Marek Budzisz Marek Budzisz
1829
BLOG

Morze Czarne – tam Rosja kieruje swoją uwagę.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Pierwsze efekty wizyty króla Arabii Saudyjskiej w Rosji już są widoczne, ale chyba nie o takie Moskwie chodziło. Otóż w na stronie agencji Iran.ru znalazł się obszerny, dodajmy, że krytyczny, komentarz na temat relacji między obydwoma krajami. Szczególnie interesujące są zawarte tam uwagi na temat Syrii. Otóż zdaniem irańskiej agencji, gdyby nie siły zbrojne tego kraju, chodzi o Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej, a także sprzymierzone z nimi milicje i organizacje typu Hezbollah, to Asad a wraz z nim Rosjanie, zostaliby przez powstańców zmieceni w czasie nie dłuższym niźli 3 miesiące. I z rosyjskich baz w Syrii nie pozostało by śladu. Ale w artykule jest też inna, ciekawa sugestia, która nie mogła się tam znaleźć przez przypadek. Otóż Irańczycy piszą o rurociągu Turecki potok, którego budowa właśnie trwa. I ich zdaniem Turcy wcale nie chcą, aby Gazprom był jego wyłącznym, monopolistycznym użytkownikiem. I proponują współpracę w jego eksploatacji właśnie Irańczykom. Oczywiście kosztem Rosji.

Gdyby opierać się wyłącznie na oficjalnych rosyjskich doniesieniach, to obraz sytuacji w Syrii byłby zupełnie inny. Rosjanie np. cytują pełen zachwytów nad sprawnością ich inżynierów wojskowych artykuł zamieszczony w niemieckiej gazecie poświęcony mostowi, jaki Rosjanie zbudowali na Eufracie w okolicach Daj az – Zaur. Ale wracając do relacji rosyjsko – irańskich w Syrii warto odnotować, że francuski portal specjalizujący się w kwestiach wywiadowczych i obronnych Intelligence online opisuje spotkanie, jakie pod koniec sierpnia odbyło się w Damaszku. Poświęcone ono było kwestiom organizacji armii syryjskiej i uczestniczył w nim dowodzący armią brat Baszara Asada Macher oraz szef sztabu tej formacji a także dowodzący irańskim Korpusem Strażników Islamskiej Rewolucji generał Kassem Sulejmani. Ten ostatni nalegał, aby rząd syryjski zdecydował się na włączenie w struktury armii milicji kontrolowanych przez Irańczyków, a także oddziałów pro-irańskiego Hezbollahu. Tak przekształcona armia syryjska mogłaby otrzymać nową strukturę organizacyjną, a także, co symboliczne, nową nazwę. Miałaby, taka jest propozycja Irańczyków, być przemianowana na Korpus Strażników Republiki. Nietrudno się domyślić, kto w takiej formacji miałby najwięcej do powiedzenia i kto, jako, że armia stanowi dziś jedyną opokę syryjskiego reżimu, de facto rządziłby krajem. Na marginesie warto zauważyć, że Sulejmani to człowiek, który wg. Agencji Reutera, namówił w trakcie swej wizyty w październiku 2015 w Moskwie, prezydenta Putina do rozpoczęcia syryjskiej interwencji.

Teraz najwyraźniej sojusze się odwracają. Rosjanie wspierają Asada, który jest zwolennikiem wzmocnienia swych formacji wojskowych, ale nie zwiększania potencjału irańskiego. Woli Rosjan, a w szczególności, rosyjskie prywatne armie w rodzaju Grupy Wagnera, bo to zapewnia mu większą swobodę ruchów.

Ale to nie koniec syryjskich problemów Rosji. Nadal niewyjaśniona jest sytuacja w prowincji Idlib. Co prawda Turcy poinformowali ostatnio, że zaczynają dyslokację ciężkiego sprzętu w te rejony, ale rozmowy z Rosją na temat utworzenia strefy utknęły w martwym punkcie. Nie przyspieszy ich też rysujące się zbliżenie Ankary i Teheranu. No i oczywiście Rosjanie nie mogą być zadowoleni z rezultatów wizyty tureckiego prezydenta w Kijowie. Oświadczył on tam, m.in., że Krym jest częścią Ukrainy i Rosja winna go zwrócić. „Turcja będzie kontynuowała, powiedział Erdogan, politykę popierania suwerenności i terytorialnej nienaruszalności Ukrainy, włączając w to również Krym. … Nie uznajemy bezprawnej aneksji półwyspu przez Rosję.” Komentując słowa tureckiego prezydenta wiceprzewodniczący Komisji Spraw Międzynarodowych rosyjskiej Dumy, Nowikow, powiedział, że to dla Moskwy jest to lekcja i przypomniał, że w grudniu 2016 roku Ankara poparła rezolucję ONZ uznającą Rosję za okupanta części ukraińskiego terytorium. Wbrew częstym, i często na wyrost formułowanym w Rosji opiniom, iż Turcja staje się bliskim, niemal strategicznym partnerem Rosji, Nowikow jest zdania, że o niczym takim nie może być mowy. Ankara uprawia samodzielną politykę i w niektórych kwestiach może się z Moskwą zgadzać, ale to wszystko. Ale to nie jedyna gorzka pigułka, którą Rosjanie musieli przełknąć. Niedługo potem media poinformowały, że Turcja dostarczy Ukrainie wyposażenie wojskowe. Mówi się o środkach łączności dla sił policyjnych, ale Rosjanie sądzą, że może chodzić o coś więcej.

James Stavridis, czterogwiazdkowy admirał amerykańskich sił zbrojnych, były głównodowodzący wojskami NATO w Europie, napisał dla Bloomberga artykuł, w którym zwraca uwagę na wzrastającą obecność Rosji w basenie Morza Czarnego. W jego opinii obserwujemy właśnie narastanie rosyjskiej presji, zarówno militarnej, jak i gospodarczej w krajach regionu. Potwierdzeniem jego opinii, może być, np. informacja, która pojawiła się wczoraj, o tym, że bułgarski rząd chce rozpocząć procedurę, która ma prowadzić do likwidacji antyrosyjskich sankcji wprowadzonych przez Unię Europejską. Powód? Nie działają. Co w takiej sytuacji proponuje Stavridis? Otóż jego zdaniem strategiczne interesy Rosji koncentrują się teraz na południu. Świadczy o tym choćby dyslokacja rosyjskich sił zbrojnych. Kierunek Bałtycki, tak jak ćwiczenia Zapad 2017, to jego zdaniem zwykłe „mydlenie oczu” i odciąganie uwagi od spraw naprawdę dla regionalnej równowagi sił ważnych. NATO winno odpowiedzieć na rosyjskie wyzwanie na Morzu Czarnym – zwiększając tam swoją obecność wojskową (Ukraina i Gruzja) a także dążąc do poprawy relacji z Turcją, bo ona, póki, co, kontroluje sytuację, kontrolując cieśniny.

Rzut oka na mapę pozwala zrozumieć, że dla zwiększenia obecności Rosji w basenie Morza Czarnego kluczowe znaczenie ma sytuacja w Mołdawii. Gdyby w mających mieć miejsce za rok wyborach parlamentarnych zwyciężyła popierająca prorosyjskiego prezydenta Dodona, partia socjaldemokratyczna, to układ sił mógłby ulec zmianie. Rosjanie militarnie już tam są obecni – w Naddniestrzu stacjonują „siły pokojowe”. Scenariusz połączenia obydwu organizmów pod egidą Rosji, ale pod warunkiem, że zarówno w Kiszyniowie jak i w Tyraspolu rządzić będą politycy pro moskiewskiej orientacji, jest jak najbardziej realny. W jakiej sytuacji stawia to Ukrainę? Co najmniej trudnej, zwłaszcza, że nieopodal Odessa a południową część obwodu odeskiego zamieszkuje niechętna Kijowowi mniejszość bułgarska (Gagauzi). I to zapewne z tego powodu obecny prezydent Mołdawii jest częstym gościem Władimira Władimirowicza. Ostatnio w Soczi, odbywało się spotkanie szefów państw Wspólnoty Euroazjatyckiej i kontrolowanej przez Moskwę wspólnoty obronnej. Rosyjscy komentatorzy piszę, że Putin nie wszystkich uczestników zaszczycił możliwością rozmowy w cztery oczy. Tego zaszczytu nie dostąpił np. białoruski prezydent Łukaszenka. Ale Dodon rozmawiał. Podobnie zresztą jak przywódca Tadżykistanu. Warto odnotować, to, że Putin spotkał się z przywódcami obydwu „państw frontowych” – Tadżykistanu zagrożonego przenikaniem islamskich bojowników z Afganistanu, w którym stacjonują rosyjskie wojska pilnujące granicy, oraz Mołdawii, na terenie, której też są Rosjanie. Mołdawski prezydent, wspierający notowania zaprzyjaźnionej z nim partii politycznej, na marginesie warto zauważyć, że gdyby wybory odbyły się dzisiaj, to w świetle sondaży mogłaby ona liczyć na stabilną parlamentarną większość, zabiega o rosyjskie wsparcie – dopuszczenie na tamtejszy rynek mołdawskiej żywności, korzystne warunki uzyskiwania pozwoleń na pracę etc. I wydaje się, że kiedy przyjdzie właściwy moment, to Moskwa wyciągnie pomocną dłoń. Szkopuł jednak w tym, że rządzący Mołdawią „demokraci” to nie są gentlemani uprawiający politykę „w białych rękawiczkach”. Po latach flirtowania z Unią Europejską, teraz orientują się przede wszystkim na Stany Zjednoczone, o czym świadczy aktywność dyplomatyczna po obydwu stronach. A jako, że kontrolują rząd, parlament, prokuraturę i sądownictwo, to mogą, zdaniem obserwatorów, jednym posunięciem skreślić listę socjaldemokratów, tak jak to już w historii robili. Pozostaje wszakże pytanie, czy w takiej sytuacji Moskwa zdecyduje się na destabilizację wewnętrznej sytuacji w Kiszyniowie organizując prorosyjski Majdan?

Właściwie wszystko będzie zależało od polityki Waszyngtonu. Niedawno w Belgradzie odbyły się poufne, a nawet można powiedzieć, że tajne, rozmowy między nadzorującym tzw. republiki na wschodzie Ukrainy Surkowem a amerykańskim specjalnym wysłannikiem Volkerem. O ich wynikach niewiele wiadomo, ale rosyjska prasa nacjonalistyczna już podnosi alarm, że wprowadzenie międzynarodowych sił rozjemczych na granicę między Rosją a Ukrainą jest już przesądzone. Zobaczymy. Ale gdyby tak się stało, to przyszłość tych organizmów „państwowych” nie wyglądałaby różowo. Może coś jest na rzeczy, bo znów pojawiły się w mediach propozycje pokojowego rozwiązania kwestii Krymu – albo wieloletnia, na wzór Hong – Kongu, dzierżawa, albo po prostu sprzedaż, tak jak to było w przypadku Alaski.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka