Marek Budzisz Marek Budzisz
3987
BLOG

Walka o schedę po Putinie już się zaczęła.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 25

Jihad dotarł na Syberię. Najprawdopodobniej. Wiele wskazuje na to, choć władze temu zaprzeczają, że sobotni atak nożownika w syberyjskim Surgucie był aktem terrorysty, nie zaś, jak głosi oficjalny komunikat, działaniem psychopaty. Przypomnijmy. W sobotnie przedpołudnie, w samym centrum miasta, najpierw w domu handlowym, młody 23 letni mężczyzna pochodzący z Dagestanu zaatakował toporem a następnie nożem przechodniów. Świadkowie mówią o tym, że napastnik starał się podcinać gardło swoim ofiarom, lub uderzać w okolice serca. Media przytaczają też opinie ekspertów, którzy są zdania, że napastnik atakował w taki sposób, aby zabić. W efekcie rannych zostało 7 osób z tego cztery ciężko. Sam napastnik zastrzelony został przez policjanta. Dzisiejszy Moskowskij Komsomolec pisze, że stróż prawa nawet nie podjął próby zatrzymania sprawcy, po prostu strzelił mu w plecy, zabijając na miejscu. Przytaczane są też opinie mieszkańców miasta, którzy opowiadają, że sprawca miał na sobie coś, co przypominało „pas Szachida”. Oficjalny komunikat wyklucza akt terrorystyczny. Sprawcą ataku miał być młody mężczyzna, cierpiący na zaburzenia psychiczne, który w obliczu problemów ze znalezieniem pracy, załamał się i doszło do przemocy. Jednak opublikowane video z domu handlowego, w którym całe zajście się rozpoczęło zdaje się przeczyć tej wersji. Widać na nim, bowiem, że mężczyzna zaraz po tym jak toporem ugodził młodą kobietę próbującą pobrać pieniądze z bankomatu rozlewa wokół jakąś substancję i próbuje podpalić budynek. Następnie wybiega zeń i zaczyna atakować przechodniów. Pojawiają się też relacje świadków, które przeczą wersji oficjalnej, a przynajmniej każą się nad nią poważnie zastanowić. Otóż przytaczane są wypowiedzi osób, które spotkały się z napastnikiem, kiedy pracował on w charakterze ochroniarza jednej z lokalnych sieci handlowych. I mówią oni, że rozmawiając z nim, a nawet w jednym przypadku nagrywając wypowiedź do kamery, nie mieli wrażenia, że rozmawiają z osobą psychicznie niestabilną. Wręcz przeciwnie. Inne pojawiające się informacje też są zastanawiające. Otóż młody mężczyzna pochodzący z Dagestanu, wychowywany był w Surgucie przez ojczyma, po tym jak jego ojciec zradykalizował się, opuścił rodzinę i przystał do islamistów. Media spekulują, że mógł nawiązać po latach kontakt z synem i przyczynić się do przemiany młodego człowieka.

Oficjalnie do zamachu przyznało się Państwo Islamskie, choć to jest akurat najsłabszym dowodem na fakt, że mieliśmy do czynienia z aktem terroru. Znacznie bardziej zastanawiająca jest reakcja władz. Otóż, jak mówią świadkowie, w Surgucie aresztowano na ulicach w tym samym czasie jeszcze jakieś inne osoby. Zamknięto, pod pretekstem ćwiczeń antypożarowych, inne centra handlowe, rozpoczęto skrupulatne sprawdzanie dokumentów na lokalnym lotnisku. Władze nagrały nawet specjalne wideo z komunikatem dla mieszkańców, aby ci, w trosce o swoje bezpieczeństwo nie opuszczali domów. Skutek był akurat odwrotny, i wiele osób w panice wyjechało z miasta. Ale wszystko to zdaje się potwierdzać tezę, że albo mieliśmy do czynienia z urzędniczą nadgorliwością i podjęto działania „na wyrost”, albo, że władze obawiały się ataku na szerszą skalę. Z pewnością nie działania chorego psychicznie „samotnego wilka”. Komentatorzy analizujący całą sprawę są zdania, że być może był to pierwszy w Rosji atak tego rodzaju i władze nie chcą nadawać mu rozgłosu.

Tego samego dnia na drugim krańcu Rosji w Sewastopolu, z młodzieżą miał spotkać się sam Władimir Władimirowicz Putin. Jego wizyta w obozie dla młodzieży artystycznie uzdolnionej miała rozpocząć się rano, pojawili się nawet pierwsi oficjele (kierujący kampanią prezydencką Putina, zastępca jego szefa administracji), jednak zaraz po tym ogłoszono, że wizyta się opóźni, o co najmniej 8 godzin. Czy zwłoka ta miała cokolwiek wspólnego z wydarzeniami w Surgucie nie wiadomo, jednak zbieżność tych dwóch wydarzeń jest zastanawiająca. Gdyby, bowiem analizować oficjalny przekaz władz, wzmacniany na użytek wyborów to jest on następujący: Po pierwsze Putin doprowadził do przyłączenia do macierzy Krymu, po drugie, po to, aby walczyć z islamskim terroryzmem rozpoczął interwencję w Syrii. Aby podkreślić wagę tego wydarzenia wybory wyznaczona na 18 marca 2018 roku, czyli na dzień, w którym zapadła decyzja o inkorporowaniu półwyspu. Kremlowscy specjaliści od kampanii wyborczych, co oczywiste, chcą wykorzystać to, że dziś 97 % Rosjan, według ostatnich badań, uznaje, że Krym to część Rosji. Ale sprawa syryjskiej interwencji już nie jest taka prosta. W mediach, które dość zgodnie piszą o tym, że ten gambit Putina pozwolił wrócić Rosji „do wielkiej polityki”, zaczynają się pojawiać głosy, że w dłuższej perspektywie krok ten nie musi wcale być dla Rosji korzystnym. Powodem są oczywiście sankcje. Teraz może się okazać, że zapewnienie bezpieczeństwa rosyjskim miastom, co miało być jednym z zasadniczych celów, dla których rozpoczęto walkę z ISIS, staje się też iluzoryczne.

Jeśli chodzi o sankcje, to rosyjskie media piszą dziś o raporcie Oxford Economics, grupy eksperckiej, która zbadała wpływ ostatnich kroków podjętych przez Waszyngton na rosyjską gospodarkę. Otóż ich zdaniem wywołają one osłabienie tempa wzrostu rosyjskiej PKB, o co najmniej 0,4 % rocznie. Gospodarka będzie się nadal, ich zdaniem rozwijać, jednak w dziesięcioletniej perspektywie, na poziomie nie wyższym niźli 1 % rocznie. Przy czym, w ich opinii rok bieżący i następny będą „latami tłustymi”, w których PKB urośnie o 1,4 %. Władze są nieco bardziej optymistycznie. Minister Orieszkin szacował ostatnio tegoroczny wzrost w Rosji na poziomie 2 %, ale komentatorzy uważają, że było to jeszcze przed nową falą amerykańskich sankcji i rząd nie uwzględnił ich wpływu w swoich prognozach. Ostatnie dane statystyczne świadczą o tym, że koniunktura w rosyjskim przemyśle nieco osłabła. A teraz Centrum Analiz Makroekonomicznych i Prognoz Krótkoterminowych informuje, że w Rosji wzbiera druga fala upadłości przedsiębiorstw. W drugim kwartale tego roku upadło ich o 5,4 % więcej niżli rok wcześniej. A generalnie 2017 to już drugi rok z rzędu, w którym w Rosji więcej firm jest likwidowanych niźli powstaje nowych. Przyczyną jest osłabnięcie popytu wewnętrznego w następstwie spadających dochodów statystycznego Rosjanina. Rosyjski Bank Centralny w swym oficjalnym komunikacie informował ostatnio, że w pierwszym półroczu 2017 roku z Rosji odpłynęło 13, 1 mld dolarów i porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego, jest to wzrost o półtora raza. Zdaniem przytaczanych przez media ekspertów trend ten w związku z ostatnimi sankcjami nasili się. Przede wszystkim, dlatego, że spora część inwestycji planowana była „pod rosyjsko-amerykański reset” wiązany w wyborczym triumfem Donalda Trumpa. Teraz gołym okiem widać, że nic takiego raczej nie nastąpi i w związku z tym inwestorzy wycofują swoje środki.

Niezależnie od tego czy zgodzimy się z szacunkami rządowymi, czy też rację przyznamy ekspertom ze świata akademickiego to i tak nie znajdziemy w dzisiejszej rosyjskiej debacie publicznej głosów, że gospodarka będzie rozwijała się w tempie umożliwiającym nadrobienie dystansu wobec np. Chin, nie mówiąc już o gospodarkach wysokorozwiniętych państw Zachodu. Toczona dziś na łamach rosyjskich mediów dyskusja nie wykracza poza scenariusze stagnacyjne. I to w perspektywie najbliższych 10 lat. Przy czym właściwie wszyscy zgadzają się, co do jednego. Koniunktura zależy od czynników pozostających poza kontrolą władz, głównie ceny ropy naftowej. Ten stagnacyjny scenariusz wzrostu, zdaniem rosyjskich socjologów, nie wróży rządzącym elitom niczego dobrego. Socjolog Sergiej Bałanowski opublikował w ostatnich dniach swą prognozę rozwoju sytuacji politycznej w Rosji do 2024. Wystąpienie swe nazwał „tezami sierpniowymi”, co samo w sobie jest już znaczące, jako że sierpień to miesiąc, w którym w 1937 roku zaczęła się stalinowska „wielka czystka”. Otóż jego zdaniem władza skoncentrowana dziś w rękach gospodarza Kremla, nawet, jeśli ten wygra nadchodzące wybory, a co do tego raczej nikt nie ma wątpliwości, będzie już tylko słabła. Putin w końcu kiedyś odejdzie a nierozwiązane problemy pozostaną. Wszystkich siłą nie da się rozwiązać, dowodzi rosyjski socjolog. I w związku z tym presja społecznego niezadowolenia na władzę będzie wzrastać. Nie przyjmie ona kształtu rewolucyjnego wybuchu, ale objawy protestu nasilą się. W rezultacie kontrola władz nad środkami masowego przekazu osłabnie. I w takim społecznym środowisku przyjdzie rozpoczynać pracę następcy Władimira Władimirowicza. Przy czym bez jego autorytetu i pozycji. Publikowane rankingi następców rosyjskiego prezydenta na pierwszym miejscu listy jego następców wymieniają dziś albo kompletnie pozbawionego charyzmy Miedwiediwewa, albo zupełnie nieznane figury młodych technokratów w rodzaju Aleksieja Diumina dziś szefującego lokalnym władzom w Tule, wcześniej pracującego w służbie ochrony prezydenta. Ten, kto rządzić będzie po Putinie zderzy się, zdaniem Bałanowskiego z nawarstwionymi problemami, niezadowoleniem ludzi, ale najgroźniejsze dlań będą już rysujące się podziały w obozie władzy. Rywalizacja o schedę po Putinie zdaniem socjologa już się rozpoczęła i trwać będzie w najbliższych latach. A to zaktywizuje siły odśrodkowe w Rosji na wszystkich możliwych poziomach – regionalnym, narodowym, resortowym. I kraj zacznie się rozpadać.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka