Marek Budzisz Marek Budzisz
1358
BLOG

W Moskwie - walka buldogów pod dywanem.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

W Moskwie skandal, co się zowie. I to jeszcze z odcieniem politycznym. Tuż przed listopadową serią dni wolnych (podwójne święta – ku uczczeniu wypędzenia Polaków z Kremla oraz rewolucji bolszewickiej) Sberbank CIB opublikował raport poświęcony Rosnieftowi, w którym sporo uwagi poświęcił też prezesowi rosyjskiego koncernu naftowego, przyjacielowi samego Władimira Władimirowicza, Igorowi Sieczinowi. I od razu trzeba rozwiać wszelkie wątpliwości – raport niezwykle krytyczny, a momentami wręcz sarkastyczny. Niezorientowanym należą się słowa wyjaśnienia. Otóż Sberbank CIB, jest inwestycyjną odnogą największego rosyjskiego banku, kontrolowanego zresztą przez państwo. Na czele tej instytucji stoi German Gref, utożsamiany z tzw. „liberalnym skrzydłem” rosyjskiego obozu władzy. Zupełnie inaczej ma się z Sieczinem, który zanim poczuł zew biznesu, był na Kremlu zastępcą szefa kancelarii Prezydenta, nadzorującym resorty siłowe. A zatem mamy do czynienia z czymś na kształt kłótni w rodzinie, a przynajmniej w rosyjskiej elicie władzy.

Bankowy raport był o tyle nieprzychylny, że spotkał się z nadzwyczajnie ostrą, nawet jak na rosyjskie standardy, repliką rzecznika prasowego Rosnieftu. Michaił Leontiew powiedział, iż analitycy banku „przekroczyli swoje kompetencje, zajęli się sprawami personalnymi i geopolityką, czym nie powinni się zajmować” i dodał, że „można odnieść wrażenie, iż ludzie ci znajdują się na granicy patologii. I byłoby pożądane, aby kierownictwo banku, który współkształtuje rosyjski system bankowy okazało im w miarę swoich możliwości, pomoc.” W środowisku bankierów inwestycyjnych i podmiotów ocenianych przez nich pomawianie się o brak profesjonalizmu, a nawet postradanie zmysłów nie jest niczym szokującym, ale w rosyjskim świecie polityczno – gospodarczym, wśród podmiotów kontrolowanych przez państwo taki język nie spotyka się często. Zaraz zresztą okazało się, że kierownictwo banku, w miarę swoich możliwości, okazało analitykom niezbędną pomoc. Polegała ona na tym, że krytyczny raport wycofano z obiegu, wydano jego drugą wersję, a którego wykreślono, co ostrzejsze sformułowania. Jednak jak zauważają rosyjscy eksperci ton materiału pozostał bez zmian.

Co tak rozwścieczyło Rosnieft i zapewne jego szefa Sieczina? Najprawdopodobniej wycieczki personalne. Otóż jeden z rozdziałów, niezwykle zresztą krytyczny, zatytułowany został „musimy porozmawiać o Igorze”. Żeby nie było wątpliwości – tak właśnie ma na imię Sieczin. Analitycy nie pozostawiają w nim suchej nitki na zaprojektowanej właśnie przez Sieczina i przez niego realizowanej strategii rozwoju koncernu. Pośrednio krytyka idei budowy „rosyjskiego Exxonu”, bo tak w skrócie nazywany jest projekt realizowany przez Igora, uderza też w jego politycznego patrona – Władimira Władimirowicza, który przychylnym okiem spoglądał zawsze do tej pory na politykę firmy. Co w szczególności spotkało się z krytyką bankowych ekspertów?  Po pierwsze za nierealistyczną uważają plan zwiększania wydobycia ropy. Jednym słowem idea stania się „dugim Exxon-em” jest ich zdaniem mrzonką. Jeśli ceny surowca utrzymają się na średnim poziomie 50 dolarów za baryłkę, a ich zdaniem nic nie wskazuje, aby miało być inaczej, to wówczas przyrost wydobycia do 2023 roku nie będzie przekraczał 2 % rocznie. Bo mimo tego, że firma korzysta z licznych ulg i zwolnień podatkowych, złoża, na które ma koncesje są drogie w eksploatacji, a w sporej części jeszcze słabo zbadane. Po drugie, w ich opinii, wzrost wydobycia gazu też nie stanowi dla Rosnieftu kuszącej alternatywy. Z tego samego powodu – dziś eksploatuje złoża mniej rentowne niźli jego główni w tej branży konkurenci – Gazprom i Novatek. I z tego też względu, już dziś kupuje u nich gaz, aby zarabiać na kontraktach eksportowych, które podpisał. Po trzecie, międzynarodowa ekspansja koncernu, też nie przysporzy mu zysków, a wręcz przeciwnie narazi firmę na gigantyczne straty. Temu obszarowi trzeba poświęcić nieco więcej miejsca, bo jest tajemnicą poliszynela, że mocarstwowe plany firmy wspiera Kreml. I to Kreml, z pieniędzy budżetu będzie musiał za nie na końcu zapłacić. A mówimy o niemałych pieniądzach. W trakcie niedawnego Kongresu Euroazjatyckiego we włoskiej Weronie, zorganizowanego za pieniądze Rosnieftu i zaludnionego przez rosyjskich przyjaciół (Schroeder, Prodi, prezesi Glencore i Quatar Investment Fund) występujący w trakcie głównego panelu Sieczin mówił, że realizowane przez jego firmę wraz z zagranicznymi partnerami projekty mają wartość przekraczającą 110 mld dolarów. Ale wchodząc w szczegóły liczby te nie robią takiego wrażenia. Okazuje się, bowiem, i o tym piszą analitycy Sbierbanku, że koncern kupował drogo, a czasami bez sensu. I tak zakup udziałów w egipskim projekcie Zor przeprowadzono, kiedy jego wyceny były najwyższe. A ostatnio, chcąc uciec przed amerykańskimi sankcjami, część udziałów sprzedano Włochom z ENI (nic dziwnego, że prezes koncernu była w Weronie i chwaliła sobie współpracę z Rosjanami). Zakup udziałów w indyjskim projekcie Essar – też ich zdaniem przepłacono. Nawet gdyby brać pod uwagę pozytywnie oceniany do tej pory przez rynek zakup Basznieftu, to w związku z koniecznością wykupienia mniejszościowych udziałowców, też transakcja mało dochodowa. Generalnie analitycy zwracają uwagę, że koncern w ostatnich latach na zakup aktywów wydał 7,7 mld dolarów, a sprzedał zbędne za 7,2 mld. Ale w wyniku tych operacji wydobycie nie wzrosło. Z zagraniczną ekspansją rosyjskiej firmy wiąże się kolejne pytanie analityków, które można skwitować jednym słowem – Wenezuela. Rosnieft utopił tam już 8,5 mld dolarów a żadnych korzyści z tej „inwestycji” nie ma. Każdy z wariantów rozwoju wydarzeń w tym kraju może być dla Rosjan niekorzystny. Jeżeli rząd Maduro się utrzyma, to na długie lata, jak argumentują analitycy Sbierbanku, Rosnieft będzie subsydiował tamtejszy reżim. A jeśli upadnie? Będzie trzeba się żegnać z zaangażowanymi środkami. Tak jak w przypadku współpracy Sieczina z irackim Kurdystanem. Otóż wiosną tego roku doprowadził on do zawarcia z władzami autonomii umowy w myśl, której kierowana przez niego firma miała kupować 70 % ropy wydobywanej na terenach kontrolowanych przez Kurdów w Iraku. Rosjanie przedpłacili miliard dolarów. Pieniądze miały iść na zakup ropy (sprzedawanej przez Kurdów poniżej cen światowych) oraz na budowę ropociągu z irackiego Kurdystanu do Syrii. Ale teraz, po tym, jak rząd w Bagdadzie zbrojnie i przy pomocy Iranu, przejął kontrolę nad Kirkukiem i otaczającymi miasto polami naftowymi Kurdowie nie są w stanie wywiązać się z umowy, bo produkcja ropy na kontrolowanych przez nich terenach spadła o 2/3. Jak powiedział Agencji RIA Novosti przedstawiciel irackiego ministerstwa ds. ropy naftowej, rząd w Bagdadzie nie zna tej umowy, uważa ją za nielegalną i nie zamierza jej honorować. Rosyjska prasa pisze już, że najprawdopodobniej koncesja na eksploatację pól wokół Kirkuku dostaną Brytyjczycy.

Wróćmy jednak do pytań stawianych przez analityków Sbierbanku. Po piąte (czwartym było pytanie związane z Wenezuelą) zarzucają kierownictwu firmy nieprzejrzyste zapisy w sprawozdaniu firmy, zwłaszcza, jeśli chodzi o poziom zobowiązań. Oficjalnie długi koncernu wynoszą 37,5 mld dolarów, ale jak się wszystko porządnie policzy i doda do tej kwoty chybione inwestycje, straty na dewaluacji rubla, przedpłaty etc. to poziom zadłużenia wynieść powinien 81 mld dolarów. Generalnie eksperci zarzucają Sieczinowi, że nie wywiązał się z publicznych obietnic zmniejszenia poziomu zadłużenia firmy. Dług nie zmalał, a wzrósł. Jego obsługa nie jest dla koncernu tej wielkości jakimś zasadniczym problemem, ale pozyskanie pieniędzy na dalszą ekspansję, w ich opinii, będzie problemem.

Z krytyką ekspertów spotkała się też nieprzejrzysta polityka informacyjna firmy, jeśli chodzi o kontrakt na sprzedaż ropy naftowej do Chin (nie wiadomo czy jest on rentowny czy deficytowy), rozrzutność zarządu, i nieliczenie się prezesa firmy z interesami akcjonariuszy. I właśnie, dlatego jeden z rozdziałów raportu, poświęcony stylowi zarządzania firmą zatytułowany został „musimy porozmawiać o Igorze”.

Warto też zwrócić uwagę na kontekst, na moment, w którym ukazał się materiał analityków największego rosyjskiego banku. Otóż niedawno, a dokładnie 2 listopada, rosyjskiemu oligarsze Oliegowi Deripasce, udało się uplasować na londyńskiej giełdzie GDR-y kontrolowanej przez siebie firmy En+ (aluminium i energia elektryczna). W Rosji piszą o sukcesie, pierwszej od 2012 roku dużej emisji rosyjskiej firmy w Londynie, ale gdyby przyjrzeć się szczegółom, to cała sprawa nie wygląda wcale tak różowo. Otóż emisję uplasowano po najniższej możliwej cenie (14 usd za walor). Jej skala też nie poraża – 18,8 % kapitału firmy, zaś wśród nabywców największych pakietów znajdują się „dyżurni” inwestorzy w rosyjskie aktywa – Katarczycy z QIF, oraz singapurska kompania AnAn Group, kontrolowana przez chińczyków z CEFC. Otóż obydwie te firmy obecne są w akcjonariacie Rosnieftu, choć jak uważa się w Moskwie to krótkoterminowi akcjonariusze, którzy wyjdą z inwestycji, zarobiwszy na tym, jak tylko nadarzy się okazja. Ale wydaje się, że wbrew optymistycznym hasłom i kongresom, w których chętnie uczestniczą europejscy przedsiębiorcy nadal niewielu jest zainteresowanych bezpośrednim finansowaniem rosyjskich firm.

Ale raport Sbierbanku to nie jedyna przykra niespodzianka, która spotkała Sieczina w ostatnich dniach. Otóż moskiewski sąd wezwał go w charakterze świadka, na toczący się proces byłego ministra Ulukajewa. Sieczin bardzo tego nie chciał, ale wezwanie dostał i składał będzie zeznania już 13 listopada. Prowadząca rozprawę sędzina pytała oskarżających Ulukajewa prokuratorów, czy ich zdaniem, prezes Rosnieftu powinien składać zeznania. Ci odpowiedzieli, że tak, co już samo w sobie jest niemałą sensacją i nikt nie wątpi, że zgoda na publiczne „grillowanie” Sieczina musiała zostać wydana na najwyższym szczeblu. To, co prawda nie piątek, ale i tak szykuje się sensacja i być może, publiczne pranie brudów. W pewnym sensie już się to zaczęło, bo w związku z przeciekiem z kancelarii na Bermudach, okazało się, że była żona Sieczina, ukryła tam idący w dziesiątki milionów dolarów majątek. Ale skąd go wzięła, jeśli z deklaracjami majątkowymi jej męża, wówczas członka rosyjskiego rządu, jej dochód w latach, o których pisze prasa rosyjska, wynosił 0 rubli?

 

 

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka