sprzeciwiał tym rozwiązaniom, skoro widać, że Francja płonie, biegają jacyś, no może nie terroryści, ale tryskający nienawiścią ewidentnie umawiający się przez internet zadymiarze o wstydliwej tożsamości kulturowej? A więc będzie na to akceptacja, ale wielu rodzimych Francuzów zdziwi się, że to właśnie chodzi o nich, nie o zadymiarzy w kolorze ulicy. Zresztą, ćwiczyli to w czasie kowida, tak jak i reszta świata, zaś sam Macron prosił media, w tym socjalne, by te powstrzymywały się od pokazywania kadrów z płonących ulic. Teraz się już nie będzie prosił tylko wskaże na DSA i będą społecznościowe ruki pa szwam.
Ale okazało się, że to nie tylko Francja, nie tylko Unia, ale świat, przynajmniej ten znatowiony. Okazało się, że to całe DSA to wspólny projekt Unii i NATO. Jest to proces tzw. militaryzacji informacji. Komunikacja została zaliczona do podstawowych narzędzi wojny i nie ma się co dziwić przy takim podejściu, że i wojacy są tu zainteresowani. Tyle, że i tu mamy szeroką dowolność podejścia do tematu, bo co wojskowi uznają za kwestie bezpieczeństwa, już nie narodowego, ale światowego, to Bóg jedyny raczy wiedzieć.
I jak mówiłem – kowidowy rozwój zamordyzmu dowiódł, że podawanie jakichś przyczyn przykręcenia śruby jest już coraz bardziej zbędne. Mamy wojnę, podskórnie wszystkich ze wszystkimi, klimat się biesi, wyskakują jakieś niedorżnięte patogeny, a więc nie ma miejsca na swobodę komunikacji. Samo zdefiniowanie mowy nienawiści jest sytuacyjne i bardziej skomplikowane niż zdefiniowanie pornografii. A więc idą ciężkie czasy, których istnienia nie podejrzewaliśmy nawet w kowidowej cenzurze. Ot, człek myślał – te cenzurowe faule, to tak na użytek pandemii. To wszystko minie, kiedy wrócimy do „nowej normalności”.
No i mamy ją, tę nową normalność. Ze swoimi cechami. Coraz mniej w niej tej „starej”, coraz więcej nowych wynalazków, zakopujących, może na wieki, filary cywilizacji ludzi wolnych. Dzieje się to bez większego sprzeciwu postrachanych mas, które wiedzą, że sprzedały swoją wolność za czapkę strzykawek. A może i nie sprzedały, bo nie można sprzedać czegoś czego się nie miało."
Wystąpił Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Źródło: https://dziennikzarazy.pl/10-07-cenzura-samoobslugowa/
