Marek Budzisz Marek Budzisz
1414
BLOG

Putin forever, a przynajmniej do 2036 roku.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 19

Socjologowie z Centrum Lewady przeprowadzili sondaż zadając Rosjanom pytanie, na jakich, ich zdaniem, grupach społecznych opiera się władza Władimira Putina i czyje interesy ona reprezentuje. 41 % badanych powiedziało, że władza opiera się i reprezentuje interesy siłowików, prawie 1/3 uważa, że są to głównie oligarchowie i managerowie wielkich przedsiębiorstw kontrolowanych przez państwo (25%). Obraz ten uległ pewnej zmianie, kiedy zadano pytanie o społeczną bazę rządzącego Rosją obozu władzy. Tu już ponad 50 %, a dokładnie 51 % uważa, że są to siłowicy, czyli wojskowi i ich rodziny, pracownicy resortu i rozmaitych rozplenionych w Rosji służb bezpieczeństwa, policja etc. Około 1/3 Rosjan uważa, że społeczną bazą obozu władzy są oligarchowie, a niewiele mniej (31 %) myśli w tym wypadku w pierwszej kolejności o urzędnikach. W to, że Władimir Władimirowicz reprezentuje interesy wszystkich Rosjan (6 %) i na ich poparciu opiera swoją władzę (13 %) wierzy znikoma liczba badanych. Wyniki sondażu przeprowadzonego przez największy rosyjski ośrodek badania opinii nie są zaskoczeniem. Potwierdzają je zresztą i inne ankiety. I tak na przykład największym prestiżem dziś w Rosji cieszą się przedstawiciele resortów siłowych i taką drogę kariery obrałaby dla swoich dzieci większość badanych. Jeszcze 10 lat temu była to kariera lekarza, ale czasy się zmieniają, preferencje również.

Nie ma, zatem w tym niczego dziwnego, że w ramach jak można przypuszczać nadchodzącej kampanii wyborczej Putin odsłonił na Krymie pomnik Aleksandra III, któremu przypisuje się maksymę, iż „najlepszym przyjacielem Rosji jest jej armia i flota”. Co prawda wśród historyków nie ma zgody, czy rzeczywiście wypowiedział on te słowa, ale przesłanie jest jasne. Wydaje się, że Aleksander III jest wzorem dla kremlowskiej propagandy z kilku powodów – po pierwsze nie był liberałem, odżegnywał się od reform swego ojca, w tym od przygotowywanych tuż przed jego śmiercią projektów nadania Rosji konstytucji (prace Loris-Mielikowa). Po drugie był konserwatystą, dziś powiedzielibyśmy zwolennikiem tradycyjnych wartości i wreszcie po trzecie chciał ekspansji Rosji, uważał, że sprzedaż Alaski była błędem, doprowadził do zawarcia wymierzonego w Niemcy sojuszu z Francją. Rosyjscy publicyści, zwolennicy obozu władzy, zapominają w tym momencie dodać, że jego brak elastyczności spowodował, choćby w dziele ekspansji, do niemal całkowitego wyeliminowania rosyjskich wpływów z Bułgarii, a tym samym zatrzymał rosyjskie parcie w stronę cieśnin czarnomorskich, ale to szczegół, na który dziś nikt w Rosji nie zwraca uwagi. Przesłanie jest jasne – Rosja ma być silnym państwem, silnym armią i silnym poszanowaniem własnych wartości, swojej odrębnej drogi, w którym cały naród skupia się wokół swego przywódcy.

Dwa tygodnie temu, uchodzący za jednego z głównych ideologów obozu władzy Wiaczesław Surkow opublikował na portalu RT artykuł («Кризис лицемерия. I hear America singing»), na który warto zwrócić uwagę, choć jego odczytanie nie jest proste, bo tekst jest dość nieuporządkowany, pełen aluzji i odwołań literackich. Nikt w Rosji nie wierzy, że tego rodzaju wystąpienie aktywnego polityka tak wysokiego szczebla jest wynikiem jego weny twórczej. Surkow jest też znanym, piszącym pod pseudonimem pisarzem i gdyby odczuwał potrzebę prywatnej wypowiedzi, to mógłby, tak jak to już czynił wielokrotnie, napisać tekst pod pseudonimem. Ale teraz wystąpił pod własnym nazwiskiem, co zdaniem rosyjskich obserwatorów jest czytelnym sygnałem z i dla części obozu władzy. Ujmując całą sprawę w największym skrócie Surkow pisze w swym wystąpieniu o kryzysie polityki opartej na hipokryzji na Zachodzie, o tym, że stosuje on podwójne a nawet potrójne standardy. I takie podejście, w jego opinii powoduje, że Zachód pogrąża się w kryzysie społecznym, bo w dobie najnowszych technologii komunikacyjnych, powszechnego i łatwego dostępu do informacji utrzymanie fałszywej, a przynajmniej przestarzałej, niemodnej, narracji jest niemożliwe. Ludzie to widzą i nie godzą się z takim stanem spraw. Ale zarazem tekst Surkowa jest pochwałą politycznej hipokryzji. W szeregu odwołań do tradycji klasycznej i dziejów Rzymu, pisze on, że „polityczna chytrość” jest zaletą, nie zaś wadą. I dlatego, dowodzi, losy Odyseusza opiewa się w jemu poświęconej epopei, a waleczny Achilles, jest tylko jednym z bohaterów, może najważniejszym, ale tylko jednym z, wysławianych w Iliadzie. Jednym słowem Surkow, dość powszechnie uznawany za cynika, wzywa nie do jakiejś generalnej rewizji tradycji, ale do zmiany, przeredagowania tradycji liberalnej, która, w jego opinii już się kończy. Tak zrobiono w Rzymie pod koniec rządów republikańskich, w miejsce, których przyszło cesarstwo, gwarantujące utrzymanie Imperium. Nie do końca wiadomo pod czyim adresem, Zachodu czy Rosji, kremlowski ideolog kieruje swe wezwania. W mojej opinii to koledzy Surkowa winni odczytać zawarte w jego tekście aluzje i propozycje. Do przekształcenia tradycji liberalnej i zastąpienia jej narracją konserwatywną, przy czym odwołującą się raczej do idei rosyjskiego samodzierżawia niźli europejskiego konserwatyzmu. I chodzi to właśnie o narrację, przykrycie polityki, zarówno w planie wewnętrznym jak i zagranicznym, nową opowieścią na jej temat. Sama polityka się nie zmieni.

Ciekawy jest też wątek, którym kończy się artykuł Surkowa. Otóż kończy on swój wywód tak: „Być może i jutro, z «całego tego chaosu i tego fałszu» oszołomione tłumy zostaną wyprowadzone silną ręką.” I niech nikogo nie zwiedzie to, że Surkow pisze o Carze Zachodu, wieszczonym w licznych komiksach (sic!), ani to, że wielokrotnie powołuje się na słowa piosenek niszowego amerykańskiego zespołu heavy – metalowego. Artykuł kończy się apologią „cyfrowej dyktatury”, która tak, jak cesarstwo pod koniec republiki w Rzymie, zastąpi chylący się ku upadkowi system i zagwarantuje dalsze istnienie Imperium.

I nie jest też zapewne kwestią przypadku, że w ubiegłą sobotę, w porze największej oglądalności w rosyjskim państwowym kanale telewizyjnym Rosja 24, a niedługo potem w popularnym politycznym talk show w kanale Rosja 1, pojawił się nieobecny tam od wielu lat, lider liberalnego Jabłoka Grigorij Jawliński. Wcześniej, co też odnotowali obserwatorzy rosyjskiej sceny politycznej, w federalnych kanałach telewizyjnych pojawiała się również odwołująca się do liberalnych wyborców, kandydatka Sobczak. Ale to nie gospodarka była tematem wywiadów, które Jawliński udzielił rządowym kanałom, mimo, że to jego domena. Dominowały kwestie polityki międzynarodowej – przede wszystkim, wezwanie do uregulowania w trybie porozumienia wielostronnego, kwestii statusu Krymu. Wcześniej również i Sobczak wypowiadała się w podobnym duchu. I obserwatorzy rosyjskiej sceny politycznej są przekonani, że z takim komunikatem wysyłanym pod adresem szerokiej publiczności wyborów w Rosji się nie wygra. Jeżeli kandydat, argumentują, choćby na moment będzie się wahał i nie powtórzy frazy o tym, że Rosja „nie odda Krymu nigdy”, to już, ich zdaniem przegrał rywalizację. O Kseni Sobczak, która w taki sposób wypowiedziała się na konferencji prasowej mającej otwierać jej kampanię napisano nawet, że dała wszystkim potencjalnym kandydatom bezpłatną lekcję pt. „jak przegrać kampanię wyborczą zanim się ją jeszcze zaczęło”.

Kilka dni temu rosyjskie media obiegła informacja, która właściwie przeszła bez echa, ale zwrócił na nią uwagę, redaktor naczelny radia Echo Moskwy Aleksiej Wieniediktow. Otóż szerzej nieznany deputowany do Dumy z frakcji komunistów zaproponował, aby po wyborach prezydenckich zwołać Zgromadzenie Narodowe, które zajmie się przygotowaniem nowej rosyjskiej konstytucji. Obecnie obowiązująca jest już przestarzała, mało tego, nie odpowiada duchowi czasów, bo pisana była przez rosyjskich liberałów epoki jelcynowskiej. Jego zdaniem nie ma, co się spieszyć, czasu jest dość, ale trzeba konstytucję zmienić. I Wieniediktow zastanawia się, czy zapowiedzi te nie są częścią większego planu obecnej ekipy rządzącej Rosją. Na czym miałby on polegać? W skrócie rzecz biorąc na wygraniu najbliższych wyborów prezydenckich, ale w to w Rosji raczej nikt nie wątpi, dokończeniu wymiany kadr – zarówno na szczeblu rządowym, jak i terenowym. Bo już dziś rosyjscy eksperci zauważają, że w sposób planowy i przemyślany czyszczeniu podlegają wszystkie kluczowe dla władzy ośrodki wpływów. W 2015 przeprowadzono czystki w rządzie i wielkich rosyjskich korporacjach, w 2016 zabrano się za resorty siłowe a w tym roku wymienia się zarządzających rosyjskimi guberniami i okręgami autonomicznymi. Od stycznia wymieniono już ¼, czyli 19, szefów regionów. Przy czym, jak zauważono, są to ludzie dość młodzi (średnia wieku 47 lat), często z doświadczeniem w strukturach siłowych, i co najważniejsze, niezwiązani z lokalnymi elitami i układami, a zależni tylko od Kremla. I być może, spekuluje, Wieniediktow już w powyborczej, nowej rzeczywistości, nowa, w sporej części wymieniona elita władzy w Rosji weźmie się za pisanie nowej, na nowe czasy, konstytucji. I może się też okazać, że dotychczas obowiązujący ustrój ulegnie zmianie, a może ograniczenie dwóch kadencji dla prezydenta w ogóle zostanie zniesione, a może, zacznie się je liczyć wraz z nową ustawą zasadniczą od nowa. I w takiej sytuacji wcale nie jest przesądzone, że Władimir Władimirowicz, który jutro w Soczi najprawdopodobniej ogłosi zakończenie rosyjskiej interwencji w Syrii, odejdzie w roku 2024. Bardziej prawdopodobny jest rok 2030, a może 2036. Jednym słowem, przyszłość może należeć do nowoczesnego, „cyfrowego” dyktatora, który gwarantuje przetrwanie Imperium.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka