Na dziś do zastanowienia dla kolegów - dlaczego krew matki nie zabija ciała obecego w swoim łonie choć ma ono DNA bardzo odmienne od jej własnego. I nie chodzi tu o konflikt RH bo w tym przypadku do takiego ataku dochodzi. Pytanie dlaczego w większości przypadków - nie dochodzi. Nie mamy bowiem w organiźmie matki takiej granicy przez którą jej system ochronny się nie przedostanie. A pomimo tego dzieci się rodzą.
Aby wyjąśnić sprawe - temat jest wynikiem przeprowadzenia krótkich rozmów z dwojgiem biochemików - rozmowy prostej lecz otwierającej oczy na pewne zjawiska związane z rodzeniem się dzieci u ssaków.
Pierwsze z tych zjawisk to brak pełnej wiedzy na temat virusa a dokładniej rotavirusa który obniżając odporność umożliwia utrzymanie się zapłodnionej komórki w ciele matki. Zygota zawiera bowiem materiał genetycznie różny od organizmu żywicielki - i co oczywiste - komórka ta dostarcza wcześniej czy później swojej matce informacji o niespóojności z jej DNA.
Tak jak przy przeszczepie narządów - nie zawsze organ się przyjmie bo to obce DNA i własny system takie obce" komórki zaatakuje i zniszczy niezbędną część własnego ciała z uwagi na jej nadmierną "odmienność" genetyczną )
W normalnym przypadku matka zwalczyłaby ten "inny" organizm odrzucając jajeczko lub niszcząc zygotę całkiem nieumyślnie używając swojego systemu immunologicznego.
W przypadku małego stopnia agresii organizm matki uszkodzi płód powodując w nim szereg schorzeń, niedorozwój lub uszkodzenia organów wewetrznych w tym samego mózgu.
Jedyną szansą dla organizmu jest obecny u ssaków od początków ich istnienia virus. Virus ten obniża odporność samicy ssaka prowadząc do redukcji reakcji jej systemu immunologicznego na płód.
Analizując po ludzki
- większosć ryb - jajo w otoczce zapłodnione poza ciałem - brak reakcji własnego organizmu
- gady - jajo wydalone z organizmu - brak reakcji własnego organizmu
- ptaki - jajo wydalone z organizmu. - gral realcko wasmego organizmu
- ssaki - jajo w organiźmie, rozwój w organizmie ( reakcja powinna nastąpić, następuje lecz jest w większości wypadków zredukowana do wartości bezpiecznej ),
Wyjątkami od reguły wydalenia potomka z organizmu wśród innych zwierząt należaloby się zająć naukowo pod kątem - braku reakcji systemu immunologicznego organizmu matki na obece DNA znajdujace się w jej wnętrzu.
Zarówno komórka jajowa jak i nasienie ma swoj komplet genów i nie jest to zawsze takim samym kompletem ( można powiedzieć że każde jądro trochę inne ). Dlaczego więc system immunologiczny nie niszczy "odmieńców". To własnie pytanie na które naukowcy jeszcze nie znają odpowiedzi. A mimo to staramy się zwalczyć szerokie spektrum virusów nie mając świadomości czy nie usuwamy lub zmniejszamy liczebność jednego z nich - czyniąc siebie bezpłodnymi.
Zagadnieniem drugim jest właśnie system naruszania DNA, przenikania błon, podziału łańcuchów i zmian w konfiguracji DNA komórki. Trudno mówić o enzymie który załatawia całość procesu. Coś bowiem sprawia że obcy organizm wdziera się do naszego DNA i je zmienia. Czy taki wirys uczestniczy również w momencie stworzenia określonej kombinacji ( czy jego obecność jest tam dostrzegalna ).
Odnosząc się do tematu patologii płodu - 2/3 komórek nie jest w stanie się zagnieździć z powodu wad genetycznych w zapłodnieniu w procesach in vivo jak in vitro.
W przypadku wad prowadzi to do obumarcia 80 % całej obarczonej nimi licby zarodków - do 6 tygodnia ciąży i nastąpienia naturalnego ich poronienia. W przypadku in vivo poronienie to poziom 15-20 % liczby zapłodnień ( dość dużo ).
A to statystyka naturalna - http://www.brpd.gov.pl/szczyt/prof_Bogdan_Chazan.htm
Odsetek poronień samoistnych w stosunku do liczby urodzeń jest w Polsce dość stały w latach 1981-2001 wynosił od 9,8 do 11,1 %.
Wracając do tematu - nie ma różnicy pomiędzy procesami in vitro i in vivo w powstawaniu wad genetycznych. Ich liczba rosnie z uwagi na brak selekcji naturalnej oraz gorsze warunki do procesu "wyłączania" wadliwego genu z kompletu przeznaczonego do dalszych podziałów komórkowych.
Idąc za tym - metody sztuczne mają niższą skuteczność od natury lecz niewiele się od niej różnią. Można więc przyjąć że kiepski materiał genetyczny Polaków prowadzi do nie zagnieżdzenia się komórki lub jej poronienia do 6 tygodnia życia. Tak samo więc natura odrzuca nienarodzonych z uwagi na ich "niezdatność do życia".
Nie da się więc chronić każdego płodu. Nie da się też nakazać wszczepienia każdego utworzonej zygoty bo istnieje prawdopodobieństwo że duży procent z nich nie dożyje 6 tygodnia z uwagi na immunologiczną reakcję organizmu na pratologię ich komórek.
Odnosząc się do aborcji - czyli sztucznych poronień
http://www.resmedica.pl/ciaza-i-dziecko/raport-poronienia
Liczba sztucznych poronien.
w 1992 r. (nie obowiązywała wówczas obecna ustawa antyaborcyjna) - 11 600 ciąż
Samoistnych poronień w roku 1996 odnotowano 44,5 tysiąca, co stanowiło mniej więcej 10% urodzeń. Ta statystyka w zasadzie nie zmienia się od lat pięćdziesiątych.
Przyjmując iż liczba urodzeń spowodowanych aborcją z wyboru wynosiłaby 2-5 % liczby urodzeń - to natura odrzuca od 10 do 12 % "rzeczonych przez KEP" - "ludzi".
Sam fakt odrzucenia zygoty przez organizm świadczy, że do momentu 6 tygodnia jej rozwoju trudno mówić czy mamy do czynienia z "mutantem" czy "zdrowym człowiekiem". Procesy in vitro pozwalają to co prawda stwierdzić i można ograniczyć prawo narodzin "chorych" ale tu wkracza zarzut eugeniki - w momencie gdy organizm matki sam to robi i napierw on odrzuca. Problem w tym że taki mechanizm może dobrze działać przy "poprawnym cyklu". W sytuacji sztucznej liczba nie odrzuconych płodow może byc wyższa - co może trumaczyć odsetek wad - niedoskonałością techniki.
Powyższe pokazuje jak bardzo Pan Terlikowski mylił się w swoich opiniach w konfrontacji w ks. Wojciechem Lemańskim. Samo podkreślienie istoty i przyczyny poronienia naturalnego uderza w KEP jako dowód braku możliwości uznania zamrożonego zarodka z procesu in vitro za "człowieka".
Za człowieka a nie mutacje człowieka - uznać należy bowiem ten zarodek po zbadaniu oraz przetrwaniu przez niego okresu największego zagrożenia ( 6 tygodni ), kiedy to narażony jest na kontrolę z organizmu matki.
Wadliwy płód ( 2/3 z 40 tysięcy rocznie ) zostanie odrzucony. Liczby jajeczek które obumarły z uwagi na brak szans zagnieżdzenia nie liczę - trzeba by Polaków o życie seksualne zapytać, badania robić i w obszarze intymnej weryfikować czy jajo się zasiedliło czy obumarło. O ile pierwsze jest łatwe do weryfikacji - to drugie - już mniej. I tu właśnie pytanie o liczebność owego wirusa w ciałach kobiet powinna być podstawa do określenia - ile z komórek nie zagnieżdza się bo organizm matki je natychmiast zabija powodując ich rozpad.
Nie będąc chemikiem skazany na dialog z ludźmi którzy tylko nadmieniają informacje na temat pewnych prac ktore za kilka lat będąc przedmiotem doktoratów lub habilitacji zmienią świat - trudno mi sie odnieść do logiki wpływu virusów na nasze istnienie.
Zdziwilibyśmy się dopatrując się w tym virusie - dzieła Bożego. Jeszcze dla KEP okazać by się mogło, że właśnie reakcja w organiżmie tego virusa decyduje tak naprawdę kiedy "konieczne jest in virto" i redukcja chemiczna "reakcji immunologicznej" ( możliwa przyczyna bezpłodności kobiet ). A kiedy potrzebne jest tylko zainfekowanie lub stymulacja jego obecności w celu zwiększenia odsetku skutecznych zapłodnień.
Weźcie teraz pomyślcie o infrkcji wirusem zamiast leczenia in vitro. Metoda to przecież naturalna lecz wymaga - zarażania ludzi lub pomnażania czegoś co obniża odporność.
I w tym białku można dopatrywać się przyczyn "braku naturalnego poczęcia" pomimo "naturalnego obcowania" a nie w jakimś "sztucznym podejściu do poczęcia".
Fakt - pewnie mi się tu zarzuci niczym nie poparte "teorie" bo się tematu nie da wygooglać szybko. Jeśli jest jakiś biochemik i coś więcej wie niech uzupełni lub poprawi. Pytanie tylko czy powie bo sprawy takich badań się chroni, jak coś wyjdzie ciekawego - patentuje i udostępnia potem za grubą kasę na zachód.
Inne tematy w dziale Technologie